Recenzja filmu

Annabelle: Narodziny zła (2017)
David F. Sandberg
Stephanie Sigman
Talitha Eliana Bateman

Nowy początek

Twórcy "Annabelle" bez pardonu zaprzeczyli znanej w przyrodzie regule, że nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Po nieudanych pierwszych narodzinach szybko wymyślili drugie (a ściśle rzecz
Twórcy "Annabelle" bez pardonu zaprzeczyli znanej w przyrodzie regule, że nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Po nieudanych pierwszych narodzinach szybko wymyślili drugie (a ściśle rzecz ujmując – te najpierwsze) i trzeba przyznać, że tym razem się udało. Nowa "Annabelle" i nowe "Narodziny zła" to bardzo udany początek. 


W poprzedniej części "Annabelle", która rozgrywała się przed wydarzeniami z pierwszej części "Obecności", ale później niż "Narodziny zła", lalka z upiornym wyrazem twarzy stała się domem dla demonicznego bytu za sprawą okultystycznych fanatyków. Pomijając szczegóły, bardziej przerażające były w niej głupota bohaterów i nuda niż zjawiska paranormalne. "Narodziny zła" cofają się w czasie do lat 50. i opowiadają historię tytułowej Annabelle u samego jej zarania – czyli od momentu jej stworzenia przez zdolnego i prominentnego lalkarza Samuela Mullinsa (Anthony LaPaglia).

W pierwszej sekwencji "Narodzin zła" oglądamy sielankowe życie, jakie Mullins wiedzie wraz z żoną i siedmioletnią córeczką Bee w wielkim domu z dala od miasta. Wygląda na to, że rodzinie do szczęścia już nic nie brakuje. Idyllę przerywa niespodziewany wypadek, który zepchnie Mullinsów w odmęty rozpaczy i szatańskich mocy – ale o tym dowiadujemy się nieco później. Po tragedii następuje przeskok w fabule o 12 lat. Dom jest teraz zaledwie cieniem siebie z czasów świetności, po czym widać, że u Mullinsów nie dzieje się dobrze. Mimo złej aury i ewidentnie złego samopoczucia małżeństwo przyjmuje w swoje progi sześć dziewczynek, które właśnie straciły schronienie w domu dziecka. Ich opiekunką jest dobroduszna zakonnica Charlotte (Stephanie Sigman). Wszystkie w założeniu miały wnieść do posiadłości życie, ale ich przyjazd przyczyni się do tego, że życie zacznie stąd ulatywać w przyspieszonym tempie.


Straszenie w "Narodzinach zła" zaczyna się małymi kroczkami. W pierwszej kolejności poczucie niepokoju budują klasyczne, subtelne motywy – stonowane względem prologu kolory, snujący się z nieobecnym wzrokiem pan domu, seria surowych zakazów i nakazów, w tym obowiązkowo dotyczące nieotwierania pewnych drzwi, które przecież – co wszyscy doskonale wiedzą – zostaną otwarte... A wtedy ilość i natężenie przerażających momentów zaczyna się zagęszczać, aż dochodzi do kulminacyjnej – trwającej kilkanaście minut – sekwencji, w której mieszkańcy domu krążą po nim jak po labiryncie pełnym niebezpieczeństw, mroku i mrożących krew w żyłach scen. A że jest naprawdę upiornie, niech zaświadczy fakt, że pewien strach na wróble robi tu poważną konkurencję zakonnicy z drugiej części "Obecności".

Fakt, że szereg zastosowanych tu schematów nie nudzi i działa na wyobraźnię, to zasługa przede wszystkim reżysera Davida F. Sandberga. Autor "Kiedy gasną światła" udowodnił już wcześniej, że ma wielkie serce do horroru, co w tym przypadku okazuje się kluczowe. W jego rękach "Narodziny zła" są bezpretensjonalną, oldschoolową i w gruncie rzeczy także ujmującą historią – o stracie i potrzebie miłości. 


Na to, że horror o potężnym demonie, który czyni obezwładniające zło, jest momentami wręcz rozczulający, zapracowali też aktorzy, szczególnie grające sieroty dziewczynki, na czele z uroczymi i wyjątkowo dojrzałymi aktorsko Talithą Bateman i Lulu Wilson (zaprawiona w boju na planach "Zbaw nas ode złego" i "Ouija: Narodzin zła"). Obu postaciom poświęcono tu na tyle dużo uwagi, że ich troski i marzenia brzmią autentycznie. W rezultacie los dziewczynek – podobnie jak pozostałych podopiecznych siostry Charlotte  – nie jest widzowi obojętny. Zaniepokojonych jednak tym, że dzieciom dzieje się na ekranie krzywda, uspokajam – to one są tu silnymi postaciami, często dużo mądrzejszymi od dorosłych.

Miłośnicy uniwersum "Obecności" dostrzegą też nawiązania do serii i zręczną zapowiedź "The Nun" – spin-offu o wspomnianej zakonnicy, która ma trafić do kin już w przyszłym roku. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem Sandberg nie będzie musiał po nikim poprawiać, ale jeśli będzie to konieczne – to o efekt możemy być spokojni.
1 10
Moja ocena:
7
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
David F. Sandberg, to twórca, który zaczynał kręcąc krótkie horrory we własnym mieszkaniu, za aktorkę... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones