Jack is back

Reżyser Gore Verbinski na spółkę z producentem Jerrym Bruckheimerem znaleźli patent na kino przygodowe z prawdziwego zdarzenia. Wcześniej udało się to tylko Lucasowi, który dokładnie trzydzieści
Reżyser Gore Verbinski na spółkę z producentem Jerrym Bruckheimerem znaleźli patent na kino przygodowe z prawdziwego zdarzenia. Wcześniej udało się to tylko Lucasowi, który dokładnie trzydzieści lat temu zrewolucjonizował przygodę, umieszczając ją w realiach sci-fi i zaskakując świat "Gwiezdnymi wojnami". W rocznicę premiery "Nowej nadziei" do kin trafia trzecia odsłona cyklu "Piratów z Karaibów", o podtytule "Na krańcu świata". A że stara "dobra" zasada Hollywood (choć niepisana...) mówi, że sequele w porównaniu do części pierwszych zawsze muszą być gorsze, tak i tym razem nie ma co liczyć na poziom jedynki, "Klątwy Czarnej Perły", której mistrzowskie wyważenie wszystkich składowych, od historii i jej bohaterów, przez formę, aż po gatunkowe klisze, było czymś znakomitym, świeżym powiewem wartym każdej pirackiej skrzyni ze skarbami tego świata. Niemniej, twórcy postarali się, by nie powtórzyć poziomu raczej nieciekawej dwójki, "Skrzyni umarlaka", uciekającej od ścieżki wyznaczonej przez "Klątwę...", a zmierzającej w kierunku komedii slapstickowej.

"Na krańcu świata" od pierwszych scen wprowadza nas w sam środek akcji, która ściśle nawiązuje do wydarzeń ze "Skrzyni umarlaka", więc – w miarę możliwości – dobrym pomysłem jest przypomnienie sobie poprzedniej części przed wybraniem się do kina. Po tym jak kapitan Jack Sparrow (Johnny Depp) zniknął w otchłaniach jamy ustnej (?) Krakena, przerażającego potwora morskiego na usługach Davy'ego Jonesa (Bill Nighy), jego przyjaciele, Will Turner (Orlando Bloom) i Elizabeth Swann (Keira Knightley) wraz z nowym sojusznikiem, kapitanem Barbossą (Geoffrey Rush), ruszają do Singapuru po magiczne mapy. Wskazują one miejsce zwane Lukiem Jonesa, leżące pomiędzy światem żywych a umarłych, gdzie każdy, kto tam trafi, skazany jest na trwającą wieczność karę za swoje grzechy. Owe mapy jednak mają już swojego właściciela, okrutnego kapitana Sao Fenga (Yun-Fat Chow). Nie on jest jednak największym wrogiem naszych bohaterów. Znany ze "Skrzyni umarlaka" lord Cutler Beckett (Tom Hollander), reprezentujący Kompanię Wschodnioindyjską, sprzymierza się z upokorzonym Jamesem Norringtonem (Jack Davenport), który w zamian za oddanie mu przywilejów komodora, wręcza lordowi serce Jonesa, gwarantujące panowanie nad Latającym Holendrem, okrętem Davy'ego. Niedługo do ich przymierza dołącza się Feng, przekonany że najlepiej stać po zwycięskiej stronie. Ich celem jest uśmiercenie wszystkich piratów i ludzi im sympatyzujących.

Już teraz fabuła wydaje się być dość złożona, a to jeszcze nie koniec, bo twórcy zafundowali nam tonę pobocznych i głównych wątków rozgrywających się równolegle przez całe 165 minut: to najdłuższa część cyklu i zdecydowanie najbardziej złożona. Do powyższego, scenarzyści dorzucili Willa chcącego za wszelką cenę uwolnić ojca ze spłacanego wobec Davy'ego długu, Zgromadzenie Braci, czyli dziewięciu największych piratów znanych mórz oraz legendę niejakiej Kalipso, pogańskiej bogini władającej wodami tego świata. I chociaż natłok wydarzeń może wydać się dość skomplikowany, to pomimo panującego na ekranie chaosu, znacznie łatwiej się połapać w tym wszystkim, niż w historii ze "Skrzyni umarlaka". Verbinski czasami gubi się w relacjach bohaterów, bywa że nie wiadomo kto, kogo, dlaczego, czy i kiedy, ale gdy dochodzi do wieńczącej film bitwy morskiej, najbardziej pogubionym widzom wszystkie wątki się wyklarują, mity nabiorą sensu, a bohaterowie wreszcie określą swoją stronę barykady.

Trzecia część "Piratów z Karaibów" przebija wszystkie produkcje rozgrywające się na morzu razem wzięte. Kulminacyjne starcie Czarnej Perły i Latającego Holendra w scenerii wywołanego przez Kalipso Maelstromu (gigantycznego wiru morskiego) to jedna z najbardziej widowiskowych scen w historii kina. Oscar za efekty specjalne murowany. Na brawa zasługują także ekipy od scenografii i kostiumów. Zatoka Rozbitków i znajdująca się w niej twierdza czy Singapur olśniewają swoim rozmachem, a mieszanka kultur Wschodu i Zachodu widoczna podczas Zgromadzenia piratów ze wszystkich czterech stron świata, to prawdziwa uczta dla wyobraźni.

Niestety film traci jeszcze jedną ważną zaletę jedynki, która już w dwójce zanikała. Jest nią gwiazda głównego bohatera, Jacka Sparrowa. Johnny Depp miał genialny pomysł na swoją postać, ale w trzecim obrazie, nie błyszczy już taką oryginalnością, a w zestawieniu ze swoimi alter ego z jakimi mierzy się w Luku czy nawet swoim ojcem (zapowiadany przez twórców już od dawna Keith Richards), zaczyna zmierzać już ku przesytowi. Ciągle ta sama mina i chwiejny krok spitego rumem łajdaczka niewiele ma już ze swojej atrakcyjności. Galerię postaci ratuje powrót Barbossy, który wskrzeszony przez czarownicę Tia Dalmę (Naomie Harris), miał przerwę w występie przez część drugą. Widz od niego odpoczął i dzięki temu, stając się jednym z głównych bohaterów, przejmuje blask Jacka, stając się największą gwiazdą. Wielka to zasługa Rusha, który swoją grą oddaje najlepsze tradycje kina korsarskiego. Jego bohater jest jeszcze bardziej dwulicowy niż Jack, ponury, szalony i choć pozbawiony takiego zaplecza komediowego, nie brakuje mu uroku. Szczególnie, gdy wpędza Czarną Perłę w sam środek wiru ze złowieszczym śmiechem na twarzy.

"Piraci z Karaibów: Na krańcu świata" są pompatycznym widowiskiem, pełnym rozmachu, przygody i humoru. Nie brakuje tu błędów logicznych, uproszczeń i nieznośnego patosu. Scenarzyści Ted Elliott i Terry Rossio miejscami też przekombinowali akcję do tego stopnia, że widz ma prawo zgubić wątek. Pomimo tych jawnych wad reżyserowi udało się wybrnąć z grożącego mu fiaska po mistrzowsku, serwując niebanalne zakończenie. Tu warto ostrzec – przeczekajcie napisy końcowe, bo choć trwają wieki, scena po nich się znajdująca stanowi ciekawe zwieńczenie filmu, a przy okazji prawdopodobny początek kolejnej kontynuacji. W zasadzie powinienem potępić pomysł kolejnego sequela, ale gdyby rozejrzeć się po konkurencji w gatunku filmów przygodowych, okazuje się, że takowej nie ma. Wszelakiej maści "Skarby narodów" i inne rażą głupotą i brakiem właściwości rozrywkowych. Czy w takim towarzystwie "Piraci z Karaibów 4" wyglądaliby źle?
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Zadbaliśmy więc, żeby każda z trzech części miała swój indywidualny styl". Na krańcu świata ma być... czytaj więcej
Gdy w 2003 roku na ekrany kin weszli "Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły", nie wiedziałam, że... czytaj więcej
Po rozczarowującej, w najlepszym razie "przeciętnej" ścieżce muzycznej ze "Skrzyni Umarlaka" miałem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones