Recenzja filmu

Kochankowie jednego dnia (2017)
Philippe Garrel
Éric Caravaca
Esther Garrel

Garrelowszczyzna

Kryjący się w filmie potencjał prędko zostaje zamordowany przez typowe dla Francuza manieryzmy. Należy do nich choćby jawny brak dbałości o logikę postępowania bohaterów. Protagoniści Garrela
Philippe Garrel to z pewnością autor kina, który przez całe życie kręci właściwie ten sam film. Szkoda tylko, że przeważnie bywa on nieznośnie pretensjonalny. Choć reżyser doświadcza wzlotów ("Powiew nocy"), znacznie częściej zdarzają mi się upadki ("Gorące lato", "Granica świtu"). "Kochankowie jednego dnia" nie poprawią tej niechlubnej statystyki. W najnowszym filmie Garrela szansa na ciekawe kino obyczajowe została zmarnowana, bo reżyser bardziej niż bohaterami wydaje się zainteresowany cyzelowaniem kunsztownej formy.



Porażka Francuza boli tym bardziej, że w punkcie wyjścia jego intencje wydawały się szczere. Kino Garrela w ogóle sprawia wrażenie osobistego i trudno się temu dziwić – biografia reżysera stanowi gotowy materiał na film, najpewniej dozwolony od lat 18. Francuz zdążył być już dandysem wykrzykującym gniewne hasła na barykadach Maja '68, awangardowym twórcą realizującym eksperymentalne filmy pod wpływem LSD, aż wreszcie upadłym narkomanem, którego trzeba było leczyć elektrowstrząsami. W międzyczasie Garrel prowadził, rzecz jasna, bogate życie uczuciowe, naznaczone trzema małżeństwami i niezliczoną ilością romansów.

Właśnie skomplikowane relacje reżysera z płcią przeciwną znajdują swoje odzwierciedlenie w "Kochankach...". W filmie Francuza banalny romans profesora filozofii ze studentką ulega komplikacji, gdy w mieszkaniu naukowca zjawia się znienacka jego nastoletnia córka. Cała trójka zaczyna prowadzić ze sobą skomplikowaną grę, której stawkę stanowi wzajemna uwaga i poczucie emocjonalnej bliskości. Podczas seansu łatwo odnieść wrażenie, że będący w szczytowej formie Woody Allen nakręciłby na ten temat przewrotne arcydzieło. Niestety, "Kochankowie..." ani przez chwilę nie pozwalają nam zapomnieć, że mamy do czynienia tylko ze schyłkowym Garrelem.



Kryjący się w filmie potencjał prędko zostaje zamordowany przez typowe dla Francuza manieryzmy. Należy do nich choćby jawny brak dbałości o logikę postępowania bohaterów. Protagoniści Garrela wydają się wycofani i przepełnieni apatią, by za chwilę zaskoczyć nas histeryczną ostentacją. Niekonsekwencja ta byłaby pewnie łatwiejsza do zniesienia, gdyby reżyser próbował potraktować  skłonnych do przesady i egzaltowania się własnym cierpieniem bohaterów z ironią. Niestety, w świecie Garrela problemy paryskich burżujów, które pod pewnymi względami można by uznać za elitarystyczne fanaberie, przedstawia się wyłącznie z nabożną powagą.

Znamionująca taką postawę staroświeckość znajduje swoje odbicie także na płaszczyźnie filmowej formy. Utrzymani w nieśpiesznym tempie, celebrujący wystudiowane piękno czarno – białych zdjęć "Kochankowie..." w zamierzeniu reżysera mieli być zapewne hołdem dla Francuskiej Nowej Fali. W rzeczywistości jednak stanowią dla niej pocałunek śmierci - pokazują, że ruch, który niegdyś słynął z buntowniczej energii, można łatwo odrzeć z drapieżności i zamienić w skonwencjonalizowany, przeestetyzowany banał.



Jeśli ktokolwiek okazuje się zdolny, by chwilami wynieść "Kochanków..." ponad ten poziom, to tylko Esther Garrel. Córka reżysera udowadnia, że kamera zwyczajnie ją kocha. W roli łaknącej kontaktu z ojcem Jeanne, jednocześnie prowokacyjna i niewinna aktorka nawiązuje do emploi największych diw francuskiego kina, z Godardowską Anną Kariną na czele. Esther Garrel nie wydaje się przy tym zapatrzona w przeszłość i ma w sobie ładunek – tak rzadko charakteryzującej kino jej ojca – naturalności. Miejmy nadzieję, że już wkrótce panna Garrel zyska szansę potwierdzenia swojego talentu w filmach znacznie lepszych niż "Kochankowie...".
1 10
Moja ocena:
5
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones