Recenzja filmu

Mój anioł (2016)
Harry Cleven
Fleur Geffrier
Elina Löwensohn

Nie moja bajka

Przedstawiona historia zainscenizowana jest w bardzo wymyślny sposób. Większość ujęć kręcona jest z punktu widzenia Anioła. Kadry zanurzone są w miękkim, łagodnym świetle. Patrzymy na świat
Filmowej baśni dla dorosłych zatytułowanej "Mój anioł" z pewnością nie można odmówić tego, że to dzieło przemyślane, niebanalne i oryginalne formalnie. Cenię takie kino i gotów jestem mu okazać wiele życzliwości. Lubię też filmowe baśnie – a mimo to do "Mojego anioła" nie mogę się do końca przekonać. Nawet jeśli to ciekawa bajka, to z pewnością nie moja. 


Tytułowy bohater to niewidzialne dziecko magika specjalizującego się w znikaniu i kobiety, którą opuszcza jeszcze przed rozwiązaniem – ta załamana trafia do przytułku dla psychicznie chorych. To właśnie tam rodzi się tytułowy bohater, ale – z racji swojej niecodziennej przypadłości – nikt poza jego matką nie wie o jego istnieniu. W pewnym momencie pojawia się pytanie, czy nie jest aby wyłącznie produktem wyobraźni przytłoczonej przez rozpacz kobiety. Anioł wiedzie jednak niezależne od matki życie. Opuszcza przytułek i zaprzyjaźnia się z Madeleine mieszkającą w sąsiedniej willi. Jako że dziewczyna od urodzenia jest niewidoma, nie dostrzega niezwykłości Anioła. Gdy oboje zaczynają wkraczać w wiek młodzieńczy, ich przyjaźń zamienia się w zmysłową miłość. Ich relacja będzie jednak musiała stanąć przed fundamentalną próbą: Madeleine wyjeżdża na operację, która ma przywrócić jej wzrok. Co stanie się, gdy się przekona, że jej ukochany jest niewidzialny? Co poczuje, gdy wreszcie będzie mogła go nie zobaczyć?

Przedstawiona historia zainscenizowana jest w bardzo wymyślny sposób. Większość ujęć kręcona jest z punktu widzenia Anioła. Kadry zanurzone są w miękkim, łagodnym świetle. Patrzymy na świat oczami odkrywającego go w zachwycie dziecka. Debiutująca w roli operatorki Juliette van Dormael słusznie zbiera pochwały za swoją pracę. W filmie nie słyszymy też dialogów, postaci wypowiadają je szeptem na granicy słyszalności; o tym, co mówią, dowiadujemy się wyłącznie w napisach. Na ścieżce dźwiękowej dominuje muzyka (niestety w stylu kompozycji Zbigniewa Preisnera) i dźwięki tła: szum drzew, śpiew ptaków, ruch wiatru. Taka forma czyni z "Mojego anioła" bardzo oryginalne doświadczenie odbiorcze, bliższe kinu niememu niż współczesnemu filmowemu widowisku.


Czy jednak tej oryginalności wystarcza, by utrzymać uwagę widza przez 80 minut? Mam wątpliwości. Film jest bardzo nierówny. Są w nim sekwencje wzbudzające szczery zachwyt – jak powrót Madeleine po operacji i jej poszukiwania Anioła, oraz pierwsze erotyczne zbliżenia między bohaterami. Ale są też momenty estetycznie wątpliwe, pretensjonalne, bliskie kiczu. Wiele obrazów niepotrzebnie powtarza się po kilka razy, jakby reżyserowi brakowało materiału, by dobić do standardowego formatu kinowej projekcji. Być może reżyser Harry Cleven niepotrzebnie zdecydował się na długi metraż? Gdyby "Mój anioł" trwał 30 minut, mógłby być dużo lepszy.

Zgrabne, dowcipne zakończenie wywołuje uśmiech, ale gdy minie przychodzi refleksja, co tak naprawdę udało się powiedzieć w tym filmie. Historia miłości zwyciężającej wszelkie przeszkody jest wzruszająca, ładna, ciepła, ale też koniec końców banalna, co najmniej tak samo jak "Podwójne życie Weroniki". Widzieliśmy w kinie podobne emocje i baśniową wyobraźnię w bardziej udanych realizacjach. Nie zrozumcie mnie źle, doceniam ten film. Ale on wyraźnie nie chce być doceniany, nakręcony jest po to, by się nim zachwycać. A zachwytu wywołać we mnie uparcie nie chce. 
1 10
Moja ocena:
5
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones