Recenzja filmu

Godzilla (2014)
Gareth Edwards
Aaron Taylor-Johnson
CJ Adams

Monster King

Nie dziwię się oburzeniu Japończyków po premierze "Godzilli" Rolanda Emmericha. Słynny jaszczur nie jest w Kraju Kwitnącej Wiśni zwykłym monstrum. Jest symbolem, ikoną. Czymś więcej niż tylko
Nie dziwię się oburzeniu Japończyków po premierze "Godzilli" Rolanda Emmericha. Słynny jaszczur nie jest w Kraju Kwitnącej Wiśni zwykłym monstrum. Jest symbolem, ikoną. Czymś więcej niż tylko kolejnym stworem dającym się we znaki ludzkości. Teza ta nie znajduje potwierdzenia tylko w jego pokaźnej filmografii. Pamiętacie ścieżki dźwiękowe Akiry Ifukube, jego requiem wieńczące "Godzilla kontra Destruktor"? Przypomnijcie sobie też ogólny zamysł "Ostatnich wojen". Godzilla obchodził nimi pięćdziesiąte urodziny, a w prezencie ukazał całą swą potęgę po kolei z łatwością niszcząc kolejnych oponentów. Te produkcje były dla najsłynniejszego Kaiju swoistymi hołdami. Zresztą nie jedynymi.



Tymczasem Emmerich przedstawił Godzillę jako kolejnego, zwykłego potwora. Ot następne zagrożenie z jakim armia musi sobie poradzić. Rozwałka i walka z bestią były celem samym w sobie. Żadnej głębszej refleksji, żadnej nobilitacji wspomnianej powyżej. A w dodatku jeszcze ten wygląd. Zupełnie nowy, niekanoniczny, za to wpasowujący się w zamierzenie reżysera. Odbierający Godzilli jego rangę, stawiający go natomiast w jednym rzędzie ze zwierzęcymi bohaterami "Parku Jurajskiego". Oburzeni Japończycy restaurowali jednak Króla Potworów, a nawet skonfrontowali go z amerykańskim odpowiednikiem we wspomnianych już "Ostatnich wojnach". Oczywiście wynik tego pojedynku jest wiadomy.

"Godzilla" Garetha Edwarda z "Godzillą" Emmericha ma tylko jedną cechę wspólną. Mianowicie plakaty i pozostałe materiały promocyjne zawyżają rozmiar tytułowego potwora. Cała reszta to zupełne przeciwieństwo poprzedniej, amerykańskiej wersji. Reżyser niskobudżetowej "Strefy X" nie przesiąkł jeszcze do końca ogranymi schematami wysokobudżetowych widowisk. Nie spieszy się, stopniuje napięcie. Mało cierpliwi widzowie mogą się zdenerwować, nim ujrzą monstra w pełnej krasie. Nim to nastąpi Edwards podsyła nam wątki z elementami dramatycznymi. Wszystkie je uwiarygodnia dobrze dobrana obsada. Bryan Cranston, Aaron Taylor-Johnson, Ken Watanabe, Sally Hawkins, David Strathairn – wszyscy wiedzą jak oddać emocje. Dzięki temu wstęp nie przynudza, choć przecież nie ludzie są tu głównymi bohaterami.



Najważniejsze są oczywiście potwory. Edwards puszcza lejce destrukcji dopiero na końcu. Watro jednak poczekać. Finał, rozgrywający się w centrum San Francisco, wynagrodzi wcześniejsze oczekiwania nawet największemu malkontentowi. Dzięki niemu niedopowiedziane sekwencje (np. Honolulu) nabiorą tylko dodatkowego smaczku. Zniszczenia na końcu są na rzadko spotykaną w kinie skalę, a efekty biją choćby te z "Pacific Rim". Na widzów oczekujących walki na linii ludzie – Godzilla (a więc powtórki z Emmericha) czeka natomiast niespodzianka. By nie psuć jednak nikomu frajdy, nie powiem nic więcej. Pozostaje jeszcze wygląd potworów. Godzilla przedstawiony został według klasycznego wzorca. Najbardziej przypomina ten z serii Heisei z lat 1989-1994. Jest jednak masywniejszy, a pysk ma nieco skrócony. Modyfikacja łba przypomina nieco inspiracje wyglądem waranów z Komodo. Ogólnie Godzilla wypada jednak imponująco. Zilla odchodzi całkiem w niepamięć jako zwykła nocna mara. Nie można też zapomnieć o wrogu Godzilli - MUTO. Nie podzielam opinii osób, że z wyglądu ma kilka cech wspólnych z Mothrą. Gdzie? Z dotychczasowych wrogów Godzilli bardziej wypada jak połączenie Kamacuras z Orgą. Osobiście skojarzył mi się jednak jako krzyżówka tytułowego potwora z "Obcego" i robali z "Żołnierzy kosmosu". Prawdę mówiąc szukanie podobieństw jest jednak na siłę i mija się z celem. MUTO to nowy stwór i tak należy go traktować.



Do tego wszystkiego dochodzi muzyka Alexandre’a Desplata. Nie jest to może półka Ifukube, ale ścieżka dźwiękowa wpada w ucho, dobrze uzupełnia ekranowe wydarzenia i oddaje status tytułowego potwora. Erik Aadahl zadbał natomiast, by ryk Godzilli powodował ciarki na plecach jak nigdy wcześniej. Wszystko to zsumowane tworzy blockbuster najwyższych lotów. Godzilla obchodzi huczną sześćdziesiątkę. Oby kolejne urodziny były z takim samym rozmachem. Oby kolejna urodzinowa impreza nastąpiła jak najszybciej.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gareth Edwards pojawił się na hollywoodzkim radarze w roku 2010 za sprawą filmu "Strefa X". Była to... czytaj więcej
Prawdopodobnie jestem jedną z całych pięciu osób w Polsce, którym podobała się "Godzilla" spod dłuta pana... czytaj więcej
"Godzilla" Garetha Edwardsa to zaskakująco dobrze zrealizowany blockbuster; łączy w sobie klimat... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones