Recenzja filmu

My Little Pony. Film (2017)
Jayson Thiessen
Joanna Węgrzynowska-Cybińska
Emily Blunt
Kristin Chenoweth

Kopytka w sosie tęczowym

Jako tata i jako fan z mieszanymi uczuciami obejrzałem kinową wersję popularnego serialu. Odniosłem bowiem wrażenie, że w galopadzie efektownych ekranowych zdarzeń zagubiło się sedno opowieści o
Nie będę Was oszukiwał. Recenzując "My Little Pony", czuję się, jakbym wystawiał opinię współlokatorkom. Twilight Sparke, Pinkie Pie i reszta klaczek ze stajni Hasbro są bowiem najlepszymi koleżankami mojej trzyletniej córki. Wszędzie ich pełno w mieszkaniu. Widzę je na okładkach książek, gazet i płyt DVD, ubrankach, zabawkach, urodzinowych zaproszeniach, a nawet na szczoteczkach do zębów. W efekcie o kucykach z krainy Equestrii wiem dziś niemal tyle co np. Kuba Popielecki o mieszkańcach Twin Peaks. Jako tata i jako fan z mieszanymi uczuciami obejrzałem jednak kinową wersję popularnego serialu. Odniosłem wrażenie, że w galopadzie efektownych ekranowych zdarzeń zagubiło się sedno opowieści o stadku sympatycznych koników.



Realizowany od 2010 roku oryginał – przy całym swoim zabójczym stężeniu słodyczy oraz bajecznie kolorowej wizji świata – przywodzi na myśl historie o superbohaterach. Każdy kucyk posiada przecież wyjątkowy talent, którego symbolem jest magiczny znaczek zdobiący zad. Sumienna Twilight świetnie czaruje, wyniosła Rarity odnosi sukcesy jako projektantka ubrań, a wstydliwa Fluttershy potrafi rozmawiać ze zwierzętami. Z powodu odmiennych charakterów dziewczyny nie raz mają ze sobą na pieńku. Ostatecznie zawsze dochodzą jednak do wniosku, że różnorodność jest zaletą, a każdy problem można rozwiązać, gdy tylko połączy się siły oraz zdolności. W filmie próżno, niestety, szukać pochwały pracy zespołowej. Poza Twilight Sparkle charakterne klaczki nie mają tu za wiele do roboty – nie rozwiązują żadnego konfliktu, nie wykorzystują swoich umiejętności w słusznej sprawie. Ich obecność na ekranie wydaje się podyktowana wyłącznie względami marketingowymi.



Jeśli chodzi o fabułę, scenarzyści również postanowili się nie przepracowywać: Equestria zostaje kolejny raz najechana i tylko nasze bohaterki mogą ją ocalić. W poszukiwaniu ratunku koniki odwiedzą m.in. miasto hipopotamów, pokład latającego statku oraz świat podwodnych kucyków. Nie obejdzie się bez paru efektownych ucieczek, slapstickowych żartów oraz musicalowych przerywników. Starsze dzieciaki z pewnością nie będą się więc nudzić. Dla młodszych fanów kinowe "My Little Pony" może się jednak okazać traumatycznym doświadczeniem. W filmie Jaysona Thiessena sporo jest bowiem momentów mrocznych, niewolnych od przemocy. Zgoda, serial także nie zawsze bywa oazą łagodności, ale ogląda się go bez poczucia, że może on zafundować maluchom nocne koszmary.



Na plus twórcom filmu trzeba policzyć zawrotne tempo akcji oraz przyjemną dla oka animację będącą połączeniem tradycyjnej techniki rysunkowej z komputerowymi efektami. To oczywiście za mało, by kucyki Hasbro mogły startować w tej samej gonitwie co produkcje Pixara czy nawet Illumination Entertainment. Dzieciaki, które czekały na możliwość zobaczenia ulubionych bohaterek na dużym ekranie, nie powinny być jednak rozczarowane.
1 10
Moja ocena:
6
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones