Recenzja filmu

Pożegnanie (2015)
Andrew Steggall
Juliet Stevenson
Alex Lawther

Koniec lata

W najlepszych momentach film przywołuje nieco nastrój "Królów lata", tyle że w przeciwieństwie do przeboju amerykańskiego kina niezależnego bohaterowie "Pożegnania" są wyprani z codzienności, nie
Eliott na grzbiecie nosi przeżartą przez mole XIX-wieczną kurtkę francuskiego żołnierza, w spodniach notes wypełniony intymnymi tajemnicami, a na twarzy pretensję romantycznego poety. Tak wyposażony błąka się po prowincjonalnym miasteczku południowej Francji, gdzie od lat przyjeżdża z rodzicami na wakacje. Pisze wiersze, obserwuje drzewa i towarzyszy matce w zakupach robionych na miejscowym ryneczku, ale atmosfera jest gorsza niż zazwyczaj. Dom trzeba przygotować do sprzedaży i chłopak przeczuwa, że za tą decyzją stoją jakieś poważniejsze niż finansowe problemy. Martwiłby się pewnie bardziej, gdyby jego myśli nie zaprzątał fascynujący Clement. Nonszalancki Paryżanin zesłany na prowincję przez rodziców idealnie nadaje się na obiekt adoracji dla grzecznego Anglika – pali papierosy, wbrew zakazowi kąpie się w miejscowym zbiorniku i próbuje samodzielnie naprawić znaleziony motocykl. Im bardziej magnetycznie przyciąga Eliotta nowy znajomy, tym gniewniej zaczyna się on szamotać, odpychać bliską mu matkę i tym wyraźniej widzi związek swoich rodziców. W rodzącej się nieśmiało namiętności odbija się dogorywające małżeństwo dwojga zgorzkniałych ludzi.     


Wakacyjny romans między nieokrzesanym buntownikiem a ekscentrycznym romantykiem to temat mocno przez kino wyeksploatowany, a reżyser i scenarzysta Andrew Steggall nie próbuje uciekać od klisz. Możecie po kolei odhaczać sceny, jakie przyjdą wam do głowy: podglądanie biorącego kąpiel Adonisa – jest; nauka palenia papierosów – owszem; szamotanina w trawie zamieniająca się w namiętny pocałunek – proszę bardzo. Winę częściowo można zrzucić na pretensjonalnego bohatera, który prowokuje sytuacje, by się nimi upajać. Ale Steggall bezkrytycznie za nim podąża, przyjmuje jego perspektywę za swoją i nawet nie stara się jej przełamać ironiczną nutą. Nie pozwala sobie na dystans, wręcz ucieka od sytuacji o potencjale komicznym, a dialogom pozwala toczyć się w boleśnie przewidywalny sposób. Oczywiście, nie zawsze chodzi o zaskoczenie. W pierwszych słowach, jakie tu padają, reżyser objaśnia głosem Eliotta, że będzie polował na nastrój – nieuchwytne przeczucie nadchodzącej i nieuniknionej zmiany. Ale kiedy twórcy zbliżają się z kamerą do płochliwego celu, to przepłasza go zwykle dość toporna inscenizacja albo zamaszyście grający aktorzy. Najskuteczniej broni się relacja Eliotta i Clementa. Egzaltacja zderza się tu z nonszalancją, a takim postaciom nie jest straszna ani szorstkość, ani przesada.


Dla Eliotta wspomniana zmiana ma wymiar podwójny – dotyczy końca złudzeń co do małżeństwa rodziców i ostatecznej konfrontacji z własną seksualnością, przed którą uciekał dotychczas w pozę ekscentryka. (W tym sensie "Pożegnanie" jest sentymentalnie ufryzowanym rewersem brutalnego polskiego "Baby Bump"). Niezastąpiona w budowaniu nastroju jest jak zwykle przyroda. Zdjęcia Briana Fawcetta pokazują świat przez filtr nastoletniego uniesienia, eksponując urokliwie bajkowy pejzaż południowej Francji i specyficzne miękkie światło. Konfrontują bohaterów z naturą, pozwalając im komunikować się poprzez mowę ciała. Rozpuszczone w letnim słońcu chwile dziania i niedziania się budują intymną relację. W najlepszych momentach film przywołuje nieco nastrój "Królów lata", tyle że w przeciwieństwie do przeboju amerykańskiego kina niezależnego bohaterowie "Pożegnania" są wyprani z codzienności, nie dotyczą ich zmiany pogody czy problemy finansowe. Nawet sprzedaż domu wydaje się jedynie sposobem przepracowania ich emocji – pieczołowicie wyabstrahowani z rzeczywistości, równie dobrze mogliby być postaciami z ekranizacji powieści Jane Austen. Cały film spowija taki – trochę intrygujący, a trochę irytujący – niewspółczesny nastrój, sprawiający, że XIX-wieczne wdzianko noszone przez Eliotta samo przestaje nosić cechy anachronizmu.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film Andrew Steggalla ma w sobie pewien paradoks. Z jednej strony historia, którą przedstawia nam reżyser... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones