Recenzja filmu

Resident Evil: Ostatni rozdział (2016)
Paul W.S. Anderson
Milla Jovovich
Iain Glen

Ostatnia posługa

"Ostatni rozdział" to bodaj pierwszy film od czasu wyreżyserowanej przez Russella Mulcahy’ego "Zagłady", który nie przypomina formalnie kina Leni Riefenstahl. Wewnątrzkadrową symetrię zastąpiły
Filmowa seria "Resident Evil" dobiega końca, beznamiętna Milla Jovovich opróżnia ostatni magazynek, zombie mogą wrócić do grobu, a widzowie – odetchnąć z ulgą. Jak wypada zwieńczenie liczącego aż sześć odsłon cyklu? Czy producent wykonawczy wrócił z urlopu? Reżyser zrozumiał, że pomysły nie są tożsame z efektami specjalnymi? A montażysta i operator odstawili ciężkie narkotyki? 



Żartowałem, to w większości pytania retoryczne. "Ostatni rozdział", choć w finale puszy się na opowieść o tym, co dostajemy w genach, a czego musimy się nauczyć, pozostaje dzieckiem realizowanego z bezwzględną precyzją planu biznesowego, zaś Paul W.S. Anderson ponownie serwuje nam fabularno-estetyczny bajzel. Historia podąża śladami genetycznie zmodyfikowanej twardzielki Alice (Jovovich) oraz jej mało interesujących, nakreślonych dłutem przyjaciół, z kolei trop wiedzie do punktu wyjścia, czyli do laboratorium korporacji Umbrella zwanego Ul, w którym rozpoczęła się epidemia śmiercionośnego wirusa. Stawka jest wysoka, chodzi o ratowanie świata i odnalezienie tożsamości przez główną bohaterkę, ale żywiący nadzieję, że film postawi konwencję na głowie, odejdą rozczarowani. Jeżeli reżyser próbował kiedykolwiek opowiedzieć o czymś więcej niż o anatomii i nieświeżym oddechu żywego trupa, te chlubne ambicje zostały pogrzebane dawno temu.  

Oczywiście, seria nie stoi ani pytaniami wagi najcięższej, ani odpowiednio dawkowaną atmosferą grozy, lecz obezwładniającą akcją. I tutaj jest już znacznie ciekawiej – dzięki strukturze dobrego pornosa, całość składa się wyłącznie ze scen rozwałki przerywanych niepotrzebnymi dialogami. "Ostatni rozdział" to bodaj pierwszy film od czasu wyreżyserowanej przez Russella Mulcahy’ego "Zagłady", który nie przypomina formalnie kina Leni Riefenstahl. Wewnątrzkadrową symetrię zastąpiły różnorodne ujęcia, z kolei sterylne wnętrza podmieniono na odpowiednio zasyfione i nadgryzione zębem apokalipsy lokacje. Trup ściele się gęsto, eksplozje raz po raz wstrząsają ekranem, pocisków nikt nie liczy – ani bohaterowie, ani reżyser. Jest kampowo i absurdalnie, a zarzuty mam tradycyjnie do montażu – sceny potyczek z monstrami różnej maści są tak poszatkowane, że film przypomina celuloidowy kebab. Reżyseria i prowadzenie aktorów leżą, nihil novi, zaś na czele korowodu obsadowych pomyłek dumnie kroczy Iain Glen jako demoniczny naukowiec z aspiracjami na religijnego fanatyka.  
 
   

Widzowie, którzy znają markę "Resident Evil" głównie z kina, wiedzą, czego się spodziewać – i dostaną dokładnie to, za co zapłacili. Miłośnicy gier wideo przełknęli łyżkę dziegciu dawno temu, gdy Anderson porzucił mitologię oryginału na rzecz autorskiej linii fabularnej, do czego zresztą miał prawo i co nie musiało być wcale kiepskim pomysłem. Wyszło jak wyszło, uniwersum, mówiąc delikatnie, zaorał, kultowe postacie podmienił na cosplayerów z aktorskim CV, a ciekawą w gruncie rzeczy bohaterkę sprowadził do roli jednowymiarowej mścicielki. Po sześciu filmach i dokładnie 587 zmarnowanych minutach wciąż nie wiem, czy mógł to zrobić lepiej. Wiem natomiast, że w przeciwieństwie do niego Alice na swoją emeryturę zasłużyła. 
1 10
Moja ocena:
4
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Gra otwierająca serię "Resident Evil" została wydana w latach 90.-tych. Ten survivalowy horror akcji i... czytaj więcej
Fanem "Resident Evil" nie jestem. Gry to nie moja para kaloszy, a co do filmów – ot, kiedyś zobaczyłem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones