Recenzja filmu

Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (2016)
Zack Snyder
Leszek Zduń
Ben Affleck
Henry Cavill

Batman vs... Kto? Aaaa, no tak, Superman

Nowy film o superbohaterach DC Universe jest bardzo nierówny. Ogląda się go momentami świetnie, aby innym razem patrzeć na zegarek ile jeszcze zostało do końca. Wychodzimy z kina zadowoleni, aż
To co boli najbardziej to strona fabularna. Historia jakaś tam jest, wszystko jednak skupia się wokół rywalizacji Batmana i Supermana, przez co reszta mających potencjał wątków schodzi na odległy, ledwo widoczny za zachodzącym słońcem plan. W nowym filmie za który odpowiadaZack Snyderbrakuje spójności, niektóre wątki pojawiają się nagle i nikną od tak sobie, są ukazywane w bardzo lakoniczny sposób i momentami widz ma wrażenie, że postacie zapomniały czegoś powiedzieć, co rozjaśniłoby przedstawiony świat. Niesmak budzą również motywy głównych postaci oraz niektóre wyjaśnienia, które powiedzmy sobie szczerze, są wręcz prostackie. Sam powód nienawiści wobec siebie tytułowych bohaterów jest porównywalny wręcz do bójki stereotypowych kiboli po meczu.

W Człowiek ze staligłówny bohater miał jakiś portret psychiczny (nawet jeśli ubogi), swój charakter i swoje problemy. Tutaj nie możemy powiedzieć nawet, że po Supermanie wszystko spływa, bo on filmie... Jedynie jest. Jego postać została spłycona tak bardzo, jak było to możliwe. Nie ma zbyt ważnych kwestii dialogowych, odzywa się niewiele, a to że ma jakiś problem z otaczającym go światem wyczuwamy dopiero w połowie filmu, gdy skarży się mamusi podczas trwającej może minutę rozmowie. Tak, najpotężniejszy bohater DC dostał na przedstawienie swoich emocji raptem 60 sekund. Z tego też powodu ciężko ocenić odtwórcę roli postaci porównywanej do samego Boga.Henry Cavilljedyne co robi to pręży muskuły, świeci oczami i zachowuje non stop tą samą, kamienną twarz, rozluźniając ją jedynie kilka razy w celu posłania schematycznego uśmieszku czy grymasu.

Cieszy niesamowicie zupełnie nowa postać Batmana. Wiele osób zastanawiało się, czy Ben Affleckpodoła zadaniu i nie zmarnuje niesamowitego charakteru, do którego po latach przekonał do siebie widzówChristian Bale. Film skupia się głównie na Nietoperzu, który jest zupełnie inny niż ten znany z trylogii Christophera Nolana. Teraz Bruce Wayne to postać dużo bardziej mroczna, wręcz spaczona wydarzeniami z Gotham. Ma swoje cele i nic go nie powstrzyma od ich osiągnięcia, zaczął również zabijać wrogów zamiast jedynie ich obezwładniać. Bohater intryguje swoją innością wobec postaci postaci znanej z "Mrocznego Rycerza", momentami zdaje się być nawet starym zgredem. Affleck zagrał inaczej niż Bale, co zresztą mu się znakomicie udało, Batman zaś jest postacią którą ciągnie cały film do przodu.

Wielu narzeka, że Jesse Eisenbergjako Lex Luthor wypada komicznie, nie zaś przerażająco. Ja również spodziewałem się postaci mroczniejszej, budzącej grozę i potężnie zbudowanej. Problem polega na tym, iż wszyscy sądziliśmy, że to Eisenbergbędzie głównym czarnym charakterem. Otóż nie, w filmie Snydera nie ma postaci czysto złej, tak samo jak nie ma prawdziwie dobrej. Nowy Luthor zaś to przede wszystkim nadziany kasą koleś, który ma po prostu nie po kolei w głowie. Jest postacią intrygującą bardziej niż nowy Batman, zwłaszcza dzięki świetnej mimice i sposobie wypowiadania się. Wiele osób może na niego narzekać, ja osobiście mam nadzieję, iż jego wątek będzie kontynuowany w kolejnej części.

Inne postacie, które zapamiętuje się po seansie to typowa "damulka w opałach", czyli dziewczyna Supermana (Amy Adams), która może nie irytuje swoją bezradnością, ale jest postacią, której głównym celem jest po prostu zmiękczenie ciężkiej, napakowanej testosteronem atmosfery. Wiarygodnie wypada Holly Hunterjako przedstawicielka rządu. Zupełnym zaskoczeniem jest postać lokaja Batmana, czyli Alfreda. Jeremy Ironsjest przeciwieństwem poczciwego staruszka, którego odgrywał wcześniejMichael Caine. Nowy Alfred jest tylko nieznacznie starszy od Bruce'a, wydaje się również zbyt energiczny. Bardziej pasowałby na jego kompana w walce, aniżeli służącego. Idealnie w rolę Wonder Woman wpasowała się Gal Gadot- tajemnicza, charakterna i nieustępliwa.
.

Jeżeli jesteśmy przy walkach, jest to właśnie element, który wyszedł najlepiej. Zack Snyderczęsto stosuje charakterystyczny dla siebie bullet-time i nagłą zmianę kamery. Akcji jest sporo, jest niesamowicie chaotyczna, choć w końcówce filmu kuje to samo co w "300"- czyli komputerowość. Przy finalnym pojedynku film wygląda już bardziej jak gra, tyle że zamiast po pada, sięgamy do... Pełnego nadal pudełka z popcornem.

Pełnego, bo przez 3/4 filmu cały czas oglądamy i wyłączamy się z rzeczywistości. Pod tym względem obraz jest bardzo nierówny. "Batman v Superman" zaczyna się od leniwych i każdemu już dobrze znanych wspomnień Bruce'a, potem ostro się rozkręca, non stop śledzimy poczynania nawet tych płytkich bohaterów, aby w końcówce patrzeć na zegarek, ile jeszcze zostało do końca. Ostatnie 25 minut jest nudne dlatego, że dostarcza nam dokładnie to samo co wcześniej, czyli rozwałkę. Walka z wielkim workiem mięsa nie jest już nawet w żaden sposób innowacyjna, na ekranie zaczyna wiać przewidywalnością i rzeczami, które już dawno multum razy widzieliśmy, jak np. wyrzucanie w kosmos. O ile na początku widz mocno angażuje się w oglądanie, o tyle w końcówce zaczyna wbrew pozorom ziewać i zajmować się niedojedzonym popcornem.

Bardzo rozczarowany jestem muzyką. Hans Zimmerprzyzwyczaił nas do napakowanych epickością i dramaturgią nut, tutaj natomiast są zazwyczaj mało odczuwalne, bądź zwyczajnie drażnią. Wszystko przebił zaś motyw muzyczny z wspomnianej już finalnej bitwy, który nadawałby się co najwyżej do kolejnej części Mortal Kombat niż do bardzo poważnego filmu o superbohaterach.

W stwierdzeniu "bardzo poważnego filmu" nie ma ani grama ironii, ze względu na ciężki klimat obrazu. Przyzwyczajeni do marvelowskiego kina widzowie nie znajdą tu praktycznie żadnych żartów, podczas seansu widownia raptem dwa razy się uśmiała, z czego raz na reklamach. Twórcy ukazują superbohaterów z zupełnie innej strony - mrocznej, brutalnej, nieznanej nam wcześniej. Świat przedstawiony jest w depresyjnych kolorach, momentami również tak ciemny, iż na prawdę niewiele widać, choć możliwe, że był to zabieg celowy. W tym świecie nie ma wiele miejsca na miłość czy sprawiedliwość. Są chore ambicje, egoizm oraz nienawiść.

Aż dziwi, że przy tak negatywnie nastawionym świecie oraz lekko filozoficznych monologach Lexa Luthora, film jest tak słaby fabularnie. Brakuje mu nici, która ścisnęła by go w jedną całość. Chciano tu upakować zbyt wiele, bądź zrobiono to na tyle nieumiejętnie, iż momentami można się pogubić. Zwłaszcza że niektóre wydarzenia wyjaśniane są w iście prostacki sposób, który powoduje tylko zażenowanie na twarzy, a z Supermana zrobiono bezmózgiego buraka. Jasne, film ratuje się efektami i innowacyjnym, bardzo ciekawym podejściem do superbohaterów, jednak jest to "must see" tylko dla fanów takiej tematyki. Cała reszta również nie będzie żałowała pieniędzy wydanych na bilet do kina, bo ogląda się to serio przyjemnie, ale o problemach z zaśnięciem jak to po genialnym seansie bywa, nie ma mowy.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przez wiele lat wszyscy fani Batmana i Supermana czekali z niecierpliwością na ich konfrontację na dużym... czytaj więcej
Ciężko we wstępie do tak gorąco wyczekiwanego filmu napisać coś, co nie nosiłoby znamion truizmu. Gdy... czytaj więcej
Dzieło tworzone z pasją. Film, który na nowo pokaże oblicze Supermana. Film, który wyciśnie z widza... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones