Recenzja filmu

Gniew (2017)
Ludwig Shammasian
Paul Shammasian
Orlando Bloom
Janet Montgomery

Ciężkie metafory, fałszywe tony

Największe wątpliwości budzi to, w jaki sposób "Gniew" rozwiązuje centralny wątek i problem filmu. Seksualna przemoc w Kościele katolickim zostaje tu ostatecznie przeniesiona z płaszczyzny
Temat ofiar księży pedofili nie jest łatwy do pokazania w kinie. Budzi wielkie kontrowersje, wymaga empatii, ale także dystansu, umiejętności przełożenia tragedii ofiar na filmowe środki wyrazu, na interesującą widza historię. W głośnym "Spotlight" ofiary są w tle, główny wątek skupia się na dziennikarskim śledztwie, odsłaniającym mechanizmy ukrywania przez Kościół katolicki sprawców i uciszania ofiar. W "Gniewie" odwrotnie – w centrum postawiona jest dorosła ofiara, a jej perspektywa nie jest przefiltrowana przez spojrzenie żadnej osoby trzeciej.


Malky (Orlando Bloom) pracuje jako robotnik przy wyburzeniach. Widać, że mężczyzna ma jakiś problem. Pije, wdaje się w bójki, nie jest w stanie poradzić sobie z buzującym w nim gniewem. Trafił kiedyś do więzienia. Wyraźnie boi się prawdziwej bliskości w relacji ze swoją partnerką, Emmą. Ich seks jest brutalny, ostry, przemocowy. Jak się domyślamy, ktoś musiał kiedyś Malky'ego skrzywdzić. Szybko zgadujemy, że ma to związek z Kościołem katolickim i księdzem, który po latach wraca do parafii mężczyzny.

Reżyserujący film bracia Shammasian z pewnością sprawnie posługują się językiem brytyjskiego kina społecznego. Mają zmysł obserwacji, ich obraz katolickiej klasy robotniczej w Wielkiej Brytanii jest przekonujący. Potrafią też prowadzić aktorów. Niestety, pracują na słabym, nieprzekonującym scenariuszu. 

Rozchodzi się on na kilku poziomach. Nie jest w stanie przekonująco ukazać problemów Malky'ego i ewolucji jego postaci. Zwłaszcza wątek relacji mężczyzny z Emmą jest źle napisany, niewiarygodny, nie wiemy właściwie, dlaczego ta dwójka ciągle kłóci się i wraca do siebie.

Drażni nachalna symbolika, łopatologicznie wprowadzająca w dramat Malky'ego religijne motywy. Mężczyzna pracuje przy wyburzaniu neogotyckiego kościoła, tego samego, do którego uczęszczał jako dziecko. W jednej ze scen zdejmuje ze ściany wielki krucyfiks i dźwiga go na ramieniu – metafora jest tu doprawdy słaba i oczywista.


Największe wątpliwości budzi jednak to, w jaki sposób "Gniew" rozwiązuje centralny wątek i problem filmu. Seksualna przemoc w Kościele katolickim zostaje tu ostatecznie przeniesiona z płaszczyzny społecznej na czysto moralną, a nawet religijną. Takie ujęcie tematu rozmywa fundamentalne kwestie, jakie powinien poruszyć ten film: odpowiedzialności instytucji za systemowe ukrywanie nadużyć jej funkcjonariuszy, milczenia katolickiej społeczności, stojącej po stronie księży, nie ich ofiar, stosunków władzy wpisanych w relacje między kapłanem a oddanymi mu w opiekę dziećmi.

Zamiast tego otrzymujemy bardzo dziwną i niesatysfakcjonującą opowieść o chrześcijańskim przebaczeniu i zemście, która nie tylko oferuje nieprzekonujące filmowo rozwiązanie, ale także w trudny do zaakceptowania sposób zaciera granice tego, kto jest w całej sytuacji tak naprawdę ofiarą, a kto sprawcą. Ostatnia scena manipuluje nami emocjonalnie, zostawia z poczuciem raczej nieudanego moralnego szantażu.

Tak ważny i kontrowersyjny temat jak pedofilia w Kościele zasługuje na znacznie głębiej przemyślany film. "Gniew" nie stawia w tej kwestii zbyt wysoko poprzeczki.
1 10
Moja ocena:
4
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones