Recenzja filmu

Parking (2014)
Bence Miklauzič
Ferenc Lengyel
Tibor Szervét

Klient nasz wróg

Z filmem Bence'a Miklauziča nie ma żartów. Akcentów humorystycznych jest tu ledwie garstka i raczej nie dotyczą one głównego konfliktu. Wierzcie bądź nie, ale przez większość półtoragodzinnego
Jeśli wierzyć filmowi Miklauziča, walka o ideologię nie odbywa się na politycznych wiecach czy uniwersytetach, ale na miejskich parkingach. To tam ubodzy wrażliwcy forsują niezależność myślenia od kapitału, a majętni przedsiębiorcy do krwi ostatniej bronią uniwersalnych praw rynku. Zaczyna się niewinnie: Imre, właściciel pięknego Forda Mustanga, zatrzymuje swój samochód na nieco obskurnym parkingu tajemniczego Légiósa i jako doświadczony biznesmen stara się wynegocjować dla swojego wyjątkowego wozu wyjątkowe warunki. Szczególnie interesuje go atrakcyjne miejsce pod prowizorycznym daszkiem, które choć pozornie wolne, z niewiadomych przyczyn bronione jest przez parkingowego, niczym ostatni bastion wolności. Im bardziej Légiós się upiera, tym bardziej Imre chce postawić tam Mustanga i tym bardziej Légiós nie chce ustąpić. W zgodzie z duchem kapitalizmu, wartość najbardziej bezwartościowego przedmiotu wyznacza cena, jaką ktoś gotów jest za niego zapłacić, ale dla obu panów ten zadaszony kawałek ziemi szybko staje się symbolem, w walce o narzucenie rywalowi swojego światopoglądu. Właściciel Mustanga ponad wszystko chce udowodnić, że niezależność od szeroko pojętych praw rynku jest tylko iluzją, a właściciel parkingu – że nie wszystko można kupić. Zaczyna się wojna, w której dozwolone są wszystkie środki.


Brzmi jak początek komedii, ale z filmem Bence'a Miklauziča nie ma żartów. Akcentów humorystycznych jest tu ledwie garstka i raczej nie dotyczą one głównego konfliktu. Wierzcie bądź nie, ale przez większość półtoragodzinnego seansu główni bohaterowie naprawdę spierają się o miejsce parkingowe, traktując przy tym siebie zupełnie serio i, niestety, równie serio traktuje ich reżyser. Recenzent w zasadzie powinien być wdzięczny, bo nie musi nawet głowić się nad autorską interpretacją – panowie z pełną powagą wykładają na ekranie ideologię sporu, analizują swoje instynktowne zachowania, tłumaczą ich istotę, z przekonaniem, że stoi za nimi jakaś większa sprawa, i wypowiadając zdania w rodzaju: "ten parking jest metaforą twojego świata, a ja chcę ją zniszczyć!". Może i był metaforą, kolego, zanim zrujnowałeś ją swoją dosłowną wykładnią. 
"Parking" przypomina nieco "Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego – opowiada o takim samym rodzaju ucieczki od świata, wycofaniu się z wyścigu szczurów i z pogoni za hedonistycznym spełnieniem. Prawdziwie wolna, filozoficzna dusza w najbardziej zdegradowanym estetycznie miejscu może znaleźć małą utopię, namiastkę szczęścia płynącą z życia na własnych zasadach. Parking Légiósa mógłby znajdować się na jednym z podwórzy warszawskiej Pragi czy poznańskich Jeżyc. Bohater Jakimowskiego uciekał z miasta na prowincję, ale nie ma chyba takiego miasta, w którym nie dałoby się znaleźć jakiejś mikroprowincji. W obu przypadkach bohaterowie świadomie sięgają po mniej, choć mogliby mieć więcej, i buntują się poprzez bezczynność. Traumatyczna przeszłość wybiła Légiósa z rytmu, w którym pewnie robiłby jakąś karierę, może nawet spłacał w ratach swojego Forda Mustanga. Zamiast tego, chwyta się jakichś drobnych rytuałów, mglistych nadziei, przewidywalnej rutyny, słodząc kawę błyskiem słońca odbijającego się od jednego z okien ponurej kamienicy. 


Jakimowski jest jednak zdolniejszym reżyserem. Lepiej opowiada, ciekawiej inscenizuje sytuacje, ma subtelne poczucie humoru, które chroni go przed fałszywym patosem. Zwykle ma też scenariusz, który dostarcza materiału na pełnometrażowe kino – coś, czego "Parkingowi" ewidentnie brakuje. Poczciwe przesłanie nie jest w stanie przesłonić niedostatków wartości filmowych; od zaczynu fabularnego poprzez potencjał dramatyczny po estetykę – brak najmniejszego pretekstu, by rozwlekać tę opowieść do półtoragodzinnego seansu. Gdyby scenarzyści potraktowali spór jako źródło komizmu albo pretekst do opowiedzenia o świecie wokół głównych bohaterów, może dotarliby do jakiejś prawdy o współczesnej "walce klas", ale nadanie anegdotycznemu sporowi całej tej powagi szybko wpędza film w potworny schematyzm. Subtelne staje się wysilone, sugestia zamienia się w walnięcie obuchem, aktorzy wpadają w pułapkę zużytych figur. Naprzeciw siłacza o gołębim sercu staje bogaty impotent, który nie zna smaku życia. Na parkingu robi się tłoczno od banałów i klisz. Ja zaparkuję gdzie indziej.
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones