Recenzja filmu

Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (2016)
Zack Snyder
Leszek Zduń
Ben Affleck
Henry Cavill

Każdy ma coś na sumieniu

Przez wiele lat wszyscy fani Batmana i Supermana czekali z niecierpliwością na ich konfrontację na dużym ekranie. Połączenia obu historii, a jednocześnie zestawienia ze sobą Batmana i Supermana w
Przez wiele lat wszyscy fani Batmana i Supermana czekali z niecierpliwością na ich konfrontację na dużym ekranie. Dotąd żaden reżyser nie podjął się skrzyżowania obu historii tych bohaterów. Do 2016 roku dwa oddzielne zespoły zajmowały się budowaniem legendy jednej wybranej postaci.Christopher Nolan,Tim BurtonorazJoel Schumachernakręcili przygody słynnego Nietoperza. NatomiastRichard Donner,Sidney J. Furie,Richard LesterorazBryan Singerzekranizowali w tym czasie historię Supermana. Fani obu bohaterów, chcąc obejrzeć ich razem, musieli dotychczas zadowalać się filmami animowanymi. Połączenia obu historii, a jednocześnie zestawienia ze sobą Batmana i Supermana w jednym filmie, podjął się w końcuZack Snyder, który już nie raz udowodnił, że potrafi przenosić na duży ekran adaptacje komiksów. Doskonałym tego przykładem jest "300" na podstawie pomysłuFranka Milleraoraz pierwszy film reżysera o superbohaterach, czyli niezapomniani "Watchmen. Strażnicy". Ekranizacje te przyniosły mu sławę w świecie DC. Dzięki temu otrzymał on angaż do kolejnego filmu o Supermanie ("Człowiek ze stali") i dobrze wykorzystał swoją szansę. Tym bardziej kinomani liczyli na to, że "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości"zapoczątkuje okres nowej, lepszej ery dla DC. Czy jednak rzeczywiście tak się stało?


Podczas walki Supermana (Henry Cavill) z Generałem Zodem cały świat stanął w obliczu zagrożenia zniszczeniem. Syn Kryptona pokonał swojego odwiecznego przeciwnika, jednak w wyniku tego starcia miasto Metropolis zostało w dużym stopniu zniszczone, a wielu jego mieszkańców zginęło. Z tego powodu Rząd postanawia ująć superbohatera i postawić w stan oskarżenia. Również Batman (Ben Affleck) wini Supermana za straty, jakich doświadczyło Metropolis i postanawia go powstrzymać. Tymczasem na horyzoncie pojawia się nowy przeciwnik, demoniczny Lex Luthor (Jesse Eisenberg), który stojąc na czele firmy LexCorp krok po kroku realizuje swój przerażający plan zagłady świata. W takiej sytuacji obaj superbohaterowie będą musieli zapomnieć o urazach i połączyć swoje siły, żeby zapobiec katastrofie.

Dowiedziawszy się o tym, że ma powstać Batman v Superman początkowo poczułem wielką radość, jak zapewne wielu innych fanów DC. Później jednak zacząłem mieć wątpliwości, gdyż sam tytuł kojarzył mi się bardziej z typowym kinem akcji o słabej fabule, jak Obcy kontra Predator, niż z mrocznym, wciągającym thrillerem typu Mroczny Rycerz. Nie zakładałem, że nowy Batman z Supermanem przebiją trylogię Christophera Nolana, ale liczyłem chociaż na dobry seans. Niestety, po obejrzeniu filmu wciąż mam mieszane uczucia...

Sama fabuła wyglądała na przemyślaną i pierwsza scena z napisami początkowymi wzbudziła u mnie nawet spore nadzieje na powodzenie. Ukazanie dwóch najważniejszych scen z dzieciństwa Bruce’a Wayne’a w zwolnionym tempie było majstersztykiem. Na szczególne brawa zasługuje muzyka Hansa Zimmera w duecie z raperem Junkie XL. Muszę przyznać, że nie sądziłem, iż ta para spisze się tak znakomicie. Muzyka doskonale wkomponowała się w mroczną tematykę filmu. Natomiast zdjęcia Larrego Fonga w ciemnej tonacji, z przeważającym czarnym tłem i nieustannie padającym deszczem dodatkowo podkreśliły monochromatyczną scenerię filmu.


Widowisko Snydera ma jednak sporo wad. Jedną z nich jest z pewnością kiepski scenariusz, napisany przez Chrisa Terrio i Davida S. Goyera. O ile na początku fabuła filmu mogła wciągnąć widza, to później jest już coraz gorzej. Sceny były zbyt pocięte, przez co ci, którzy nie śledzili dotychczas historii Batmana i Supermana, mogli mieć problemy ze zrozumieniem wszystkich wątków, których było po prostu za wiele. Kolejna sprawa to długość filmu. Dzieło Snydera wydaje się zbyt rozwlekłe. Pojedynek tytułowych bohaterów na początku trzymał w napięciu, ale później stał się monotonny. To, co jednak najbardziej drażni widza, to nadmiar efektów specjalnych. Wybuchające pojazdy i emocjonujące sceny walki mogą być pożądane, ale nie wtedy, gdy są co chwilę spowalniane. Już w "Człowieku ze stali" można było odnieść wrażenie nadmiaru efektów specjalnych, ale w tym filmie jest ich jeszcze więcej.

Do ról aktorskich nie mam większych zastrzeżeń. Muszę szczególnie wyróżnić Bena Afflecka za rolę Batmana. Tych, którzy mieli co do niego wątpliwości, mogę zapewnić, że nowy Nietoperz nie jest wcale gorszy od swoich poprzedników, a może nawet lepszy. Również Alfred (w tej roli Jeremy Irons) nie zawiódł moich oczekiwań. W poprzednich filmach był on z reguły spokojnym i opanowanym lokajem. Niewiele starszy od Afflecka Irons doskonale wpasował się w swoją rolę. Ukazanie tej postaci jako wynalazcy i świetnego mechanika było czymś zupełnie nowym. Ta zmiana wydaje się korzystna. Kolejnym sukcesem okazało się wprowadzenie nowej bohaterki, czyli boskiej Wonder Woman. Gal Gadot wiernie odtworzyła postać znaną z komiksów.


Niestety, dostrzegłem też kilka błędów w obsadzie aktorskiej. Dobór głównego antagonisty, Lexa Luthora, wydaje się fatalną kopią Jokera z Mrocznego Rycerza. Te same gesty i mimika przypominają rolę Heatha Ledgera, tyle że Jesse Eisenberg gra inną postać, inaczej wygląda i… robi to o wiele gorzej. Natomiast Superman, w którego wciela się Henry Cavill, wciąż bardziej przypomina zwykłego człowieka w nieco śmiesznym kostiumie z literą „S“, niż bohatera Metropolis. W "Człowieku ze stali" Clark Kent miał zarysowaną pewną historię, a tutaj jego wątek opiera się właściwie tylko na procesie sądowym. Nie pomaga mu w tym Lois Lane (Amy Adams), która przypomina raczej bezradną dziewczynkę, niż kobietę będącą wsparciem dla Supermana. Ich wspólne sceny są sztuczne, a „śledztwo“ prowadzone przez Lois bardziej przypomina zabawę w detektywa.


Podsumowując, "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (2016)Batman v Superman" to dość dobry spektakl, choć niedoskonały. Wszystko zależy od nastawienia widza. Ci, którzy idąc do kina, oczekiwali wspaniałego widowiska, z pewnością mocno się zawiedli. Natomiast tym, którzy nie stawiali tak wysokich wymagań, film Snydera mógł się spodobać. "Batman v Superman" nie jest najlepszym tworem DC, co nie oznacza, że jest kompletną klapą, jak "Batman i Robin". Teraz trzeba liczyć na to, że Snyder wyciągnie właściwe wnioski przed swoim następnym filmem, "Ligą sprawiedliwości", a wtedy będzie można spodziewać się przeboju.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ciężko we wstępie do tak gorąco wyczekiwanego filmu napisać coś, co nie nosiłoby znamion truizmu. Gdy... czytaj więcej
Dzieło tworzone z pasją. Film, który na nowo pokaże oblicze Supermana. Film, który wyciśnie z widza... czytaj więcej
"Batman v Superman" - spotkanie dwóch ikon amerykańskiego komiksu w jednym filmie. Nie dajcie się jednak... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones