Minecraft po japońsku

Square Enix postanowiło, że zanim oddadzą nam do rąk "dwójkę", spróbują przyciągnąć do budowlanej podserii kolejnych graczy – za sprawą wersji na najnowszą konsolę Nintendo. Mamy do czynienia z
"Dragon Quest Builders" - recenzja
Wydane dwa lata temu na konsole Sony "Dragon Quest Builders" sprzedało się tak dobrze, że jeszcze w zeszłym roku Square Enix zapowiedziało jego kontynuację. Japończycy postanowili jednak, że zanim oddadzą nam do rąk"dwójkę", spróbują przyciągnąć do budowlanej podserii kolejnych graczy – za sprawą wersji na najnowszą konsolę Nintendo. Mamy do czynienia z okrojoną, skleconą na szybko edycją czy pełnoprawnym, wartym uwagi portem?



"Dragon Quest Builders"to w dużym skrócie dziecko "Minecrafta" i serii "Dragon Quest", choć tak po prawdzie, do jednego i drugiego mu daleko. Są tu minecraftowe bloczki i kopanie w poszukiwaniu surowców, jednak głównie potrzebujemy ich do tworzenia "niekanciastych" obiektów, z których korzystają mieszkańcy naszej osady. Jest też trochę dragonquestowego RPG-a, choć jedyny rozwój postaci to tworzenie dla niej nowych elementów ekwipunku i powiększania paska życia specjalnym nasionami, które dostajemy za wykonywanie zlecanych nam zadań. Sama walka jest niesamowicie prostacka i ogranicza się do maszowania [X], przez co, paradoksalnie, bliżej jej do "Minecrafta". Długo by zresztą wymieniać liczne zapożyczenia i nawiązania do innych gier, krótko mówiąc"Dragon Quest Builders"fajnie je wszystkie spina.



Tryb fabularny"Dragon Quest Builders"podzielono na kilka rozdziałów, których ukończenie może zająć nawet około 50 godzin. Historią zaczynamy w świecie zniszczonym przez złego Dragonlorda, który przy okazji siania spustoszenia wykasował ludziom zdolność tworzenia przedmiotów – jedynym dla nich ratunkiem jest główny bohater, który wciąż to potrafi. Trafiamy więc do ruin niegdyś wielkiego miasta i staramy się je odbudować, tak aby stworzyć dla wszystkich ocalałych nowe, lepsze miejsce do życia. Wraz z rozwojem naszej osady przybywają do niej kolejni mieszkańcy (niektórych sami znajdujemy), wykonujemy przeróżne zadania, uczymy się tworzyć nowe obiekty oraz odpieramy ataki złych potworów. Każdy z rozdziałów gry kończy się starciem z wrogiem, a kolejny zaczynamy praktycznie od zera: zupełnie nowe zgliszcza, jednak co nieco już wiemy, więc jest nam trochęłatwiej.



Tak naprawdę przedstawioną historię można w zupełności zignorować i po prostu dobrze się bawić, budując fajne rzeczy, co jakiś czas wysłuchując nudnych jak flaki z olejem dialogów spotykanych postaci. Gra w żaden sposób nie mówi nam na przykład, jak ma wyglądać nasza osada, a jedynie wymaga od nas budowania konkretnych obiektów. A samo budowanie jest naprawdę przyjemne i niesamowicie wciągające. Najpierw musimy wyruszyć w poszukiwaniu niezbędnych surowców, przy czym należy pamiętać o kilku kluczowych sprawach. Po pierwsze – o poziomie głodu. W lewym górnym rogu ekranu mamy przez cały czas wyświetlaną informację, czy nasz bohater ma pełen brzuszek i jeśli dopuścimy do głodówki, to zacznie tracić punkty życia. Po drugie, w prawym górnym rogu ekranu widnieje zegar informujący, jaka jest aktualnie pora dnia. Na wyprawy najlepiej wyruszać z samego rana, ponieważ czas w grze płynie bardzo szybko, a w nocy pojawiają się niesamowicie upierdliwe latające stwory, które potrafią napsuć krwi. Po trzecie, choć to w pewnym czasie zanika, kluczowe jest jeszcze miejsce w ekwipunku, bo przecież jaki jest sens organizowania wyprawy, jeśli nie mamy gdzie przechowywać znalezionych przedmiotów i surowców. Kiedy już uda nam się zebrać to, czego potrzebujemy, udajemy się do kuźni/warsztatu i tworzymy pożądane przedmioty. Niektóre z nich pełnią pewne funkcje (łóżka, skrzynie), inne są nam potrzebne do powierzonych zadań (garderoba, stołki, wyszukane jedzenie), a jeszcze inne pełnią jedynie funkcje ozdobne i podnoszą poziom naszej osady. Choć poziom zaawansowania naszego miasteczka (od 1 do 5) nie zmienia zbyt dużo w grze, to jest niezłym motywatorem do sensownego planowania budowli i pilnowania porządku.



Po ukończeniu pierwszego rozdziału"Dragon Quest Builders"oddaje w nasze ręce tryb "Terra Incognita", w którym możemy tworzyć do woli bez przejmowania siępotworami, a dodatkowo, dzięki funkcjonalności sieciowej, udostępniać swoje kreacje innym graczom czy też pobierać stworzone przez nich budowle. Każdy ukończone rozdział trybu fabularnego odblokowuje nowe przedmioty i przepisy oraz dodatkową wyspę w trybie "Terra Incognita", na którą możemy się udać i zbierać niezbędne do rozwijania naszego miasta surowce. A co jeśli się skończą? W opcjach wybieramy reset wyspy i kosimy wszystko od nowa.

Aby gra mogła działać na Switchu, twórcy musieli pójść na kompromis. Wersja na PlayStation 4 działała w 1080p i 60 klatkach. Wersja na PS Vitę miała straszną rozdzielczość i tragiczny framerate. Switchowa edycja, zarówno w trybie przenośnym, jak i zadokowanym działa w rozdzielczości 720p, a jedyne, co się zmienia, to liczba klatek: 30 przenośnie i 60 stacjonarnie. Przyznam, że to ciekawe rozwiązanie – dzięki niemu gra wygląda bajecznie na małym ekranie i całkiem okej na dużym, co jednak nadrabia klatkażem. Tak poza tym,"Dragon Quest Builders"ma bardzo charakterystyczny styl graficzny i świetną oprawę muzyczną. Sam złapałem się na tym, że opuszczałem osadę tylko po to, aby posłuchać mojego ulubionego motywu muzycznego.



Kiedy"Dragon Quest Builders"wyszedł na PlayStation 4, nie potrafiłem się w niego wczuć – przez cały czas miałem wrażenie, że granie w niego na dużym ekranie to strata czasu, w końcu jest dużo innych ładniejszych produkcji. Jako gra przenośna z opcją zagrania na TV sprawdza się za to idealnie. Jeśli tak jak ja nie mogliście przekonać się do "Minecrafta" z powodu braku konkretnego celu, a lubicie sobie trochę pobudować, to przy tej grze na pewno będziecie się świetnie bawić. Ostrzegam jednak, że może Wam skraść dużo czasu!
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones