Recenzja filmu

Kingsman: Tajne służby (2014)
Matthew Vaughn
Taron Egerton
Colin Firth

Mam parasol i nie zawaham się go użyć

Trzeba przyznać, że odwagi reżyserowi filmu "Kingsman: Tajne służby" nie brakuje. Brytyjczyk Matthew Vaughn powtórnie pokazuje środkowy palec pruderyjnej Ameryce, tym samym przekonując, że
Trzeba przyznać, że odwagi reżyserowi filmu "Kingsman: Tajne służby" nie brakuje. Brytyjczyk Matthew Vaughn powtórnie pokazuje środkowy palec pruderyjnej Ameryce, tym samym przekonując, że poprawność polityczną ma w głębokim poważaniu. I dobrze. Dzięki niemu na ekranie ironia miesza się z pastiszem, jest naprawdę krwawo, wręcz groteskowo (latające, odcięte kończyny to norma).



Tytuł produkcji oznacza nic innego, jak nazwę najbardziej tajnej z tajnych agencji wywiadowczych, gdzie wszyscy posługują się pseudonimem – imieniem rycerza okrągłego stołu. Szefem jest oczywiście Artur (w tej roli aktorski weteran Michael Caine), specem od komputerów i gadżetów niejaki Merlin (Mark Strong), a jednym z asów, agent Galahad, dla przyjaciół Harry Hart (Colin Firth). Panowie różnią się od średniowiecznych przodków strojem i orężem. Miejsce ciężkiej stali okrywającej tułów zajmuje szyta na miarę, często kraciasta marynarka, a zamiast miecza w dłoni, dzierżą bojowy, szybkostrzelny… parasol. Już po pierwszych minutach i czołówce, kiedy w rytm piosenki "Money For Nothing" zespołu rockowego Dire Straits członkowie Kingsman brawurowo wykonują zadanie na Bliskim Wschodzie, można wywnioskować, z jakiego rodzaju obrazem mamy do czynienia. 

Całość – brytyjska adaptacja komiksu Marka Millara (tego od "Kick-Ass" i "Wanted: Ściganych") opowiedziana jest z dystansem i każdy wychowany na Bondach, kochający filmowe ostre jazdy bez trzymanki będzie "Tajnymi służbami" zachwycony. To pierwszorzędna rozrywka, w której nie należy doszukiwać się na siłę stuprocentowej logiki w scenariuszu. Film jest tym dla kina stricte szpiegowskiego, czym był właśnie "Kick-Ass" dla obrazów o superbohaterach.  

Podstawą fabuły, podobnie jak w wielu filmach szpiegowskich na poważnie, jest powstrzymanie szaleńca, uratowanie świata, a także wyszkolenie żółtodziobów. Czyli niby schematycznie, w oparciu o zużyte klisze, ale tyle tutaj narracyjnej witalności, tryskającej energii, a i sam pomysł przejęcia władzy nad ludzkością oryginalny, że nie sposób nie ulec pokusie i poddać się zabawie proponowanej przez Vaughna, który co chwilę mruga do nas okiem. Zresztą plusów "Kingsman…" posiada pod dostatkiem. Czarny charakter jest faktycznie… czarny i to dosłownie (szarżujący, dla niektórych irytujący, ucharakteryzowany na nastoletniego skejta Samuel L. Jackson jako Valentine, światowej sławy megaloman i biznesmen) i wspomaga się prawą ręką, tj. gibką i niebezpieczną Gazelle (algierska, emanująca seksapilem tancerka Sofia Boutella, która ostrym niczym brzytwa protezom może znacznie więcej niż zadrapać). Colin Firth pokazuje, że nie tylko w komedii romantycznej grać potrafi i oscarową rolą jąkającego się króla zjednać widzów i krytyków, ale i w kinie akcji sprawdza się doskonale. To, co wyprawia z parasolem, powoduje opad szczęki i zawrót głowy – montaż i choreografia walk to zaiste wirtuozeria. A na deser jest jeszcze profesor Arnold – postać dalszoplanowa, jednak wciela się w nią korpulentny dziś Mark Hamill, słynny Luke Skywalker, którego wkrótce będziemy mogli podziwiać w siódmym epizodzie wyczekiwanych "Gwiezdnych wojen".



Ważny, oprócz utarcia nosa złu, jest motyw mistrza i ucznia. Galahad przekazuje wiedzę i umiejętności pewnemu młodzieńcowi, synowi swojego dawnego kompana z drużyny. W nicponiu nierozstającym się z dresem, piwem i czapką z daszkiem widzi ogromny potencjał. Czy Eggsy (niezły, szerzej nieznany Taron Egerton) ukończy morderczy trening, dojrzeje, zostanie następcą Lancelota i na stałe zmieni luźną bluzę na elegancki smoking?

Na koniec ostrzeżenie, czy raczej apel do grupy ludzi: jeżeli Waszą zbroją jest utkany na drutach sweterek, na głowie nosicie ochronny moherowy beret, uśmiechacie się raz na rok i zachowujecie się, jakbyście połknęli kij od szczotki, to odradzam filmowy seans. Zniesmaczenie i oburzenie gwarantowane (vide sceny w pewnym kościele).
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Pewien przedsmak kina szpiegowskiego według wizji Matthew Vaughna mogliśmy już poczuć w jego ostatnim... czytaj więcej
Co jak co, ale Matthew Vaughn w produkcjach o stylistyce komiksowej czuje się niczym ryba w krystalicznie... czytaj więcej
Czy lubicie stare, szpiegowskie filmy, które nie uwzględniają zasad fizyki w scenach akcji, a absurdalne... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones