Recenzja filmu

Dunkierka (2017)
Christopher Nolan
Fionn Whitehead
Tom Glynn-Carney

Exodus na bezdechu, czyli wojna inna niż wszystkie

Kosztująca 100 milionów dolarów (co i tak jest wynikiem stosunkowo mizernym, zestawiając ją z poprzednimi filmami reżysera) "Dunkierka" udowadnia jednak, że Brytyjczyk potrafi te pieniądze
Nolan ma jaja, bez wątpienia. Jako jeden z nielicznych hollywoodzkich reżyserów może pozwolić sobie na realizację projektów w pełni autorskich, korzystając przy tym z ogromnych budżetów. Kosztująca 100 milionów dolarów (co i tak jest wynikiem stosunkowo mizernym, zestawiając ją z poprzednimi filmami reżysera) "Dunkierka" udowadnia jednak, że Brytyjczyk potrafi te pieniądze należycie ulokować, dając przy tym po raz kolejny świadectwo swego niezwykłego zmysłu plastycznego i wielkiego talentu do poruszania się w filmowej materii.



"Dunkierka" jest autorską próbą rekonstrukcji jednej z najbardziej dramatycznych operacji przeprowadzonych przez aliantów w czasie II wojny światowej. Fabuła podzielona została symultanicznie na trzy dynamiczne epizody, rozgrywające się równolegle w różnych lokalizacjach (na lądzie, morzu i w powietrzu) oraz na różnych płaszczyznach czasowych (godzina, dzień oraz tydzień). Te trzy wątki, trzy odmienne perspektywy, połączone zostały ze sobą zgodnie z zasadami montażu równoległego, tworząc jedyną w swoim rodzaju audiowizualną impresję. Jest to zabieg o tyle fascynujący, że to nie alianccy żołnierze, a właśnie czas odgrywa w "Dunkierce" rolę pierwszoplanową. Wyznacza on, po pierwsze, ramy struktury narracyjnej, a po drugie – temat przewodni (nieustające tykanie zegara) partytury Hansa Zimmera, który stosuje tutaj wywodzącą się jeszcze ze Złotej Ery i zaczerpniętą od Richarda Wagnera, strukturę lejtmotywiczną, skutkującą ciągłym podtrzymywaniem napięcia (pojawienie się lejtmotywu motywowane było nie muzycznymi, a właśnie dramaturgicznymi potrzebami kompozycji).

Swoje fascynacje czasem, Nolan zdradzał już podczas realizacji "Memento", gdzie posłużył się narracją wsteczną i mozaikową konstrukcją. Również w przedostatnim swoim filmie – "Interstellar", wykazywał ogromne fascynacje czasoprzestrzenią, sięgając znacznie dalej, bo do teorii względności Alberta Einsteina. Doskonałość w tej materii osiągnął jednak bez wątpienia w "Incepcji", dzieląc fabułę na kilka struktur narracyjnych, na wzór warstw snu (na każdej z nich czas upływał oczywiście w innym tempie). Żaden z tych filmów nie byłby jednak dziełem kompletnym, gdyby właśnie nie muzyczna ilustracja Zimmera ("Time" z soundtracku do "Incepcji" to absolutne mistrzostwo!).



To, co istotne z punktu widzenia fabuły to fakt, że w "Dunkierce" brak jest konkretnych, wyrazistych postaci. Mamy tu do czynienia ze zbiorowym bohaterem historycznych wydarzeń zmagającym się jednocześnie z naturą i materią. Wrzucenie widza w sam środek emocjonującej akcji, pozbawienie żołnierzy określonej tożsamości, a scenariusza nadmiernych dialogów skutkuje, paradoksalnie – pogłębieniem emocji i dramaturgii. Tak, jak na prawdziwym froncie, tak i tutaj, w fikcyjnie wykreowanej rzeczywistości ekranowej, bohaterowie nie mają czasu na wchodzenie ze sobą w złożone interakcje – liczą się tylko dwie rzeczy: uciec i przetrwać. Nolan świadomie wykorzystuje swoje ulubione figury "everymanów", co sprawia, że łatwiej jest nam się identyfikować z ukazanymi sytuacjami. Reżyser znakomicie gra także gatunkową ikonografią, rezygnując z prostego podziału "my" i "oni", na rzecz perspektywy "tu" i "teraz". Przeciwnik jest w "Dunkierce" niemal bezosobowy, nie posiada twarzy, ani nawet imienia. Słowo "Niemiec" nie pada tu właściwie ani razu. Pod tymi względami, w kategorii kina wojennego, to film wręcz awangardowy, wznoszący filmowy realizm na zupełnie nowy poziom.

Immercyjność tego emocjonującego spektaklu nie byłaby oczywiście tak skuteczna, gdyby nie "żyjąca" kamera, która nie opuszcza uczestników ewakuacji ani na krok, niemal bez przerwy spoglądając na ich twarze – bez względu na to, czy ci znajdują się akurat w ciasnym kokpicie samolotu, na pokładzie zatłoczonego statku czy też pod wodą. Absolwentowi łódzkiej filmówki – operatorowi Hoyte van Hoytemie udało się oddać osamotnienie i zaszczucie żołnierzy oraz wszechobecne poczucie zagrożenia, które mimo, że anonimowe – to bez wątpienia realne. Wszak tego, czego nie widzimy, boimy się najbardziej.



Jeśli mowa o bohaterach, nie sposób nie pochwalić udanych decyzji castingowych. Oprócz znajomych twarzy aktorskich weteranów – Marka Rylance'a, Cilliana Murphy'ego, Kennetha Branagha, czy chowającego się za maską Toma Hardy'ego, na ekranie pojawiają się także aktorzy dotąd nieznani blockbusterowej widowni (m.in. Harry Styles – eksczłonek brytyjsko-irlandzkiego boysbandu). Sięgnięcie po naturszczyków, również zadziałało na korzyść opowieści. Pośród setek tysięcy żołnierzy nie dostrzegamy właściwie żadnej znajomej twarzy – są oni dla nas anonimowi, tak jak anonimowy jest wróg. Sprawia to, że ukazana historia może być traktowana uniwersalnie – po obu stronach barykady mógłby stanąć właściwie ktokolwiek.

Mimo bez wątpienia fascynującej konstrukcji i wszelkich fabularnych niuansów, "Dunkierka" jest dla mnie przede wszystkim świadectwem reżyserskiego tryumfu; technicznej maestrii i wizjonerskiego spojrzenia na filmowe medium. Nolan od lat  konsekwentnie rewolucjonizuje kino pod względem wykorzystywanych środków filmowego języka. W tym przypadku szczególnie imponują dwie kwestie: decyzja zastosowania masywnych, imaxowych kamer i taśm w formacie 70 mm oraz rezygnacja z komputerowych efektów specjalnych na rzecz praktycznych (w filmie wykorzystano repliki autentycznych maszyn bojowych, w tym słynnych, brytyjskich Spitfire'ów).

Jedno mnie z kolei w tym filmie drażni: patetyczne zakończenie. Oczywiście można próbować je bronić, a samą "Dunkierkę" czytać jako film patriotyczny o odwadze, determinacji i poświęceniu, ale nie zmieni to faktu, że ostatnie pięć minut wygląda jak przeklejone z innej, przeciętnej amerykańskiej produkcji. Na pierwszy plan wynurza się w nich łopatologiczna dosłowność: w obliczu tak dramatycznych wydarzeń, już samo przetrwanie jest zwycięstwem. I ja się z tym bez wątpienia zgadzam, ale osobiście byłbym bardziej usatysfakcjonowany, gdyby film zakończył się 10 minut wcześniej.

PS. Jeśli macie taką możliwość, obejrzyjcie "Dunkierkę" w kinach IMAX – na tych wielkich ekranach w pełni docenicie jej piękno.
9/10
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Christopher Nolan jest twórcą wybitnym, ale i w pewnym sensie bardzo specyficznym. Nie sposób wytknąć... czytaj więcej
"Memento" jest filmem, który na przełomie wieków wprowadził powiew świeżości do amerykańskich thrillerów.... czytaj więcej
Żartobliwi powiedzą, że Christopher Nolan, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom wakacyjnych kinomanów,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones