Recenzja filmu

Emotki. Film (2017)
Tony Leondis
Elżbieta Kopocińska-Bednarek
T.J. Miller
James Corden

O_O

Mieliliśmy w ostatniej dekadzie kilkanaście zwiastunów upadku cywilizacji - od zekranizowanej gry w statki, przez aferę o ciemnoskórą Atomówkę, po śmiałe plany adaptacji planszowego "Monopolu". A
Mieliliśmy w ostatniej dekadzie kilkanaście zwiastunów upadku cywilizacji - od zekranizowanej gry w statki, przez aferę o ciemnoskórą Atomówkę, po śmiałe plany adaptacji planszowego "Monopolu". A jednak film, w którym gnieżdżące się w smartfonie emotikony walczą o uwagę zahukanego nastolatka, musi je wszystkie przyćmić. Jeśli nie z powodu wątpliwej jakości artystycznej, to ze względu na skalę cynizmu pomysłodawców. Z ekranu pada na przykład zdanie, że emotki to najważniejsza forma komunikacji, jaką kiedykolwiek wymyślono. Jak rzekł producent filmowy, trzymający rękę na pulsie współczesności: ROTFL


Fabuła tej wygenerowanej z kalkulatora abominacji rozgrywa się - jakżeby inaczej - wewnątrz telefonu. A konkretniej, w neonowym Tekstopolis, gdzie emotki wszelkich stanów, zawodów i ekspresji czekają aż właściciel magicznego pudełka nada sens ich istnieniu i zastąpi nimi niewyrażalne (głównie z powodu lenistwa) uczucia. System funkcjonuje bez zarzutu do momentu, gdy Minka, emotka, która powinna reagować na wszystko wzruszeniem ramion i leniwym "meh", odkrywa, że w przeciwieństwie do reszty cyfrowego społeczeństwa, może wykrzywiać swoje oblicze na różne sposoby. A że właściciel telefonu próbuje poderwać najładniejszą dziewczynę w szkole i mimo bezbrzeżnego :( bardzo chciałby ją :*, rozedrgany emocjonalnie Minka błyskawicznie pakuje go w tarapaty i staje się banitą mimo woli. Meh.
   
W swoich najlepszych momentach film przypomina tanią, odpustową, szkaradną estetycznie, pozbawioną krzty narracyjnego polotu, wyzutą z humoru, konstrukcyjnie niespójną, lichą dramaturgicznie, kiepsko sfastrygowaną, pstrokatą, koncepcyjnie miałką, nieskażoną głębszą myślą i powierzchowną frajdą, nudną jak flaki z olejem, niezamierzoną parodię "W głowie się nie mieści" studia Pixar. W najgorszych - monstrualny product placement, przy którym marketingowcy "LEGO" sprawiają wrażenie biednych chłopów, strugających w chacie z chrustu drewniane ludziki i sprzedających je na coniedzielnym "ryneczku". Nie mam nic do filmowych najemników i twórców, którzy pracują pod dyktando firm zabawkarskich (vide ostatnie, całkiem udane przygody Barbie). O ile tylko traktują widza z szacunkiem i oprócz gry w otwarte karty oferują świat, w którym można się zanurzyć bez refleksji o kapitale branży technologicznej.


Bez względu na to, w którym trybie działania są akurat "Emotki", na jedno wychodzi. Nawet jako przedłużenie historii o kierujących naszymi poczynaniami impulsach całość sprawia wrażenie czegoś z gruntu cynicznego. Wiele można powiedzieć o emotikonach, chociażby to, że są jakąś metaforą wrażliwości estetyczno-intelektualnej naszych czasów i że pozwalają przetrwać niezręczne momenty ciszy na mesendżerze. Ale nieporadna próba dekonstrukcji tego języka i jednoczesne sugerowanie, że wpływa on na ubogacanie relacji społecznych jest po prostu szkodliwe - zwłaszcza dla dzieciaków, które zaciągną rodziców do kina i które muszą się dopiero nauczyć, że jedno słowo znaczy czasem więcej niż tysiąc emotek.
1 10
Moja ocena:
1
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmów o emocjach, lepszych i gorszych, mówiących o nich pośrednio lub bezpośrednio, było bez liku. Bo i... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones