Recenzja filmu

Pirania 3D (2010)
Alexandre Aja

Ogryzieni do kości

I właśnie taka jest "Pirania". Pastisz pastiszu, szyderstwo z szyderstwa, ironizowanie na temat ironicznego. Udana? Bardzo dobra? Żeby tylko. Po prostu re-we-la-cy-jna!
Choć są rejony, w których mięso piranii jada się na podwieczorek, "łańcuch pokarmowy" to dla filmowców pojęcie raczej z zakresu poezji niż biologii. W 1978 roku ("Pirania") populację homo sapiens redukowały rybki zmodyfikowane na zlecenie amerykańskiej armii. Trzy lata później ("Pirania 2: Latający mordercy") szalony naukowiec wyposażył te same rybki w miniaturowe skrzydełka (sic!). Piranie AD 2010 pochodzą z plejstocenu, kiedy to w obliczu braku konkurencji i generalnej nadpobudliwości żerowały nawet na sobie. Ławica miniaturowych kanibali jest wściekła i głodna, a za sprawą nagłych ruchów tektonicznych w jej menu lądują uczestnicy dzikiej  imprezy nad Jeziorem Wiktorii.   

Szczegółowego, anatomicznego opisu piranii dokonuje Christopher Lloyd – pamiętny doktor Emmett Brown z "Powrotu do przyszłości". Podobnie jak Richard Dreyfuss ze "Szczęk", który pojawia się w scenie otwierającej film, stanowi on interpretacyjny drogowskaz. Jest trybikiem w precyzyjnym mechanizmie, który tylko popkultura może zbudować i częścią spiętrzenia, na które wyłącznie popkultura może sobie pozwolić – parodiuje bohatera w podobnym stopniu parodystycznego. I właśnie taka jest "Pirania". Pastisz pastiszu, szyderstwo z szyderstwa, ironizowanie na temat ironicznego. Udana? Bardzo dobra? Żeby tylko. Po prostu re-we-la-cy-jna!

Podczas seansu po głowie kołacze się zwrot, przeżywający obecnie renesans w języku potocznym: "to się po prostu nie dzieje!". Nie dzieje się w mainstreamowym, pruderyjnym, amerykańskim kinie, nie w zachowawczych komediohorrorach, nie wśród potworów z połamanymi zębami i stępionymi pazurami. Biuściaste gwiazdki porno i zapomniane przez świat aktorki, ikony kina klasy B i wiecznie niespełnione talenty, konkurs mokrego podkoszulka i krwawa rzeź iście biblijnych rozmiarów, dryfujące silikonowe implanty i cyfrowe penisy. Plus sardoniczny śmiech z upychanych bez umiaru w kinie popularnym wątków prorodzinnych i proekologicznych.  Wszystko w trzech wymiarach i w technikolorze. Doliczcie do tego świetne dialogi, w których pobrzmiewa echo "wyrafinowanych inaczej" narracji lat osiemdziesiątych (ponoć dzieci i ryby głosu nie mają, jednak każda linijka tekstu brzmi, jakby napisały ją same piranie, w dodatku podgryzane przez ludzi).  

Film wyreżyserował Francuz Alexandre Aja. Miłośnicy kina grozy go kochają, gdyż po transferze z europejskiej mekki horroru do USA zaczął kręcić przeróbki respektujące klasę oryginału ("Wzgórza mają oczy", "Lustra"). Tylko tyle i aż tyle. Jego propozycja jest prosta: wóz albo przewóz. Albo szukasz czegoś ponad świetną zabawę, czegoś ponad "bloody" i "sexy", albo dajesz się pokąsać i przy akompaniamencie histerycznego śmiechu idziesz na dno. Bez paniki, to potrwa tylko chwilę.    
1 10
Moja ocena:
8
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wszystko zaczęło się od "Szczęk" Spielberga, to oczywiste. Jeden z najsławetniejszych dreszczowców w... czytaj więcej
Po mrocznym horrorze pt. "Lustra" Alexandre Aja postanowił się nieco zabawić. Sięgnął po kiczowaty,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones