Recenzja filmu

Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I (2010)
Agnieszka Matysiak
David Yates
Daniel Radcliffe
Rupert Grint

Brudny Harry

"Harry Potter" to absolutny światowy fenomen. Seria powieści zaskarbiła sobie serca milionów ludzi na całym świecie (w tym także moje). Ekranizacje miały swoje wzloty i lekkie upadki, jednak
"Harry Potter" to absolutny światowy fenomen. Seria powieści zaskarbiła sobie serca milionów ludzi na całym świecie (w tym także moje). Ekranizacje miały swoje wzloty i lekkie upadki, jednak ogólnie można powiedzieć, że filmy o młodym czarodzieju to kawał porządnej kinowej magii, której oglądanie jest samą przyjemnością. Jaka jest pierwsza część wielkiego finału? To bardzo dobre kino i wyśmienity "Potter", jednak czuć, że jest tylko "fragmentem" większej całości.

"Insygnia Śmierci: część I" to jedynie wstęp do finałowego rozdziału. Harry, Ron i Hermiona rozpoczynają swoją podróż w poszukiwaniu pozostałych horkruksów, czyli artefaktów, w których Voldemort umieścił części swojej duszy. By jednak ostatecznie pokonać Czarnego Pana, Potter będzie musiał wiele poświecić. W końcu, tylko jeden z nich może przeżyć. Yates bardzo dokładnie przenosi powieść na ekran i pierwszy raz w historii serii malkontenci mogą wyrzucić w kąt hasła: "Tak nie było w książce!" czy też "Gdzie jest to i to?!". Wszystko oczywiście dzięki temu, że film został podzielony na dwie części. Niestety plusy niosą też ze sobą minusy - tego obrazu nie można traktować jako osobnego tworu. Owszem, zakończenie "części I" jest naprawdę zgrabne, ale nic nie zostaje rozwiązane. Gdy kręci się historię podzieloną na dwie części tworzące jakąś całość, trzeba pamiętać o tym, że pierwszy "rozdział" powinien zostawić widza z taką samą liczbą pytań jak i odpowiedzi. Z oczywistych względów (książka nie przewidywała "dzielenia") nie dostajemy praktycznie żadnych odpowiedzi, a ostatnie dwadzieścia minut to ciągłe mnożenie pytań. Dlatego właśnie uważam, że siódmy Potter, podzielony na dwie części (z przyczyn czysto marketingowych), powinien być jednym filmem, ponieważ bardzo trudno jest ocenić tylko wstęp, nie znając zakończenia. 

Jednak jako wprowadzanie, pierwsze "Insygnia Śmierci" są wyśmienite. To zdecydowanie najlepsza część serii jaka wyszła spod ręki Yatesa, a moje narzekania dotyczące mglistego "kręgosłupa fabularnego" w "piątej" i "szóstej" ekranizacji odchodzą w niepamięć. Reżyser bardzo umiejętnie buduje atmosferę i kinową magię, świetnie wykorzystując pierwowzór. Jeśli jesteśmy już przy kinowej magii - to wizualny majstersztyk. Nie chodzi mi nawet o efekty specjalne, tylko o klimat, który wylewa się z ekranu. Mroczny duch powieści został oddany w stu procentach.

Aktorzy spisują się świetnie, główne trio naprawdę daje radę, jednak, jak zwykle w "Potterach", to drugi plan złożony z elity brytyjskich aktorów jest najgenialniejszy. Helena Bonham Carter, która po raz kolejny bawi się swoją kreacją psychopatycznej Belatrix, zimny jak lód Voldemort Fiennesa, ale także nowi - Rhys Ifans jako Ksenofilius Lovegood, który jest wprost stworzony do tej roli.

"Harry Potter i Insygnia Śmierci: część I" to naprawdę świetne kino, które jest autentycznie magiczne, jednak po seansie czuć lekki niedosyt. To nie jest osobny film i żeby ocenić go w należyty sposób trzeba poczekać do lipca i premiery "części II". Bo jak wiadomo, nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Fandom Harry'ego Potter bywa niebezpieczny: jeden błąd twórców ekranizacji książek o dzieciaku, przez... czytaj więcej
Nigdy nie potrafiłem pojąć niezadowolenia, jakie pojawiło się po ogłoszeniu przez Warner Bros decyzji o... czytaj więcej
Harry'ego Pottera nie trzeba przedstawiać chyba nikomu. Historia wymyślona przez samotną matkę w czasie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones