Recenzja filmu

Chłopcy z ferajny (1990)
Martin Scorsese
Robert De Niro
Ray Liotta

Genialny obraz amerykańskiej mafii

Widzom na całym świecie znane są słynne, filmowe duety o układzie reżyser-aktor (rzadziej twórca-kompozytor). Wówczas takie "pary" tworzą wspólnie kilkanaście dzieł, a ich współpraca nieraz
Widzom na całym świecie znane są słynne, filmowe duety o układzie reżyser-aktor (rzadziej twórca-kompozytor). Wówczas takie "pary" tworzą wspólnie kilkanaście dzieł, a ich współpraca nieraz owocuje sympatią, przyjaźnią w życiu prywatnym. Pozwolę sobie wymienić kilka, moim zdaniem, najważniejszych kinowych duetów: Burton-Depp, Leone-Eastwood, Peckinpah-Coburn, Coppola-Pacino, Sheridan-Day-Lewis czy bardzo ciekawe zestawienie ostatnich lat: Scorsese-DiCaprio. Jednak najwybitniejszą filmową "parą" są wspomniany wyżej Martin Scorsese i Robert De Niro. Panowie ci wychowywali się na tej samej dzielnicy Nowego Jorku, znali się "z widzenia", mieli wspólnych znajomych. Ich współpraca rozpoczęła się w 1973 roku, od dzieła "Ulice nędzy" i, można powiedzieć, trwa do dziś. Razem nakręcili 8 filmów, z czego wszystkie to pozycje wybitne. Wiele z ich obrazów było nagradzanych, jak choćby "Taksówkarz" czy "Wściekły byk". Można pokusić się o stwierdzenie, że ci, obecnie, wielcy przedstawiciele amerykańskiego kina zawdzięczają sobie wzajemnie sławę i uznanie: Scorsese bez De Niro raczej nie stworzyłby takich arcydzieł, a De Niro bez przyjaciela nie zagrałby tak wielu pamiętnych, wspaniałych, genialnych ról. Obserwując, wnikając w ich współpracę zauważymy, że panowie lubią historię gangsterskie. Schemat wówczas jest prosty: Martin reżyseruje fenomenalny obraz, często pisze scenariusz, Robert zaś gra w nim główną rolę. Tak było między innymi w "Kasynie". Jednakże 5 lat wcześniej owi geniusze światowej kinematografii stworzyli dzieło pt. "Chłopcy z ferajny" - film przez wielu określany jako "najlepszy obraz o amerykańskiej mafii", jeszcze częściej nazywany po prostu jednym z najwybitniejszych arcydzieł w historii kina. "Chłopcy z ferajny" to historia gangsterska, opowiadająca prawdziwą historię Henry’ego Hilla (Ray Liotta) i jego kolegów. Hill od lat młodzieńczych chce zostać gangsterem i udaje mu się to. Staje się członkiem lokalnej organizacji mafijnej, powoli zdobywa uznanie otoczenia i pnie się w górę w nowej "rodzinie". Jednocześnie obserwuje i uczestniczy w poczynaniach przyjaciół, Jimmy’ego (Bob De Niro) i Tommy’ego (Joe Pesci), którzy zrobią wszystko, by dojść na sam szczyt przestępczej hierarchii. Pod wpływem różnych doświadczeń i wydarzeń Henry zostaje świadkiem koronnym, swoimi zeznaniami pogrążając dawnych kompanów. Czyż taka historia nie zawiera w sobie wielu przesłań? Zawiera to, co w filmie doskonale ukazał Scorsese. Jego dramat gangsterski staje się opowieścią o ludzkich losach: wzlotach i upadkach. Ukazuje życie przestępcze od samej "podszewki": widzimy gangsterów jako ludzi z krwi i kości, mających domy, bliskich, ceniących pewne niezmienne wartości, np. lojalność. Obserwujemy ich podczas uroczystości rodzinnych, a zaraz potem gdy bezdusznie zabijają przestępczą konkurencję, brutalnie "ściągają" długi. Reżyser w umiejętny sposób - poprzez prowadzoną akcję filmową - ukazuje osoby pełne sprzeczności: przepełnione poczuciem bezpieczeństwa, swobody, cwaniactwa ("uważaliśmy za frajerów ludzi, którzy musieli ciężko harować na utrzymanie rodziny"), a jednocześnie odczuwające niepewność o jutro, wzajemną nieufność, strach. Muszę przyznać, że żaden twórca tak genialnie jak uczynił to Scorsese nie nakreślił filmowego obrazu amerykańskiej mafii. Co więcej, reżyser dodatkowo obnaża cały bezsens, wady, niedociągnięcia, skazy w jej funkcjonowaniu. W swoim dziele zrywa także z wizją tzw. "american dream" - pokazuje marzenia Hilla o potędze i ich tragiczny koniec. "Chłopcy z ferajny" zdumiewają swoją "głębią", mądrością i możliwością licznych interpretacji. Martin nie stworzył "efekciarskiego", banalnego filmu gangsterskiego. Dramat gangsterski posłużył mu jako opowieść o ludziach, ich marzeniach, przyjaźni, zdradzie. Jako opowieść o życiu. Co warte zaznaczenia, "Chłopców z ferajny" od innych wytworów słynnego duetu wyróżnia fakt, że tutaj De Niro nie gra głównej roli. To istotna różnica w odniesieniu do ich innych obrazów. Robert wciela się w postać drugoplanową, Scorsese bowiem tym razem w roli głównej obsadził Raya Liottę, młodego wówczas aktora. Była to jego pierwsza i niestety, do tej pory ostatnia wielka kreacja. W trzeciego bohatera filmu wciela się Joe Pesci, także występujący często w dziełach wybitnego reżysera. Obecność tych dwóch wielkich gwiazd niemal całkowicie przyćmiła Liottę. Na pewno gdyby w obsadzie nie było De Niro i Pesciego, to on zbierałby główne laury za swoją rolę. Udało mu się stworzyć ciekawą pod względem psychologicznym postać Henry’ego Hilla i tym zasłużył sobie na uznanie. Szczerze można powiedzieć, że była to najlepsza kreacja w dotychczasowej karierze Raya. Tylko cóż z tego, skoro na ekranie "królują" dwaj wybitni "specjaliści" od kina gangsterskiego. To oni "kradną" pole do popisu głównemu aktorowi. Gdy tylko w scenie pojawia się De Niro lub Pesci, od razu filmowa akcja staje się ciekawsza (zwłaszcza tyczy się to tego drugiego). Warto zwrócić uwagę, że ten wspaniały duet całkowicie odmiennie kreuje swoje filmowe postacie w obrazie. Bohater Boba, James Conway, jest typem "eleganckiego" przestępcy: głównie kradnie, opłaca nawet policję, unika rozlewu krwi, jest uczciwy w stosunku do kolegów (do czasu). Natomiast Tommy DeVito, brawurowo odegrany przez Joe’ego to wybuchowiec, człowiek groźny ze względu na swoją nieobliczalność i nieokiełznanie, obawiają się go nawet przyjaciele. Obie postacie "drugoplanowych" gangsterów zachwycają widza, poprzez grę aktorską, która jest wyśmienita. Wystarczy dodać, że Pesci dostał właśnie za rolę w "Chłopcach z ferajny" Oscara. Odnośnie pozostałej obsady, nie należy pominąć faktu, że dzieło Scorsese jest jednym z nielicznych, w których każda postać jest doskonale dobrana do aktora. Fenomenalnie wypadli artyści dalszego planu, np. Paul Sorvino czy Lorraine Bracco (nominacja do Nagrody Akademii dla najlepszej aktorki drugoplanowej). Tak więc analizując "Chłopców z ferajny" pod względem gry aktorskiej, trzeba bezsprzecznie przyznać, że jest to fenomenalna szkoła aktorstwa dla młodszych pokoleń filmowców. Obraz nie uzyskałby miana arcydzieła, gdyby nie dbałość o detale, pojedyncze sceny oraz stronę wizualno-techniczną. W dziele Scorsese dba nawet o najmniejszy szczegół, wszystko jest "dopracowane na ostatni guzik". Nie ma zbędnych ujęć, sentencji, każdy moment filmowej akcji jest dogłębnie przemyślany. Każda scena, nawet z pozoru nieznacząca ma ukrytą "głębię", np. wejście Henry’ego do restauracji tylnym wejściem i witanie się z napotkanymi znajomymi. Całość składa się na logiczną, wspaniałą treść. Trzeba także dostrzec element charakterystyczny w prowadzeniu narracji Martina: dzieło rozpoczyna ujęcie, "wyjęte" ze środka obrazu. Niebagatelną rolę w całej historii odgrywa oprawa muzyczna. W tle często słyszymy słynne, podstarzałe już utwory, które tworzą niesamowity klimat "Chłopców z ferajny", oddają "ducha" tamtych czasów. "Kawałki te chodziły w mojej głowie już od dłuższego czasu, szukałem więc miejsca, by gdzieś je umieścić" - przyznał reżyser. Film nie obfituje w nadmiar efektów specjalnych, widz przyzwyczajony do obecnej fali "widowiskowości" w kinie może ich w ogóle nie zauważyć. Potrzebne efekty występują na ekranie, ale są subtelnie tłumione. Scorsese w swojej opowieści postawił bowiem na realizm, a przez to na brutalność. Piorunujące wrażenie robią dwie sceny: kiedy filmowi gangsterzy kopią w knajpie mafioza, który im ubliżył oraz moment później, kiedy dobijają umierającego w samochodowych bagażniku. Naprawdę mocne, wstrząsające sceny. Zresztą jak całe arcydzieło: prawdziwe, realne, klimatyczne i druzgocące w swojej wymowie. Wielu krytyków zastanawia się, jaki obraz w przebogatym dorobku Martina Scorsese był najlepszy. Z pewnością nie "Infiltracja", choć jest jedynym dziełem, które przyniosło reżyserowi Oscara za reżyserię. Spora część odbiorców i znawców jego twórczości skłoni się ku twierdzeniu, że najlepszy jest "Taksówkarz" bądź też "Wściekły byk". Ja jednak będę upierał się przy tym, że najwybitniejszym osiągnięciem Scorsese jest opowieść o gangsterach z ferajny, choćby z tego prostego względu, że dzieło to niesłusznie zostało pominięte przez Akademię Filmową…
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Martin Scorsese najlepsze efekty osiągał, prezentując bez upiększeń życie gangsterów. W "Chłopcach z... czytaj więcej
Martin Scorsese to jeden z najbardziej utalentowanych reżyserów Hollywood. Reżyser takich dzieł, jak... czytaj więcej
Cóż takiego można robić podczas długiej, bezsennej, a w dodatku parnej i burzowej nocy? Pewnie wiele... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones