Recenzja gry PS4

Persona 5 (2016)
Katsura Hashino
Jun Fukuyama

Klub winowajców

Zapowiedziana jeszcze w 2013 roku gra pierwotnie trafić miała wyłącznie na PS3. Od losu poprzedniczki, która ukazała się na odchodzącą w zapomnienie generację, uchroniła ją najpewniej
Klub winowajców - recenzja gry "Persona 5"
Atlus długo zwlekał z ponownym otwarciem drzwi do aksamitnego pokoju. Zapowiedziana jeszcze w 2013 roku gra pierwotnie trafić miała wyłącznie na PS3. Od losu poprzedniczki, która ukazała się na odchodzącą w zapomnienie generację, uchroniła ją najpewniej popularność "Persony 4 Golden", chociaż skok w następną generację przełożył się na liczne opóźnienia. Twórcy jednak po raz pierwszy zafundowali serii pójście w pełne HD, a efekt jest rewelacyjny.



Historia bohatera, opowiedziana tym razem w formie retrospekcji, rozpoczyna się od mało przyjemnego epizodu. Młodzieniec właśnie przybywa do Tokio, gdzie wyrokiem kuratora ma spędzić rok okresu próbnego. Stając w obronie nieznajomej, wdał się bowiem w przepychankę z wpływowym politykiem. I chociaż skazany został w oparciu o fałszywe zeznania zaszantażowanego świadka, dla społeczeństwa nie ma to znaczenia. Gra bardzo szybko daje nam do zrozumienia, że na ciepłe przyjęcie i rodzinną atmosferę rodem z "czwórki", w nowym miejscu nie ma co liczyć.

Problemy protagonisty nie kończą się jednak na wyroku kuratora. Okazuje się, że w nowej szkole także znajdują się jednostki, które autorytet wykorzystują do niecnych celów. Z pomocą przychodzi nam jednak przeznaczenie oraz stary znajomy – Igor. Na smartfonie naszego bohatera niespodziewanie pojawia się aplikacja, która pozwala namierzać tak zwane pałace, czyli miejsca będące obrazem rzeczywistości zniekształconej przez czyjeś pragnienia. W pałacach ich władcy (podświadomość podmiotu) ukrywają skarb – przedmiot uosabiający ich żądze. Bohater postanawia więc wykorzystać tajemniczą moc do zmiany społeczeństwa – zakłada organizację fantomów, którzy za cel obierają sobie "kradzież" zepsutych serc. Tak zaczyna się w "Personie 5" część właściwa, opowieść o skrzywdzonych przez system społecznych wyrzutkach, stawiających czoło fałszywym autorytetom.



Tradycyjnie już dla serii plejada głównych postaci jest długa i niezwykle zróżnicowana. Mamy tu choćby szkolnego wyrzutka po przejściach, prymuskę z kompleksem starszej siostry czy genialną hakerkę z syndromem hikikomori. No i jest Morgana, antropomorficzny kocur z niejasną przeszłością. I choć może się wydawać, że obsada "Persony 5" jest kompletnie niedopasowana, konflikt z fałszywym autorytetem wiąże wszystko w całość. Oto okazuje się, że postacie z kompletnie innej bajki mają wspólne cele, które skracają dystans między nimi. Przeciwieństwa zaczynają stanowić atut, a nie przeszkodę.



Schemat rozgrywki jest w "Personie 5" identyczny, jak w przypadku dwóch poprzednich odsłon. Raz jeszcze gra dzieli się na "symulator życia", kiedy to rozwijamy personalne umiejętności naszej postaci i nawiązujemy kontakty towarzyskie, oraz na napędzające fabułę wycieczki do świata równoległego, kiedy to walczymy w systemie turowego jRPG. Model walki, choć zbudowany na sprawdzonej bazie, został tu niebagatelnie rozbudowany – wprowadzono choćby opartą na odrębnej mechanice broń palną. Z kolei, po powaleniu przeciwnika twórcy dali nam opcje inne niż tylko atak grupowy. Tym razem, mając przewagę, możemy puścić wroga wolno w zamian za zapłatę albo zaoferować mu miejsce w drużynie. Napotkane demony (tytułowe persony) werbujemy tu bowiem nie za sprawą prostej gry w karty, a poprzez rozmowę z nimi (tradycyjnie dla serii "Shin Megami Tensei"). 



Kolejnym polem, na którym najnowsza część bije na głowę poprzedniczki, jest eksploracja. Jeden z najsłabszych elementów "trójki" i "czwórki" stał się dla "Persony 5" żelaznym atutem. Nareszcie porzucono nudne, generowane losowo korytarze, na rzecz uczciwie zaprojektowanych, kipiących od ciekawych zagadek poziomów. Motyw każdego z pałaców stworzono z polotem, więc o nudzie nie może być mowy. A fani zwiedzania kilometrów generycznych dungeonów z pewnością ucieszą się, że w grze znajdziemy też lokację na kształt wieży Tartar z "Persony 3".

Jakby tego było mało, twórcy bardzo mocno dopracowali też samą mechanikę unikania przeciwników. Tym razem paradowanie na widoku wrogów przynosi naprawdę spore problemy. Począwszy od podbicia wskaźnika zaalarmowania władcy pałacu (gdy dojdzie do 100% jesteśmy zmuszeni go tymczasowo opuścić), a skończywszy na ciężkich obrażeniach poniesionych w inicjowanej przez wroga walce. Mechanika ukrywania się nie jest może najbardziej intuicyjna, a kamera nie wykazuje dobrą wolę współpracy, jednak za jej sprawą akcenty w rozgrywce rozłożone są o niebo ciekawiej.



Od strony oprawy graficznej, "Persona 5" prezentuje się wybornie, trochę na przekór samym technikaliom. Prawdą jest, że gra Atlusa jedną nogą stoi jeszcze w poprzedniej generacji. Najlepiej widać to z resztą po wersji na PS3, którą od tej z PS4 odróżniają jedynie niższa rozdzielczość i szpetne cienie. Szczegółowość modeli i jakość niektórych tekstur trącą nieco myszką, jednak wszelkie niedogodności rekompensuje oszałamiająca kolorystyka i stylizacja a la pop-art. "Persona 5" to jedna z nielicznych gier, w których estetyczną radość sprawia już samo poruszanie się po animowanym menu, nie mówiąc już o eksplozji efektów, które widzimy podczas starć. Twórcy dokonali prawdziwego cudu – genialną kompozycją załatali przepaść jednej generacji konsol.

Piąta odsłona serii to opowieść zdecydowanie najdojrzalsza i najmocniej osadzona w rzeczywistym świecie. Gra w szerokiej skali kreśli krajobraz lęków i bolączek współczesnego społeczeństwa, jednocześnie zachowując pomysł na ciekawy wątek główny. Kryzys gospodarczy, współczesne środki inwigilacji, cyber-agresja, łamanie praw pracowniczych, społeczne wykluczenie – to tylko niektóre z nich. Co najciekawsze, przyczyn tych zjawisk "Persona 5" szuka głębiej, niż można by się spodziewać. Raz po raz gra udowadnia, że system opresji jest złożony i nie ma na niego prostych recept. To rzadko spotykana w grach dociekliwość.



"Persona 5" bez wątpienia jest wybitną grą i zarazem najdoskonalszym wcieleniem serii. Nie można przejść obojętnie wobec ogromu pozytywnych zmian, które zostały wprowadzone do rozgrywki. Nie sposób zignorować rewelacyjnie napisanej opowieści, którą misternie splata się w całość z setek pobocznych questów i nieobowiązkowych dialogów. Po ukończeniu "Persony 4 Golden" nie byłem sobie w stanie wyobrazić gry, która ją przebije. Po ponad stu godzinach spędzonych z "piątką" mogę śmiało powiedzieć: Atlus zrobił to za mnie.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones