Recenzja filmu

Iron Man (2008)
Jon Favreau
Robert Downey Jr.
Terrence Howard

Człowiek w żelazie

"Iron Man" pod pozorem komiksowej rozróby pokazuje jak z szanowanego Republikanina zrobić naiwnego Demokratę.
Tony Stark (Robert Downey Jr) pije whisky z lodem, zalicza panienki z rozkładówek "Maxima", a w wolnym czasie konstruuje broń masowego rażenia. Krótko mówiąc: swój chłop. Bohaterem nie targają rozterki moralne do czasu, aż zostaje pojmany na pustyni przez grupę rebeliantów pod wodzą łysego demona (Faran Tahir). Ten rozkazuje bohaterowi skonstruowanie śmiercionośnych rakiet, dzięki którym mógłby władać okolicą. Tony czuje, że po spełnieniu zadania zostanie zlikwidowany i próbuje temu przeciwdziałać. W prymitywnych warunkach tworzy metalową zbroję. Dzięki niej udaje mu się oswobodzić z rąk prześladowców i wrócić do USA. Nie jest już jednak tym samym człowiekiem – odkrył, że produkowana przez niego broń służy mordowaniu niewinnej ludności. Snuje plany ratowania świata w kostiumie superbohatera, co niezbyt podoba się jego bliskiemu współpracownikowi (Jeff Bridges). "Iron Man" pod pozorem komiksowej rozróby pokazuje jak z szanowanego Republikanina zrobić naiwnego Demokratę. Stark święcie wierzy, że dzięki swej bojowej zbroi jest w stanie ocalić świat. Bohater (a może twórcy?) nie zauważają jednak, że wszystkie walki z bandytami mają wymiar mikro i nie zmieniają ogólnej sytuacji na świecie. Zamiast ładować miliony dolarów w militarne zabaweczki, należałoby wspomóc finansowo uchodźców z Darfuru bądź szkoły w Afryce. Serce ma się po lewej stronie, a portfel po prawej. Polityka polityką, a widz oczekuje wybuchów, jęku umierającego motłochu i iskier sypiących się z wgniatanego metalu. Czego tu nie ma? Utrzymaną w "oldschoolowym" stylu potyczkę z rebeliantami jest w stanie pobić chyba tylko podniebna ucieczka przed myśliwcami. W przeciwieństwie do większości prymitywów odpowiedzialnych za komiksowe ekranizacje reżyser szanuje osobę, która kupiła bilet na jego film. "Iron Man" pozbawiony jest infantylizmu, trzyma dobre tempo i ma dopalacze w postaci skrzących humorem dialogów. Rakietowym balem przebierańców rządzi jednak Downey Jr tworzący na ekranie postać kabotyńskiego miliardera. Ten facet potrafi wyznać dziennikarzom wprost: "jestem Iron Manem". Nie musi się kryć z drugą tożsamością jak pospólstwo w typie Spider-Mana. Lubi się go bez zastrzeżeń. Szkoda tylko, że niedola wśród terrorystów przetrąciła w nim słuszny światopogląd.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W ostatnich latach namnożyło się ekranizacji komiksów o superbohaterach. Hollywoodzkie wytwórnie już... czytaj więcej
Istnieją dwa typy filmów. Są takie, które widza cieszyć będą zaledwie do kilku dni po ich obejrzeniu i z... czytaj więcej
Ostatnimi czasy mieliśmy "przyjemność" oglądać wiele ekranizacji komiksów Marvela. Oczywiście wszystkie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones