Recenzja filmu

Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II (2011)
Agnieszka Matysiak
David Yates
Daniel Radcliffe
Rupert Grint

Osierocone pokolenie

Trudno powiedzieć, czego chciałam bardziej –  iść wreszcie do kina na długo wyczekiwaną drugą część "Insygniów Śmierci", czy jeszcze trochę poczekać i przeciągnąć ten moment, kiedy przyjdzie mi
Trudno powiedzieć, czego chciałam bardziej –  iść wreszcie do kina na długo wyczekiwaną drugą część "Insygniów Śmierci", czy jeszcze trochę poczekać i przeciągnąć ten moment, kiedy przyjdzie mi zobaczyć na dużym ekranie ostatnią część opowieści o młodym czarodzieju, z którym razem dorastałam. Niestety na nic zdały się moje magiczne sztuczki. Tak jak tysiące (a może i miliony?) fanów sagi 15 lipca, założywszy na nos okulary, ostatni raz dałam się w kinie wciągnąć w świat, którego jako widz i czytelnik wcale nie chcę opuszczać.

Chociaż "Insygnia Śmierci" nie są najdłuższą książką sagi, słusznie zostały podzielone na dwa filmy. Jeśli ktoś narzekał na brak akcji w pierwszym filmie, po obejrzeniu drugiej części wyjdzie z kina zadowolony. "Harry Potter" dawno przestał być filmem dla dzieci. Widzowie i czytelnicy byli przez wszystkie lata przygotowywani na finał. Nie można odmówić mu rozmachu. "Harry Potter" to nie tylko film przygodowy. "Insygnia" stały się przede wszystkim świetnym filmem akcji, gdzie zamiast pistoletów strzela się zaklęciami, a zamiast pościgów samochodowych oglądamy lot na smoku lub na miotłach. I nie ma w tym żadnej śmieszności. W "Potterze" magia przybiera inną postać, niż ta, do której kiedyś byliśmy przyzwyczajeni. Film jest świetnie zmontowany, ale nie byłoby, czego montować, gdyby nie reżyseria. Osobiście nie jestem fanką stylu Davida Yatesa, ale muszę go bardzo pochwalić za ostatni film. Ani razu się nie znudziłam. Zdjęcia i efekty specjalne stoją jak zawsze na wysokim poziomie, nie ma się co rozpisywać. Alexandre Desplat jako kompozytor, w przypadku tego filmu, spisał się na medal. Muzyka nie wysuwała się na pierwszy plan, doskonale oddawała to, co się dzieje na ekranie. Chciałam poczuć, że dzieje się coś spektakularnego i faktycznie tak się stało. Nie bez pomocy pana Desplata. "Statues" oraz "Lily’s Theme" i w szczególności "A New Beggining" przyprawiają mnie o gęsią skórkę.

W przypadku głównych bohaterów aktorsko było jak zawsze, czyli poprawnie. Daniel Radcliffe zachwycił mnie jednak w pierwszej scenie, kiedy Harry rozmawiał z Gryfkiem (doskonale wiedział. czego chce i było widać na ekranie tą pewność siebie) i w scenach pod koniec filmu, kiedy zaglądał w umysł Voldemorta. Rewelacyjnie spisał się Alan Rickman, który rolą Snape’a wywalczył sobie miejsce w historii jako jedna z najciekawszych i niejednoznacznych postaci. Był znakomity! Wielkie brawa dla niego. Dobrze było znów zobaczyć Gary’ego Oldmana oraz Michaela Gambona. Steve Kloves jako scenarzysta dobrze, ale tylko dobrze wywiązał się z powierzonego mu zadania. Niestety niektóre sceny, które miały nieść za sobą ładunek emocjonalny stały się szorstkie, chłodne. Nie wiem tylko. kogo za to winić - scenarzystę czy aktorów.  Teksty bohaterów były trafne i czasem zabawne, aczkolwiek nie wiem, czy w ostatnim filmie powinno znaleźć się miejsce na żarty. Być może dzięki temu obraz nie jest zbyt ciężki i rozładowuje napięcie, ale myślę, że bez nich wiele by nie stracił. Tak jak w książce, tak i filmie pozostaje lekki niedosyt po śmierci Voldemorta. Chcielibyśmy zobaczyć wybuch radości, wielkie poczucie ulgi, jakąkolwiek reakcję na ostateczne pokonanie przez Harry’ego Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać.

Przyczepię się jeszcze do epilogu, mógł on zdecydowanie trwać dłużej, być o wiele bardziej rodzinny, aktorzy mogli zostać bardziej postarzeni, ale i tak wywarł na mnie wrażenie. Cudowna jest scena, gdy nasza trójca przechadza się po moście prowadzącym do zamku. Ta cisza wokół nich, promienie słońca przynoszą poczucie niesamowitej ulgi, poranek oczyszczający koszmary nocy. Dźwięk kamieni uderzających o beton ma w sobie coś niezwykłego. Jest to jedna z najlepszych scen w filmie, niemalże oddycham w niej tym samym powietrzem co Harry, Ron i Hermiona. Zmiany w stosunku do książki są do zaakceptowania. Nic, co było istotne, nie zostało pominięte. Opuszczenie pobocznych wątków nie uważam za błąd. Należy pamiętać, że książka i film rządzą się własnymi prawami.  Nie da się oddać jej w całości, niektóre sceny książkowe nie mają prawa bytu w filmie. Tyczy się to nie tylko "Insygniów", ale także pozostałych części i wszelkich adaptacji filmowych. Pociesza mnie fakt, że Rowling nie zgodziłaby się na inny zmiany i całość powstała przy jej błogosławieństwie. Jeżeli autorka się godzi na zmiany, to ja także.

Twórcom filmu należą się podziękowania za wstawienie fragmentów z poprzednich filmów w scenie ze wspomnieniami Snape’a. I za chochliki kornwalijskie w pokoju życzeń. I za wykorzystanie utworu Johna Williamsa "Leaving Hogwarts" jako przepięknej klamry kompozycyjnej w ostatniej scenie.

Jeśli ktokolwiek chce się spierać o to, czy "Harry Potter" jest fenomenem, niechaj zamilknie na wieki. Ludzie na seansie płakali, ja także. Kino jest sztuką. Jeśli potrafi wzruszać, to tylko działa to na korzyść filmu. A powodów do wzruszeń było mnóstwo. Tak jak bohaterowie w przedostatniej scenie filmu, też zastanawiam się, co ja teraz zrobię. Czuję się w jakimś sensie osierocona przez panią Rowling. Kończąc serię, zostawiła widzów i czytelników bez żadnych wskazówek na przyszłość. Tak jak książkowi bohaterowie muszą oswoić się z sytuacją i nauczyć się żyć bez Voldemorta, tak i my, pokolenie Harry’ego Pottera, musimy nauczyć się żyć bez nowych książek i adaptacji filmowych. Skończyła się niepowtarzalna przygoda, która działa się na przestrzeni wielu lat i napawa mnie to ogromnym smutkiem. Nie sądzę, żeby jakakolwiek seria wzbudziła we mnie tyle emocji. Stojąc u progu dorosłego życia, już bez wsparcia J.K. Rowling, dalej każdy musi sam pisać swoją historię. Nie mogę doczekać się jednego momentu. Kiedy będę mogła zacząć tę przygodę ponownie, z moimi dziećmi.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przyznam się do czegoś, i to do grzechu ciężkiego. Chociaż jestem fanem gatunku fantasy od wielu lat,... czytaj więcej
"To już koniec" - tak reklamowany był ostatni film z serii o "Harry'm Potterze". I choć wciąż trudno w to... czytaj więcej
Jak szumnie głoszą specjaliści od marketingu: to już koniec. I faktycznie. Kończy się nie tylko seria... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones