Niektóre straty bywają bolesne

Tym trudniejsze miał związane z tym wyzwanie Rob Marshall, bo musiał nie tylko zadowolić krytyków, ale przede wszystkim fanów sagi. Przejął ponadto pałeczkę po tak znanym reżyserze, jakim
Reżyserzy od zawsze byli kluczowi przy produkcji filmów. Bez nich żadne widowisko nie miałoby szansy pojawić się na ekranie. Ten zawód sięga historią aż do czasów starożytnej Grecji - to właśnie wtedy, kiedy narodził się teatr antyczny, pojawili się pierwsi jego przedstawiciele. My obecnie kojarzymy reżyserów z przemysłem filmowym. Warto jednak zwrócić uwagę na to, że każdy z nich odróżnia się od siebie. Jedni wolą kino psychlogiczne, drudzy fantastyczne, a jeszcze inni wybierają gatunki komediowe, dramatyczne, czy kryminalne. Co jednak ważne, część z nich wyróżnia się pod tym względem, że są niezależni - działają na własną rękę, tworzą własne sagi i nie przejmują się krytyką. Filmy tych autorów często początkowo budzą kontrowersje, ale mimo to, szanujemy je. Przykładów takich osób jest wiele:Quentin Tarantino,Lars von TrierczyGeorge Lucas, twórca "Gwiezdnych Wojen" to tylko niektórzy z nich. Do tych niezależnych reżyserów należy także Gore Verbinski, ojciec "Piratów z Karaibów". A jak jego historia się potoczyła?
Droga zawodowaVerbinskiegomoże wydawać się nam podobna do tych, które już znamy - jak większość, borykał się on na początku z trudnościami. Komplikacja polegała na tym, że nikt mu nie pomagał w rozwijaniu pasji, jaką było filmowanie. Nie zrezygnował jednak ze swoich marzeń. Kiedy skończył szkołę, zaczął reżyserować teledyski dla zespołu "L7". Nie było to zajęcie dające wielkie pieniądze, ale pozwalało mu się szkolić. Później podjął się pracy bandy "Bad Religion". W 1996 rokuVerbinskizadebiutował debiutanckim krótkometrażowym filmem, "Ritual". Kolejne jednak jego produkcje ("Polowanie na mysz", "Mexican") przeszły bez echa. On zaś nie zamierzał się poddać. W końcu jego cierpliwość została wynagrodzona, gdy na ekranach pojawił się "Ring". W krótkim czasie zdobył on uznanie. Zachęcony tym sukcesem Verbinskipostanowiłnakręcić film o piratach z XVIII wieku. Żmudne prace nie zawiodły. "Piraci z Karaibów" od razu zdobyli wielu fanów na całym świecie. A reżyser poszedł za ciosem i stworzył trylogię o przygodach Jacka Sparrowa. Kiedy jednak reżyser zrezygnował z następnych epizodów, myślano że to już koniec "Piratów z Karaibów". Niedługo potem Disney postanowił jednak wznowić serię. Do pracy nad całością zaangażowanoRoba Marshallai tak powstali "Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach". Czy jednak jest to udane widowisko? I czy Disney, wznawiając przygody Jacka Sparrowa, podjął słuszną decyzję?



WidowiskoRoba Marshallajest kontynuacją przygód najbardziej znanego pirata, którego historie mieliśmy już szansę zobaczyć w poprzednich częściach. Tym razem Kapitan Jack Sparrowpo pokonaniu Davy'ego Jonesa i utracie "Czarnej Perły" wyrusza na poszukiwania tajemniczego Źródła Wiecznej Młodości. W podróży towarzyszy mu nieodłączny kompan, Gibbs. Wspólnie docierają do Londynu. Tam jednak wpadają w kłopoty, a w wyniku myślenia Jacka tylko o sobie, zostają rozdzieleni. Gibbs wyrusza do legendarnego miejsca wraz z brytyjską ekspedycją, na czele której stoi Barbossa. Tymczasem Jack Sparrow trafia na okręt okrutnego Czarnobrodego przez dziwne znajomości sprzed lat z jego córką, Angelicą. A Czarnobrody też szuka Źródła, aby nie dopuścić do zapowiedzianej mu śmierci. Dodatkowo do walki dołącza flota hiszpańska. I tak trzy niezależne ekspedycje udają się na poszukiwanie legendarnego miejsca. Która jednak z nich odnajdzie je jako pierwsza? I czy każdemu uda się zdobyć to, na czym mu zależy - czy Jack odzyska Perłę, Barbossa otrzyma szansę na zemstę, a Czarnobrody oszuka śmierć?

Przyznać trzeba, że decydując się na przejęcie serii po tak znanym reżyserze, jakim jestGore Verbinski, Rob Marshallnie miał wcale łatwego zadania. Cała bowiem seria "Piratów z Karaibów" to wielki sukces Disneya. Tym trudniejsze miał on związane z tym wyzwanie, bo jego zadaniem nie było tylko zadowolić krytyków, ale przede wszystkim fanów sagi. Matematycznie rzecz biorąc, widzów jest znacznie więcej, więc poziom trudności rośnie. Co jednak ważne, reżyser wyszedł obronną ręką. Niestety w tej części zdecydowanie mniej czuć ducha poprzednich epizodów, na co wpływa odejście wielu ważnych postaci. DlategoMarshallzasługuje na szacunek, gdyż większości z kluczowych bohaterów już nie spotkamy. W efekcie jest nieźle, lecz mogło być o wiele lepiej…



Jack Sparrow zawsze odkrywa jakieś niezwykłe miejsca lub artefakty. I tym razem jest podobnie – "Źródło Wiecznej Młodości" jest faktycznie niesamowite. Ta słynna Fontanna Indian to jednak nie wymyślona zabawka scenarzystów, lecz legendarne miejsce, o którym mowa była już w XVI wieku, gdy konkwistadorzy najeżdżali na ziemie Indian. Jednym z nich był Juan Ponce de Leon, hiszpański żeglarz, który do Ameryki wyruszył w poszukiwaniu bogactwa i… nadziei. I znalazł ją, gdy od rdzennych mieszkańców kontynentu dowiedział się o "Źródle Wiecznej Młodości". Ta nazwa go zaintrygowała i postanowił odnaleźć to miejsce – długo szukał, aż w końcu zaginął. Nie wiemy, czy odnalazł Źródło, ale w filmie otrzymujemy na to odpowiedź. Szkoda tylko, że twórcy temu niezwykłemu miejscu poświęcili mało uwagi. To co jeszcze sprawia, że czwartą odsłonę "Piratów z Karaibów" można uznać za interesującą, to oczywiście Syreny. Pomysł z wykorzystaniem tych pięknych i niebezpiecznych kobiet sprawdził się świetnie. I nawet jeśli część koncepcji nie zachwyciła, to inne robią wrażenie.

Od strony wizualnej "Piraci z Karaibów" stoją na nierównym poziomie. Oczywiście do większości aspektów nie można się przyczepić. Widać, że twórcom zależało na stworzeniu interesującego i spójnego widowiska. W poprzednich filmach to się udawało – ciekawiły widza w miarę dalszego oglądania. Duży udział w tym sukcesie miał Gore Verbinski. Zadanie było jednak u niego tym trudniejsze, że był reżyserem całej trylogii. A mimo to, wyszedł bez szwanku, choć parę błędów się zdarzyło. To raczej jednak wina scenariusza, który czasami był bez sensu, jak choćby wydłużona i zbytnio dramatyczna końcówka trzeciej części. Po czterech latach przerwy można było zatem mieć nadzieję, że coś się poprawi. W tym przypadku nawet ponowny wybórTerry'ego RossioiTeda Elliottanie zdziwił - chcieli odkupić swoje winy. Niespecjalnie im to jednak wyszło. Wiele wątków jest spłyconych, a postacie tracą. Jednak kłopotynie pojawiły się na początku. Coś zawaliło się w środku, kiedy zaczęło brakować magii historii. A co najgorsze, zaczęła się pojawiać nuda...

Sporą jednak winę ponosi także reżyser. To on powinien odpowiadać za spójny i zrozumiały dla widza obraz całości.Rob Marshallstarał się jak mógł, ale scenariusz blokował jego możliwości. Ale i tak mógłby coś zrobić - w końcuGore Verbinskimiał na to sposób. W fabule jego filmów zdarzały się błędy, ale on potrafił je zatuszować żartem lub zwrotem akcji.Marshallowibrakuje zaś tej elastyczności. Z resztą nie ma już większych problemów. Zarówno montaż, muzyka jak i zdjęcia są dobrze zrealizowane. Szczególnie dobre wrażenie robią ujęciaDariusza Wolskiego, które są naprawdę świetne. Doskonale budują one klimat. AWolskibez dwóch zdań jest jednym z najlepszych w swoim fachu. Tymczasem ścieżka dźwiękowaHansa Zimmeramożei jest dobra, ale brakuje jej uroku. Tym razem niemiecki kompozytor nie miał widzom zbyt wiele do zaoferowania, pomimo tego, że starał się to zmienić.



Strona wizualna nieco rozczarowała, ale o obsadzie tego powiedzieć nie można. Większości z aktorów i aktorek udało się dobrze przedstawić swoich bohaterów. Ich postacie są interesujące, a odtwórcy popisali się umiejętnościami w gestykulacji. Szczególnie tych emocji spodziewano się w przypadku Kapitana Jacka Sparrowa, w którego wcielił się po raz kolejnyJohnny Depp. Wiele osób nie przepada za tym aktorem, ale idealnie się on odnajduje w roli pirata‑wariata. I w poprzednich częściach Jack był świetnym bohaterem - niby był durniem, ale wszystko szczęśliwie mu się udawało. Tym razem można u niego czasami zaobserwować przejawy mądrości. Szkoda jednak, że nasz Jack jest mniej głupiutki, bo to miało swój urok. Poza tym jego żarty nie są już tak śmieszne, a patrząc na niego, nasuwa się myśl "To już było". Dobrze zaprezentowała się takżePenélope Cruzw roli Angeliki. Pomysł, aby do serii wstawić nową bohaterkę kobiecą, był według mnie jak najbardziej zrozumiały. Elizabeth Swann była ciekawa, ale po kilku częściach potrzebna była zmiana.Penélope Cruzwlała w swoją bohaterkę wiele dobrych emocji. Niestety nie wykorzystano jej potencjału, gdyż scenarzyści nie pokazali żadnego wątku pomiędzy nią a Jackiem. A szkoda, bo ta relacja zapowiadała się obiecująco.

Angelica wyróżnia się, podobnie zresztą jak Czarnobrody. Od razu zwraca on uwagę widza. Najmocniejszym atutem tej postaci jest fakt, że została ona zaczerpnięta z historii, a nie wymyślona. Dzięki temu ten antagonista nie jest zwykłym piratem – lecz kimś więcej, żywą legendą. A sama jego historia też jest niesamowita, gdyż kiedyś nazywał się Edward Teach i służył dla Wielkiej Brytanii jako korsarz. Później jednak słuch o nim zaginął – mówiono, że zginął - a tutaj powrócił. To jednak nie ten sam człowiek. Teraz potrafi robić wiele dziwnych rzeczy, jak choćby wskrzeszać zmarłych. Zajmuje się magią woodoo. Tajemnicze? To jeszcze nie koniec. Teach pokonane statki przechowuje w specjalnych butelkach i posługuje się mieczem wykutym przez Atlantydów… SamIan McShanespisał się świetnie. Jedyne czego zabrakło w jego przypadku, to czasu.



Cieszy też to, że na ekranie mogliśmy ponownie zobaczyć bohaterów, których mieliśmy już szansę zobaczyć. Oczwywiście wyczuwa się brak Willa Turnera i Elizabeth Swann, gdyżzapadli oni nam już mocno w pamięci. Pomimo to, oprócz Sparrowa mamy szansę zobaczyć powrót innych znajomych – kumpla Barbossy (Geoffrey Rush) i druha Gibbsa (Kevin McNally). Ich udział z całą pewnością można uznać za udany - wątek ich nagłej współpracy należy do najlepszych. Szkoda tylko, że dostali na niego mało czasu. Warto ponadto zwrócić uwagę na odmienną kreacjęGeoffreya Rusha. Tym razem Barbossa nie jest piratem, a służy Wielkiej Brytanii, ale dalej może robić to, co lubi - rabuje statki i żyje w wielkim bogactwie. Szczerze powiedziawszy, przedstawienie Barbossy jako sługi Królowej nie do końca mi się spodobało. Rozumiem jego chęć zemsty na Czarnobrodym (też byłbym zły, jakby ktoś mi uciął nogę), ale sprawa dotycząca "przejścia na emeryturę" nie ma sensu. Bo Barbossa to jak wilk morski, który nigdy nie stroni od wyzwań. Scenarzyści nie mieli pomysłu na jego postać, aleRushzagrał tak jak zawsze świetnie i dlatego można przymknąć na to oko.



Czy zatem powrót Jacka Sparrowa, jego przyjaciół oraz dawnych przeciwników okazał się udany? Ja osobiście nie jestem do końca tego pewien. Z jednej strony miło było znowu zobaczyć Jacka i Barbossę, a kilka nowych pomysłów okazało się udanych. Niestety "Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach" nie ustrzegli się licznych błędów. Nowi natomiast bohaterowie w większości nie robią wrażenia. Pomimo tego, wcale nie uważam filmuRoba Marshallaza beznadziejny. Wręcz przeciwnie - to całkiem niezła rozrywka. I choć nie jest to widowisko idealne, to jednak jedno jest pewne - każda z odsłon przygód "Piratów z Karaibów" dostarcza pozytywnych emocji. Teraz trzeba liczyć na to, że "Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara", którzy właśnie mieli swoją premierę w kinach, nie zawiodą oczekiwań widzów. Bo jak mówi stara zasada: "nadzieja umiera jako ostatnia" i tego się trzymajmy.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Trzy pierwsze części "Piratów z Karaibów" były jednymi z nielicznych w XXI w. produkcji, które osiągnęły... czytaj więcej
Anthony Hopkins chyba już zawsze będzie kojarzony z rolą Hannibala Lectera w "Milczeniu owiec". Marlona... czytaj więcej
Mało brakowało, by Sparrow i spółka gdzieś "Na krańcu świata" poszli na dno, ale dzięki zdolnościom tego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones