Recenzja serialu

Przyjaciele (1994)
Dana De Vally Piazza
Sheldon Epps
Jennifer Aniston
Courteney Cox

O tym, co ważne

Wydawać by się mogło, że sukces "Przyjaciół" tkwi głównie w warstwie komediowej. Gdy się jednak mocniej zastanowić, najważniejszym filarem jego osiągniętej pozycji wcale nie jest jakość humoru,
Wydawać by się mogło, że sukces "Przyjaciół" tkwi głównie w warstwie komediowej. Gdy się jednak mocniej zastanowić, najważniejszym filarem jego osiągniętej pozycji wcale nie jest jakość humoru, przypuszczam nawet, że większość z Was wskazałaby "ten śmieszniejszy" (ja wskazuję "Teorię wielkiego podrywu"). Podstawą sukcesu "Przyjaciół" jest proste, niezwykle namacalne, a zawarte bezpośrednio w tytule, a także tekście kultowej piosenki "I'll be there for you" przesłanie. Śmiem twierdzić, że to właśnie estetyka bardziej niż humor magnetyzowała widzów przez lata. No bo któż nie chciałby mieć takich przyjaciół? A ilu z nas pomógł takowych zdobyć? Nawet jeśli ich relacje są delikatnie utopijne i tego jesteśmy świadomi.



W recenzji chciałbym odstawić troszkę na bok humor i wszystko, co z nim związane, i skupić się na innych zaletach. Przyznajcie na przykład, ile razy cofaliście fragment tylko po to, by zobaczyć jakiś jeden gest, wyjątkową mimikę któregoś z bohaterów? Ile razy śmialiście się z artykulacji kultowego "Oh My God!" Janice? Ile razy urzekała Was atmosfera kawiarenki, mieszkań przyjaciół, jak mocno przenikała do rzeczywistości i dawała trudny do wytłumaczenia rodzaj ciepła? Myślę, że właśnie to są największe zalety serialu, bez nich  pozostałby tylko kolejnym "rozbawiającym" tasiemcem.

Ciekawy manewrem, który równie mocno przyciągał przed ekrany, były zmienne relacje pomiędzy bohaterami i to na dłuższych odstępach czasowych. Relacje nie są tu czymś stałym, stanem wyjściowym, do którego powraca się po każdych 1-2 odcinkach. Związek pomiędzy poszczególnymi bohaterami może zostać zmieniony nawet na całe sezony, a to powoduje, że nasza ciekawość co do rozwoju sytuacji zostaje pobudzona. Możliwość zmiany stanu - oczywiście w pewnych granicach - na bardziej negatywny budzi w nas uczucie zaniepokojenia, a to przekłada się na mocniejszy odbiór treści i większy upust, jeśli wszystko kończy się dobrze. Wpisana w to ciągłość fabularna i konsekwencje czynów bohaterów doskonale mówią nam o jeszcze jednej, w gruncie rzeczy dość smutnej rzeczy - przemijaniu. To pojawia się szczególnie w jednym miejscu: napisach końcowych ostatniego odcinka dziesiątego sezonu, pozostawiając w naszych sercach dziwne uczucie pustki, smutku, nostalgii i tęsknoty.


Nie sposób w recenzji oczywiście pominąć bohaterów. Kto jak kto, ale to oni zasłużyli najbardziej na odrębny akapit. Zapewne wielu z Was ma swoich prywatnych faworytów, jeszcze więcej "nie mogłoby się zdecydować" - najprościej i najbezpieczniej wypadałoby mi więc napisać, że wszyscy są tak samo wyjątkowi i wspaniali. Jednak tego nie zrobię i ucieknę w kontrowersję i szczerość, będąc przy okazji dość mocno przekonanym, że moja opinia jest również obiektywna. Różnic - myśląc w kategoriach sympatii - pomiędzy Joey'em, Rachel i Phoebe nie jestem w stanie wskazać żadnych. Do tej trójki doliczam Chandlera, ale z małą adnotacją, o czym troszkę niżej. Postaciami, które trochę odstają są Monica (mniej) i Ross (bardziej). O ile postać Moniki pozostaje raczej niezmienną przez cały czas trwania serialu, to - i na to warto zwrócić uwagę - Ross i Chandler przeszli pewną metamorfozę, która miała to miejsce po I sezonie. W pierwszych odcinkach postać Chandlera jest relatywnie irytująca, niemiła i ciężko ją polubić. Mam wrażenie jakby Matthew Perry doskonale zdawał sobie z tego sprawę i w pewnym momencie wymusił na producentach zmianę. Zmianę jakże kolosalną. Podczas późniejszych seansów wiele razy łapałem się na myśli czy "Przyjaciele" nie są czasem "one man show" (a przecież nie są). Już samo pojawianie się Chandlera na ekranie wywoływało uśmiech w duszy, podsycany przez świadomość jakiegoś niezwykle celnego i rozbrajającego komentarza, który zaraz będzie miał miejsce. W drugą stronę powędrował niestety Ross. Z nieśmiałego, o ogromnym potencjale słodkiej gapowatości romantyka zmienił się w jedyną postać, od której można było wyczuć zarozumialstwo, egocentryzm, a także delikatną izolację. I choć jego pokrętne tłumaczenia "na szybko", gestykulacja i przeciąganie wypowiedzi - rozbrajały, to i tak jest to najsłabsza postać "Przyjaciół". Przyznam szczerze, trochę nie rozumiem koncepcji roli Rossa.



Osobną kwestią są aktorzy z drugiego planu. Najważniejszym z nich jest Nowy Jork - kreujący specyficzny, niepodrabialny klimat. Urzekająca kamienica z balkonem, przytulne mieszkanko znad przeciwka, urocze uliczki i oczywiście kultowy Central Perk. Oprócz tego, masa postaci, nie każdy tak samo udany. Paul Rudd irytował mnie niesamowicie, wpływając na postrzeganie całego ostatniego sezonu. Jednak zdecydowana większość wyśmienita: Janice, Nora Tyler Bing, Estelle (czemu jej tak mało!?), Gunther, Eddie Menuek… Każdą z nich zapamiętam chyba na całe życie. Stawkę uzupełniła cała plejada najbardziej znanych aktorów globu. Fenomenalna Julia Roberts w równie fenomenalnym odcinku, wyśmienity Bruce Willis, rozbrajający Gary Oldman czy dająca prawdziwy koncert Kathleen Turner. Na przeciwległym biegunie fatalny, drętwy Jean Claude Van Damme. Żeby nie było, Van Damme’a osobiście bardzo lubię, ale wypadł po prostu tragicznie.

Nie odkryję Ameryki, jeśli napiszę, że po zakończeniu serialu łezka w oku pojawiła się sama. Uczucie jakiegoś końca, pewien rodzaj smutku jest niezwykle mocne. Dziś nostalgię wywołuje nawet charakterystyczne logo, oddzielający każdą literkę kropeczkami, napis "Friends". "Przyjaciele" pięknie wychowali widza i pięknie go ukształtowali. Nie potrafię wymienić drugiego tytułu, który odcisnąłby na publiczności swoje piętno w tak mocny sposób, ale jednocześnie swoją estetyką wzmocnił jej świadomość tego, co ważne. I to jest jego prawdziwa siła, to jest jego największa wartość.
1 10
Moja ocena serialu:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jest tylko jeden serial, który przez 10 lat bez przerwy oglądały miliony fanów na całym świecie. Jest... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones