Recenzja filmu

Biegacze (2017)
Łukasz Borowski

Ekstremiści

"Biegacze" mają klasyczną, dokumentalną strukturę: równolegle śledzimy przygotowania do ultramaratonu, słuchamy "gadających głów" – głównie opowieści o filozofii życiowej i motywacjach bohaterów
Będzie to pewnie wielkie uproszczenie, ale maniaków biegania zawsze kojarzyłem z monokulturą korporacyjną. Wyznaczyć kwartalne cele, rozpisać szczegółowy plan i cisnąć wbrew sygnałom z własnego ciała. Język też jakby podobny: motywacje, walka ze słabościami, opuszczanie stref komfortu, kryzysy. Taki fizyczny coaching dla znudzonych bankowców. Tymczasem sporą wartością "Biegaczy" Łukasza Borowskiego jest właśnie przełamanie tej klasowej perspektywy i wyjście z ciasnego obrazka korpo-warszawki przyspawanej do swoich pulsometrów. 

   

W filmie dostajemy trzy odmienne życiorysy, różne backgroundy społeczne, hierarchie wartości i światopoglądy. Jedynym, co zdaje się bohaterów łączyć, jest skłonność do ekstremalnych wyzwań i obniżona tolerancja na porażkę. Jasne, wszystko to już gdzieś widzieliśmy, a motywacje nakręcające biegaczy pokrywają się niemal w stu procentach z obiegowymi wyobrażeniami. Nie przeszkadza to jednak w czerpaniu sporej przyjemności z patrzenia, jak współcześni katorżnicy biczują się ku pokrzepieniu własnego ego. I nie jest to wcale sadyzm voyeura, ale stary jak idea olimpijska zachwyt nad możliwościami ludzkiego ciała i umysłu. 

Ekstremalni biegacze żyją w kontrze do nowoczesnych ideologii bezpieczeństwa i praktyk wellness. W końcu kto "normalny", wbrew zaleceniom lekarzy, startuje w Biegu 7 Szczytów, gdzie 240 kilometrów ciężkiej trasy (wspinaczka, górskie szlaki) należy pokonać w maksymalnie 52 godziny? A jeszcze bohaterowie Borowskiego nie chcą po prostu biec – oni chcą wygrać. Wiesław – najbardziej "typowy" z ultramaratończyków, menadżer w dużym banku – całe swoje życie ma rozplanowane w najdrobniejszych detalach i zamknięte w ramki Excela. Cele na dany dzień, kolejny tydzień, następny miesiąc; kariera, rozwój osobisty i sypiące się związki. To korporacyjny robot, który potrafi mówić wyłącznie językiem pseudocoachingu, a przy tym na trasie sprawia wrażenie najbardziej wyluzowanego. Agata to z kolei antyteza świata sukcesu: cicha, zamknięta w sobie, mieszka na wsi z dziećmi i mężem, pracuje w McDonaldzie. Pod grubym pancerzem chowa wielki strach przed porażką – wicemistrzyni Europy w Muay Thai, zasłynęła kontynuowaniem walki mimo otwartego złamania ręki. Jest jeszcze Michał, najbardziej utytułowany i doświadczony z całej trójki, typ podróżnika i zdobywcy, który gardzi światem dóbr materialnych i karmi ego historią własnej wyjątkowości: zdobytymi szczytami i pokonanymi kilometrami.

   

"Biegacze" mają klasyczną, dokumentalną strukturę: równolegle śledzimy przygotowania do ultramaratonu, słuchamy "gadających głów" – głównie opowieści o filozofii życiowej i motywacjach bohaterów – i w końcu patrzymy na sam przebieg zawodów. Najciekawszy z tej triady jest oczywiście maraton – co rusz dopadające sportowców kryzysy, wrzaski bólu i zwątpienia; sinusoida cierpień i euforii, ilustrowana dudniącą, elektroniczną muzyką. Jeśli Borowski mówi w wywiadach, że chciał pokazać "nieosiągalny w życiu codziennym stan", w którym biegacze "dotykają swojej prawdziwej natury" i czują, że "żyją naprawdę", to jego zamysł wypala tylko połowicznie. Ja – jako totalny laik – widziałem w jego bohaterach przede wszystkim torturowane ciała: wymioty, spuchnięte kostki, palpitację serca, trudności z oddychaniem, odwodnienie. Sporo fizycznego mięsa, dużo graniczącego z obłędem przekonania o własnych nadludzkich możliwościach, za to niewiele ducha czy "odmiennych stanów świadomości". 

Największym filmowym hardcorem jest bez wątpienia Michał: startuje z poważną kontuzją kolana, lekarz daje mu dyspensę na 10, 20 kilometrów, a on i tak robi ponad 170. Dlaczego? Co chce udowodnić sobie i światu? I dlaczego Agata tak bardzo boi się porażki w sporcie, ale już nie w życiu zawodowym czy osobistym? Czemu Wiesław działa w systemie "wyzwań dziennych", a nie potrafi normalnie pogadać z dziewczyną? Odpowiedzi dostarcza prosta, chociaż w tym przypadku szczera i trudna do podważenia psychologia: że lęki, że kompensowanie krzywd doznanych w dzieciństwie, patologiczne środowisko, wielkie ego, życie książkowymi fantazjami, paniczny strach przed utratą kontroli itd. To wszystko nie daje jakiegoś wielkiego pola do interpretacyjnego popisu, ale pewnie wcale nie musi. Ważne, że wytrąca z kolein ugruntowany schemat biegania jako zabawy dla rozpieszczonych, drżących o własne życia mieszczuchów. Ekstremalna wersja tego sportu przypomina raczej współczesne galery, tyle że za kajdany robi ludzki umysł. Jak się okazuje, nadzorca surowszy od najtwardszego bicza. Dla pieszczoszków z pulsometrami nie ma zmiłuj. 
1 10
Moja ocena:
6
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones