Recenzja filmu

Królestwo zwierząt (2010)
David Michôd
Ben Mendelsohn
Joel Edgerton

Koniec świata złodziei

"Królestwo zwierząt" to świetne kino, które wymyka się pacyfikacyjnym skłonnościom widza; to coś więcej niż schemat kina gangsterskiego. Zresztą, nie ma tu żadnych sensacji, żadnych scen
W "Królestwie zwierząt" stary świat nieuchronnie się kończy. Co przyniesie ten nowy, tego nikt nie wie, wiadomo jedynie, że niektórych gestów nie będzie można już w nim powtórzyć. Dawne pomysły na życie, na wychowywanie dzieci, na zarabianie pieniędzy stały się bezwartościowe. W rodzinie Cody – mieszkańców Melbourne, rodzinie złodziei – wszyscy czują, że coś się zmieniło. Obrabianie banków przestało się opłacać, łatwe pieniądze zarabia się już tylko na handlu narkotykami. Jakby tego było mało, policjanci złapali ich trop – biegną za nim z obsesją, agresywnie, tyle że już nie na żadnej smyczy. Stać ich na to, by bez specjalnego powodu w biały dzień strzelić z bliska człowiekowi w głowę; stać ich na to, by celować w plecy.  

Oczywiście, najbardziej martwi się matka, pani Smurf, kobieta czuła i bezwzględna. Jej najstarszy syn, Pope, nieustannie musi chować się przed policją; średni, Craig, albo wciąga biały proszek, albo go rozprowadza; najmłodszy zaś czuje, że jego "życie jest gdzie indziej". Jest jeszcze Baz, ale Baz nie należy do rodziny, jest tylko przyjacielem Pope’a, jego wspólnikiem. Jemu najłatwiej zacząć nowy rozdział, a to dlatego, że stoi z boku, potrafi się od tych ludzi uwolnić. Inną sprawą jest, czy wychodzi mu to na zdrowie.

J, 17-letni chłopak, kuzyn braci Codych, syn ich siostry, przez całe swoje życie nie musiał mierzyć się z rodziną, matka trzymała go z daleka od nich. Teraz już jej nie ma – przyjęła zbyt dużą dawkę narkotyków podczas oglądania teleturnieju. Od tego w ogóle zaczyna się film – tak mocnego otwarcia dawno nie widziałem. Gdy do obskurnego mieszkania przybywają sanitariusze i pochylają się nad rozwalonym na kanapie sztywnym ciałem matki, J zachowuje się, jakby nic się nie stało, jakby w ogóle go tam nie było – spokojnie trzyma w ręku pilota i gapi się w ekran. Tyle że nie jest to spokój, ale strach, strach przed tym, co niedługo nastąpi, i przed resztą rodziny Codych, jedynymi bliskimi, jacy mu zostali.

J trafia do ich domu, wchodzi w świat bezlitosny, agresywny, zarządzany jednakże również przez strach – strach przed konsekwencjami, jakie niesie za sobą życie na marginesie społeczeństwa, poza prawem. Z miejsca zaczyna dziać się coraz gorzej. Policja coraz mocniej zaciska krąg.

Można by tę fabułę inaczej opisać, krótko i efektownie, na przykład tak: "Królestwo zwierząt" opowiada o grupie gangsterów, których ścigają bezwzględni policjanci. Jednakże to jednozdaniowe streszczenie, choć prawdziwe, nie mówiłoby nic o wyjątkowości australijskiego filmu. "Królestwo zwierząt" to świetne kino, które wymyka się pacyfikacyjnym skłonnościom widza; to coś więcej niż schemat kina gangsterskiego. Zresztą, nie ma tu żadnych sensacji, żadnych scen widowiskowych napadów, niekończących się pościgów. Jeśli broń w ogóle wypala, to skutecznie. Żadnego uciekania przed gradem kul, przeładowywania dziesiątego magazynka. Pada strzał, a zaraz potem pojawia się mokra plama krwi i trup. Żadnej romantycznej gorączki. Niekończąca się demitologizacja, jedynie chłodny opis prymitywnych ludzi, ich prymitywnych zachowań, pożałowania godnych kodów i kodeksów.

Chłodny i bezlitosny film Michôda, opowiedziany w hipnotycznym rytmie, który budują liczne sceny kręcone w zwolnionym tempie, bez słów, tylko z podkładem muzycznym, ukazujący ludzi odpychających, przykrych, nieprzeniknionych, nie wiedzących nic o sobie, nie panujących nad emocjami jest wykładnią darwinizmu społecznego, opowieścią o tym, że to prawa natury rządzą w społeczeństwie, że wygrywają tylko ci, którzy potrafią się najlepiej przystosować, są najtwardsi.

Jedyną strukturą, która próbuje jakoś stawić opór zasadzie rządzącej światem, jest w "Królestwie zwierząt" rodzina. Tyle że Michôd pokazuje ją od jak najgorszej strony. Jego film jest bowiem tak naprawdę współczesną tragedią o pułapce, jaką jest rodzina, zabierająca człowiekowi niewinność, wyniszczająca go, będąca jednak formą, od której nie można uciec, bo poza nią jest już tylko pustynia.
1 10 6
Rocznik '83. Absolwent filmoznawstwa UAM. Krytyk filmowy. Prowadzi dział filmowy w Dwutygodnik.com. Zwycięzca konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2007). Współzałożyciel nieistniejącej już "Gazety... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Królestwo zwierząt" zostało zgodnie uznane przez krytykę jednym z najciekawszych filmów 2010 roku.... czytaj więcej
"Animal Kingdom" już pierwszą sceną daje nam do zrozumienia, że nie mamy do czynienia z zwykłym obrazem.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones