Orgia w mono

Seksualne umiarkowanie nie jest tu przedstawione jako wybór związany z moralnością czy ograniczonym apetytem seksualnym, ale jest niemal jednoznaczne z brakiem życiowej odwagi. Na filmowej
To niemal oddzielny filmowy gatunek: bohater wraca do prowincjonalnego miasteczka, by zmierzyć się ze swoją przeszłością. Niby w wielkim świecie skutecznie podleczył kompleksy, niby wyzwolił się ze szkolnych hierarchii, które więziły go w pozie "kujona" albo "buntownika", a jednak coś z tej prowincji ciągle wstydliwie obnosi ze sobą po ulicach metropolii. Tajemnicza siła ciągnie go do konfrontacji z dawnymi znajomymi i naniesienia korekty na kłopotliwe fragmenty biografii. Rodzinie ma coś do wyrzucenia, kolegom coś do udowodnienia. Musi odkopać kapsułę czasu, zadać pytanie byłej dziewczynie i z niechęcią przyznać, że pozostawił tu sprawy niedokończone. Oczywiście minę ma przepisowo nieszczęśliwą, bo przecież poważniejsze rzeczy ma teraz na głowie, niż chodzić po dawno wydeptanych ścieżkach, a nadto – do rodzinnego portu ściąga go zwykle nieszczęście. Focha wypisanego na twarzy Cassie sprawiedliwa śmierć matki. Nie były w najlepszych relacjach i chyba pozostanie tak na wieki wieków, bo majętna autorka przebojowej serii książek nie pozostawiła swojej córeczce w spadku złamanego centa. 


Kwestia opuszczenia rodzinnego miasteczka najczęściej reprezentuje w kinie wybór dorosłej drogi życiowej. Pogoni za ambicjami, odkrywaniu swojej tożsamości i poszukiwaniu własnej ścieżki życiowej przeciwstawiona zostaje spokojna, bezpieczna egzystencja, prowadzona w znoszonych kapciach rodziców. W filmie Jeremy'ego Lalonde'a do tej litanii zostaje dopisana opozycja wielkomiejskiej rozpusty i prowincjonalnej pruderii, jakby nie sposób było się puszczać w małym miasteczku albo obronić dziewictwa w metropolii. Cassie opuściła dom, ciągnąc za sobą reputację zdziry. Umocniła ją dodatkowo, pisząc cykl felietonów demaskujących konserwatywność małomiasteczkowego życia, ze szczególnym uwzględnieniem miejsca, w którym spędziła młodość. Dla "opinii publicznej" czyni ją to personą non grata, dla nielicznych miejscowych buntowników – prawdziwą idolką. Miejscowi wykorzystują obecność Cassie, by udowodnić jej, że potrafią być całkiem lubieżni. Proponując więc, by podzieliła się bogatym doświadczeniem, organizując wydarzenie, które tak dyskretnie zostało zapowiedziane w tytule filmu. 

Karkołomny koncept trzeba jakoś uzasadnić, więc scenarzyści pchają każdego z bohaterów na skraj (nie zawsze seksualnej) desperacji, by ich interesy przecięły się w punkcie kulminacyjnym. Zamiast bezinteresownej zabawy mamy więc niebezpieczną plątaninę ukrytych interesów i podwójnych gierek. Jednak zarówno motywacje postaci, jak i cała intryga sprawiają wrażenie nagiętych do tytułowej kulminacji. Za skandalicznie interesującym pomysłem nie idą żadne realne i głębokie zmiany w portretach postaci, jakby temat płytkiego seksu musiał być traktowany z płytkością psychologiczną. Jak na film o otwartości seksualnej kanadyjska komedia jest dość pruderyjna i mało przewrotna (mimo niespodzianki skrywanej przez "zdzirowatą" Cassie). Brak odwagi nie objawia się zaskakująco w sposobie pokazywania golizny czy uciekania od kłopotliwości sytuacji, ale w braku faktycznych konsekwencji emocjonalnych, jakie nieść powinno dla społeczności erotyczne tornado. Lalonde zbyt często ratuje się filmowym konwenansem i kliszami, zamieniając tytułową orgię w serię monogamicznych zbliżeń, grzecznie uzasadnionych głęboko skrywanymi uczuciami. 


Seksualne umiarkowanie nie jest tu przedstawione jako wybór związany z moralnością czy ograniczonym apetytem seksualnym, ale jest niemal jednoznaczne z brakiem życiowej odwagi. Na filmowej prowincji ludzie potrzebuję orgii, by "odpalić" zdrowe, skromne i monogamiczne życie seksualne. W sprowadzaniu oświeconego bohatera do domu jest zresztą zawsze jakiś duch apostolstwa – chęć objawienia prawdy światu, w którym się wyrosło. Perspektywa człowieka przybywającego z "wielkiego świata" jakoś mocniej reprezentuje twórców niż punkt widzenia miejscowych, którzy traktowani są co najwyżej z pewną dozą dobrotliwości. Dlatego film Lalonde częściej niż zabawny, bywa niestety wobec nich (i nas?) protekcjonalny. 
1 10
Moja ocena:
3
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones