Recenzja filmu

Dudi: Cała naprzód (2017)
Julio Soto Gurpide
Artur Kaczmarski

Na ziemi pod wodą

"Dudi" to zaledwie odtwórcza opowieść, jaką widzieliśmy w kinie już wiele razy. Mało wymagającym widzom może to wystarczyć, ale biorąc pod uwagę, że oryginalne animacje wciąż nie straciły na
Przyszłość. Niegospodarne zarządzanie dobrami natury doprowadziło ludzi do kataklizmu i zmusiło do migracji na inną planetę. Pod wodą przetrwały resztki flory i fauny, ale bezpiecznych oaz zostało niewiele. W jednej z nich rządy sprawuje wielki ojciec-kalmar, który w trosce o przetrwanie swoich poddanych zabrania opuszczania królestwa i eksploracji dalszych terenów. Ograniczone horyzonty nie są jednak nigdy postawą propagowaną w kinie. Ekran należy do umysłów niesfornych i wizjonerskich. Twórcy – a tym samym także widzowie – od początku sympatyzują więc z Dudim, który pragnie wolności, przygód i niczego się nie boi. A że swoją niefrasobliwością wpędza innych w tarapaty? Coś za coś. 



Tytułowa żółta ośmiorniczka szybko organizuje sobie grupę słabszych, lękliwych, ale przy tym barwnych postaci i wspólnie z nimi próbuje naprawić skutki lekkomyślnych decyzji. Nie obejdzie się bez – będącej jednoczęściowe odkupieniem grzechów – podróży, w czasie której zarówno główny bohater, jak i jego towarzysze dowiedzą się czegoś o sobie samych. Ci bardziej zahukani zdobędą więcej pewności siebie, a ci nazbyt narcystyczni zrozumieją, że aby przetrwać, trzeba też słuchać innych. I tak dostajemy piękną opowieść o istocie przyjaźni.

Gorzej, że aby dostrzec tę mądrość w hiszpańskiej animacji, trzeba nie lada wnikliwości i dobrych chęci. A tego trudno oczekiwać po małych widzach. Maluchom, do których "Dudi. Cała naprzód" jest skierowany przede wszystkim, może się spodobać głównie ze względu na kolorowe obrazki, przyzwoicie zaminowane postacie i fizjologiczne żarty, które jednak towarzyszących im starszych widzów mogą co najwyżej zniesmaczyć. Zabawianie odbiorców dowcipami o popuszczaniu to szczyt desperacji i braku inwencji. Brak oryginalnych pomysłów to zresztą największy – i nie jedyny – grzech twórców bajki. Nie tylko sama fabuła składa się z wątków wyjętych najlepszych animacji ostatnich lat ("WALL-E", "Gdzie jest Nemo", "Happy Feet: Tupot małych stóp" czy "Mała Syrenka"), ale także graficzne projekty postaci to zbiór sprawdzonych gdzie indziej konceptów.

   

W zjednaniu sobie – szczególnie starszych, młodsi mogą nie być tak krytyczni –widzów nie pomagają ani nudna, opierająca się na żartach z brodą polska wersja dialogowa, ani hałaśliwe utwory muzyczne w rodzimych aranżacjach – gwarantuję, że nie znajdziecie wśród nich piosenek, które maluchy z ochotą będą nucić po seansie; mając w pamięci numer duetu krabo-goryla i krewetki w rytmach techno-polo, będę wręcz zdania, że nie powinny tego robić.

"Dudi" to zaledwie odtwórcza opowieść, jaką widzieliśmy w kinie już wiele razy. Mało wymagającym widzom może to wystarczyć, ale biorąc pod uwagę, że oryginalne animacje wciąż nie straciły na wartości, trudno znaleźć powód, by zadowalać się półproduktami.   
1 10
Moja ocena:
4
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones