Recenzja filmu

Doktor Strange (2016)
Scott Derrickson
Waldemar Modestowicz
Benedict Cumberbatch
Chiwetel Ejiofor

Magia (od) Marvela

Jeśli o filmie można powiedzieć, że jest "dopieszczony", to "Doktor Strange" właśnie taki jest. Nie zawodzi pod względem wizualnym i muzycznym, ma głośne nazwiska i bardzo znane twarze w
Postać Doktora Strange’a została stworzona przez Steve’a Ditko, jednego z ojców Spider-Mana (drugim jest oczywiście Stan Lee) w latach 60. i szybko pojawiła się na stronach kolejnych komiksów. Bohater jest bardzo utalentowanym i znanym neurochirurgiem, a jego praca przyniosła mu pokaźną fortunę. Ten Tony Stark 2.0 jest jednak zapatrzonym w siebie egoistą i arogantem. Za swoją krnąbrność i zadufanie zostaje ukarany przez los: poważny wypadek samochodowy przykuwa go na długi czas do szpitalnego łóżka, a jego – kiedyś cudownie sprawne i wyuczone lekarskiego fachu dłonie – stają się niemal kompletnie bezużyteczne.

Strange Cumberbatcha robi, co może, żeby jego ręce znowu stały się narzędziem pracy. Zrezygnowany, zaczyna wątpić w możliwość ozdrowienia i odtrąca zakochaną w nim lekarkę Christine (Rachel McAdams). Właśnie wtedy poznaje cudownie wyleczonego mężczyznę nazwiskiem Pangborn, który odzyskał władzę w nogach pomimo zerwania rdzenia kręgowego. Wysłuchawszy jego rady, Strange wyrusza do Katmandu, żeby odnaleźć tam miejsce zwane Kamar-Taj, gdzie może zostać wyleczony, ale będzie to miało swoją cenę.


Właśnie tak zaczyna się przygoda Strange’a, który podejrzewa, że dziwni mnisi potraktują go jakimś rodzajem medycyny niekonwencjonalnej. Mężczyzna jednak staje oko w oko z magią, ale nieco inną od tej, którą widzowie znają przede wszystkim z serii o Harrym Potterze. Będą jednak artefakty o niezwykłej mocy, pełne zaklęć woluminy, dużo iskierek, kolorowych błysków i złoczyńca, który ma coś nie tak z twarzą (Voldermort nie miał nosa, Kaecilius zaś ma zdecydowanie problem z oczami). Magia (od) Marvela ma w sobie zrozumiale coś "superbohaterskiego": Strange w swojej pelerynie przywodzi na myśl chociażby Supermana (co prawda od DC, ale zawsze), jego świetlne, niemalże alchemiczne kręgi i broń w postaci laseropodobnych smug nasunęły mi na myśl Psylocke z "X-Menów", a medalion na jego piersi przypomina reaktor łukowy Iron Mana. Nie da się zaprzeczyć, że XXI-wieczny Strange świetnie dopasował się do wymogów MCU.

Cała magia Doktora nie byłaby jednak w połowie tak przekonująca i widowiskowa, gdyby nie zapierające dech w piersi efekty specjalne. Podróże przez czas i przestrzeń – zwłaszcza oglądane w IMAXie – wciskają w fotel, a co wrażliwszym widzom może niestety zrobić się niedobrze, kiedy wciągnie ich kalejdoskopowy świat znany z "Incepcji", ale podniesiony do dziesiątej potęgi. Te architektoniczno-miejskie wiry często kontrastowane są z miękkością i niesamowitymi kolorami innych wymiarów przypominających neurony czy komórki ludzkiego ciała, a nawet galaktyki, przepuszczone przez filtr jakby z opisów narkotycznych wizji i spotęgowane barwami, które ciężko nawet nazwać. Całość bez dwóch zdań zachwyca.


Stronę wizualną filmu świetnie uzupełnia muzyka Michaela Giacchino, zdecydowanie mainstreamowego kompozytora (m.in. autora ścieżek dźwiękowych do nowych "Star Treków", "W głowie się nie mieści", "Zwierzogrodu" czy do niedocenionego "Speed Racera").

Fabularnie filmowi prawie nie mam nic do zarzucenia. Historia płynnie zmierza z punktu A do punktu B, wszelkie retrospekcje i futurospekcje są mocno zakorzenione w akcji (w końcu Strange uczy się m.in. cofać czas), scenariusz nie rozczarowuje, choć jest prawie pozbawiony słownych fajerwerków (dużo żartów opiera się na znaczeniu wyrazu strange – dziwny, obcy). Bałam się, że twórców skusi natrętne filozofowanie (w końcu mnisi, medytacje i te sprawy), ale eko-wege-gluten free lifestyle nie czai się na każdym rogu, a gloryfikowana jest po prostu potęga ludzkiego umysłu.

Tym, co tak naprawdę przeszkadza mi w tym filmie, jest ten Zły – villain Kaecilius, a właściwie fakt, że ten charyzmatyczny, potężny i groźnie wyglądający złoczyńca nie był jedynym wrogiem do pokonania. Uważam, że film ustanawiający, czyli otwierający serię o kolejnym superbohaterze, powinien być bardziej "kameralny". Bo jeśli epicka bitwa z Wielkim Bossem z Innego Wymiaru (mowa tu o Dormammu) Zagrażającym Całej Ziemi zamyka pierwszą część, to z kim będzie walczył Strange w kolejnych?... Każdy, kto oglądał "Dragon Balla", wie, że najpierw trzeba pokonać płotki, a Wielkiego Złego dopiero za sto odcinków. Nie każę Marvelowi kręcić całych serii, ale jakaś gradacja byłaby jednak miła. A tu co chwila mamy Wielkie Epickie Bitwy, kiedy chcemy po prostu pooglądać prywatne dramaty bohaterów (jak Spider-Man Toma Hollanda poradzi sobie ze stratą wujka Bena? Czy Thor dogada się z Lokim? etc.).


Obsada "Doktora Strange’a" to klasa sama w sobie. Androgeniczna i zjawiskowa Tilda Swinton, utalentowany Chiwetel Ejiofor, demoniczny jak zwykle Mads Mikkelsen i oczywiście Benedict Cumberbatch, który swoją charyzmą niemalże kradnie dla siebie cały film. Kolejny udany casting Marvela, bo oprócz fanów komiksów, produkcję z ekstatyczną chęcią zobaczą także wielbicielki "Sherlocka" od BBC (które na seansie było słychać i widać). I bardzo dobrze.

Podsumowując, "Doktor Strange" to produkcja bez wątpienia bardzo udana, na którą warto było czekać. Marvel Studios wydało na świat urodziwe dziecko. Szkoda, że nie miało ono okresu niemowlęctwa i dzieciństwa, a od razu urodziło się w pełni ukształtowanym, elokwentnym nastolatkiem w modnych, starannie zaprojektowanych ciuszkach. Film jednak oczywiście polecam, a sama pewnie niedługo do niego wrócę.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Doktor Strange to rzekomo jeden z najpotężniejszych herosów w dziejach komiksowego uniwersum. Zdolność do... czytaj więcej
Być może przyjdzie dzień, gdy tęgim głowom z Marvel Studios skończą się pomysły, gdy pójdą o jeden krok... czytaj więcej
Nie jestem fanką komiksów i głównie z tego powodu większości filmów ze świata Marvella nie oglądałam (co... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones