Recenzja filmu

Pan Holmes (2015)
Bill Condon
Ian McKellen
Laura Linney

Nie pora umierać

Holmes McKellena nie ma nic wspólnego z ikoną branży detektywistycznej, jaką na potrzeby telewizyjnego "Sherlocka" stworzył Benedict Cumberbatch. McKellen nie kreuje obiektu kultu, ale w
"Ludzka natura wymyka się logice" – mówi Sherlock Holmes. Ma 93 lata i pierwsze objawy choroby Alzheimera. Dawniej przenikliwe spojrzenie jest dziś trochę zamglone, w ruchach nie ma już elegancji, w myśli – perfekcji. Holmes Iana McKellena wydaje się trochę niezdarny, powolniejszy. Kiedy wchodzi do domu na wsi i kapelusz wypada mu z rąk, pomocną dłoń wyciąga do niego gosposia, pani Munro (Laura Linney). W posiadłości na prowincji mieszka też jej syn, około dziesięcioletni Roger (Milo Parker). Sherlock nie będzie tu prowadził śledztwa. Ucieka od miejskich spraw, 221B Baker Street i wyrzutów sumienia wywołanych przegraną sprawą. Dedukcja już nie jest jego najmocniejszą stroną, ale słabość tytułowej postaci to bez wątpienia największy atut opowieści Billa Condona.

"Mr. Holmes" to film z podwójną retrospekcją i skromną, wyciszoną akcją toczącą się w czasie teraźniejszym. Rozwijająca się choroba nie zaciera wspomnień fatalnie zakończonej sprawy Ann (Hattie Morahan), matki będącej w żałobie po dwukrotnym poronieniu. Holmes sukcesywnie do niej wraca, usiłując przypomnieć sobie, co i jak wydarzyło się naprawdę. Jak proustowska magdalenka pojawiają się też wspomnienia jego rozmów z Japończykiem Tamiki Uzemakim (Hiroyuki Sanada). To jego żonie Sherlock zdradza bowiem, że czarny melonik nosi tylko na ilustracjach i bardziej niż fajkę, ceni sobie cygaro. W fabule Condona Holmes ma odsłonić nie tylko swoje słabe strony, ale i prawdziwe oblicze. Nie szukamy więc dowodów popełnionej zbrodni, ale oznak zmiany. Kamera Tobiasa A. Schliesslera uważnie przygląda się Sherlockowi, a my widzimy lekko przygarbioną sylwetkę, głębokie zmarszczki, plamy wątrobowe i czujne, choć zmęczone spojrzenie starego człowieka.

Holmes McKellena nie ma nic wspólnego z ikoną branży detektywistycznej, jaką na potrzeby telewizyjnego "Sherlocka" stworzył Benedict Cumberbatch. McKellen nie kreuje obiektu kultu, ale w mistrzowski sposób wciela się w mężczyznę, który uczy się przyznawać do własnych słabości. Holmes wie też, że staje do walki z przeciwnikiem podstępniejszym od siebie – własną pamięcią, która nie działa według żadnego schematu, figluje i w każdej chwili może wywinąć zabójczy numer. Stara się więc uchronić wspomnienia, spisać je, oczyścić swój życiorys z naddatku literackiej fikcji i opowiedzieć znane wszystkim historie z własnej perspektywy. Jego pierwszym czytelnikiem jest Roger. Najpierw wykrada czystopis z pokoju Sherlocka. Kolejne rozdziały dostaje jednak w prezencie. Między detektywem a dzieckiem zawiązuje się typowa relacja o uczniowsko-mistrzowskim charakterze. Condonowi udaje się pokazać, że obie strony czerpią od siebie wiedzę, która pomaga oswoić nową sytuację.

Niespodzianka polega tylko na tym, że w owej sytuacji – primo: nie ma nic wyjątkowego, secundo: i to jest w niej właśnie najpiękniejsze. Paul Auster otwiera swój autobiograficzny "Dziennik zimowy" słowami, w których najłatwiej opisać emocje, jakie zdają się towarzyszyć filmowemu Sherlockowi: "Jest przekonany, że to nie może go spotkać, że to nie ma prawa go spotkać, że jest jedynym na świecie, którego to nigdy nie spotka, a potem wszystko po kolei spotyka właśnie jego, w ten sam sposób, w jaki spotyka wszystkich dookoła". Nie tylko Sherlock musi się zmierzyć z nagłym osamotnieniem i lękiem przed chorobą. Ann z jego wspomnień nie mogła przeżyć utraty dzieci, Uzemaki mierzył się z odejściem ojca, a Roger – z jego brakiem. Pani Munro (w kulminacji wątków rozgrywających się w wiejskim domu) stanęła twarzą w twarzą ze strachem przed utratą syna.

"Tylko prawdziwe opowieści mają wartość" – powtarza Sherlock i o taką ociera się fabuła Condona. I nie chodzi tu o prawdę biograficzną, ale o ekranowy autentyzm, w który chce się wierzyć w każdej minucie seansu. Reżyser odnosi się z szacunkiem nie tylko do swojego bohatera, ale i do widzów. I dzięki temu zdobywa zainteresowanie. Nie próbuje sprzedać sentymentalnej bajeczki. Wzrusza moment, w którym Sherlock Holmes siedzi z panią Munro na ławce w szpitalu, a jej oczy szklą się od łez, ale to wzruszenie nie ma nic wspólnego z emocjonalną filmową tandetą. Condon nakręcił film prosty i skromny, czym udowodnił, że nie trzeba przyciskać gazu do dechy, żeby wcisnąć widza w fotel.
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '86. Ukończyła filmoznawstwo na UJ, dziennikarka, krytyczka filmowa, programerka Krakowskiego Festiwalu Filmowego. Jako wolny strzelec współpracuje z portalami Filmweb.pl, Dwutygodnik.com i... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kim był Sherlock Holmes? Oczywiście genialnym detektywem. Co by było gdyby jednak przestał nim być? Bez... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones