Recenzja filmu

Anihilacja (2018)
Alex Garland
Natalie Portman
Jennifer Jason Leigh

Mysikoty i ptabyki

To przedziwny stop kina akcji, horroru oraz ekologiczno-filozoficznego traktatu. Mówiąc krótko, na każdy wystrzelony pocisk przypada tutaj przynajmniej jedna rozmowa o rozpadzie ciała, degradacji
Spośród wielu scen unaoczniających kluczowe dla "Anihilacji" pytania, najlepsza wydaje się ta pozbawiona komputerowej żonkilo-paproci oraz genetycznej krzyżówki aligatora z rekinem. Oto bohaterka, biolożka Lena (Natalie Portman), przekomarza się w łóżku ze swoim mężem Kane'em (nieprzypadkowo kłaniający się jednemu z bohaterów "Obcego" Oscar Isaac). Jego opowieść o nieomylności Boga kwituje wykładem o śmierci, która jest niczym więcej niż błędem genetycznym ("Kręci mnie, gdy jesteś protekcjonalna" – żartuje partner). Zasadnicza różnica pomiędzy bohaterami, sprowadzająca się nie tylko do wiary i jej braku, ale też do popędu śmierci przeciwstawionego skłonnościom autodestrukcyjnym, nadaje dynamikę całemu filmowi: opowieści o rozpadzie związku oraz o fenomenie zwanym Strefą – rozszerzającej się i pochłaniającej wszystko na swojej drodze fali energii.


Dzieło obcej cywilizacji? Boży akt destrukcji? A może nowoczesna broń biologiczna? Nie wiadomo, czym jest Strefa. Wiadomo natomiast, że bez względu na stosunek do Boga i obwód bicepsa, nikt dotąd z niej nie powrócił – to jest nikt poza Kane'em, który swoją podróż przypłacił śmiertelną chorobą. Pragnąc uratować męża, Lena wyrusza razem z rządową ekspedycją prosto w paszczę lwa i obiera kurs na opuszczoną latanię morską, czyli epicentrum żywiołu. Kiedy na jej drodze stają zwierzęta z podejrzaną liczbą zębów i kwiatkami na porożu, zaś radio okazuje się zbędnym balastem, bohaterka ze zgrozą konstatuje, że istotnie w Strefie dzieje się coś niepokojącego. Rychło w czas.   

To, co następuje później, jest przedziwnym stopem kina akcji, horroru oraz ekologiczno-filozoficznego traktatu. Mówiąc krótko, na każdy wystrzelony pocisk przypada tutaj przynajmniej jedna rozmowa o rozpadzie ciała, degradacji psychiki oraz przyrodniczych aberracjach (co jest oczywiście wspaniałą wiadomością w dobie finansowych porażek ambitnego sci-fi – z racji modelu dystrybucji, "Anihilacja" nie będzie miała tego problemu). Scenarzysta i reżyser Alex Garland ubija rzeczone składniki w gęsty koktajl grozy i przygody, a całość doprawia pasującą do akademickich rozpraw jak świni siodło ikonografią new age. I choć trudno właściwie wyczuć, co jest dla niego ważniejsze – historia kobiety próbującej zaprzęgnąć język nauki do opisu czegoś metafizycznego czy może film o babkach z karabinami podążających ścieżką "ciekawość-strach-spóźniony żal" – to rzeczona strategia nie jest efektem bezsilności albo jakichś niekontrolowanych, intelektualnych drgawek. Podobnie jak we wcześniejszej "Ex Machinie", która narrację z pogranicza transhumanizmu wpisywała w konwencję love story, i tutaj jedna sfera filmu naturalnie przenika się z drugą. Elementy horroru cielesnego są oczywistą konsekwencją opowieści o rozkładzie świata na poziomie komórkowym, Tarkowski odnajduje się na bagnistym południu USA, zaś sceny akcji wydają się – z braku lepszego słowa – bardzo "intymne", związane z optyką bohaterów (ponieważ Lena spędziła tyle samo czasu w salach wykładowych i na pierwszej linii frontu, siła argumentów jest dla niej równie istotna co argument siły).


Na podobnych paradoksach bazuje również strona formalna – szkaradna jeśli chodzi o jakość efektów specjalnych i zaskakująco ciekawa koncepcyjnie – od rewelacyjnych projektów flory i fauny wewnątrz Strefy po kapitalnie zaaranżowaną przestrzeń i scenografię. Z jednej strony, Garland operuje totalnie przezroczystym językiem. Nie ma tu ani operatorskich popisów godnych Oscara, ani montażowych sklejek, które przeniosą Was na inną planetę. Z drugiej, całość nakręcona jest z takim wyczuciem dramaturgii, świadomością kompozycji kadru oraz wyczuciem aktorskiego rzemiosła, że ręce same składają się do oklasków. Doskonałe aktorki, z Giną Rodriguez i Tuvą Novotny na czele, potrafią zamienić jedną linijkę ekspozycji w barwny życiorys, zaś skrawek ckliwego dialogu – w wiarygodną opowieść o depresji. Portman z kolei jest doskonała jako Lena – kobieta jednocześnie krucha i subtelna jak taran w dążeniu do celu. Jej tour de force w "Anihilacji" to hipnotyzująca scena z tancerką Sonoyą Mizuno, przywodząca na myśl zarówno choreograficzne cuda Piny Bausch, jak i pamiętny moment z gry "Tomb Raider", w którym Lara Croft, zwiedzając Atlantydę, mierzyła się z manifestacją własnej podświadomości.  


Tytułowa anihilacja (czy, jak chcą tłumacze książki Jeffa VanderMeera, "unicestwienie") jest tutaj tematyzowana na imponującą skalę. Film opowiada o ewolucji poprzez destrukcję, niewytłumaczalnej erozji uczucia, ciele rozbijanym na atomy i zagładzie kosmicznego porządku. Nic więc dziwnego, że powstaje z tych okruchów coś zupełnie nowego, rzecz, którą ciężko upchnąć w jakiejkolwiek szufladce. Garland mnoży atrakcje, szczuje nas krwiożerczymi bestiami i grzybem z piekła rodem. Na szczęście ma też dla nas dobre wieści: nieuświadomiona potrzeba samozniszczenia to coś definiującego człowieczeństwo. Nie ma się czego bać, wszystko idzie zgodnie z planem.
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Alex Garland (niegdyś pisarz science-fiction, później scenarzysta, a od paru lat także reżyser) - to... czytaj więcej
"Nie sposób sobie tego wyobrazić, jeśli się tam nie było. Nie sposób też pojąć piękna tego wszystkiego, a... czytaj więcej
Wchodząc do "Iskrzenia", napotykamy rzeczywistość nam znajomą, ale z wieloma niecodziennymi elementami.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones