Piraci bez sternika

<a href="http://piraci.z.karaibow.filmweb.pl/" class="n"><b>"Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły"</b></a> wbrew przewidywaniom specjalistów, a nawet niektórych producentów, stali się jednym z
"Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły" wbrew przewidywaniom specjalistów, a nawet niektórych producentów, stali się jednym z największych kinowych przebojów roku 2003. Zrealizowany za 140 milionów dolarów film zarobił w kinach na całym świecie ponad 650 milionów oraz zdobył 5 nominacji do Oscarów. Nic więc dziwnego, że po takim sukcesie producenci, którzy wcześniej zastanawiali się, czy kapitan Jack Sparrow w wykonaniu Johnny'ego Deppa jest pijakiem czy gejem, od razu podjęli decyzję o realizacji drugiej części obrazu. Scenarzyści Terry Rossio i Ted Elliott nie chcieli opowiadać zupełnie nowej, niezależnej historii i zaproponowali stworzenie trylogii, której "Klątwa Czarnej Perły" byłaby początkiem. Tak powstała "Skrzynia umarlaka", która na ekrany kin trafiła w ubiegłym roku. Film nie spotkał się już z tak ciepłym przyjęciem krytyków jak jego poprzednik. Recenzenci nie tylko narzekali na scenariusz, ale wręcz określali produkcję Verbinskiego mianem "diabelskiego ustrojstwa" (Lisa Schwarzbaum w magazynie "Entertainment Weekly") bądź odczytywali ją jako "oznakę upadku zachodniej cywilizacji" (brytyjski krytyk Mark Kermode). Widzowie jednak niewiele robili sobie ze zgryźliwych recenzji i na całym świecie tłumnie ruszyli do kin, wydając na bilety ponad miliard dolarów. Pierwsze opinie na temat "Na krańcu świata", które pojawiły się w amerykańskich mediach, również są dalekie od zachwytów. Niestety, również i niżej podpisany musi się do nich przyłączyć. Najnowsza "piracka" superprodukcja technicznie jest bez zarzutu, ale scenariuszowo pozostaje daleko za swoimi poprzedniczkami. Jestem jednak przekonany, że większość potencjalnych widzów i tak nie zwróci uwagi na narzekania krytyków. "Skrzynia umarlaka", podobnie jak przed laty "Matrix. Reaktywacja" skończyła się bowiem taką niespodzianką, że mało kto nie będzie ciekaw poznania jej rozwiązania. Jak doskonale pamiętacie, Jack Sparrow zniknął w brzuchu Krakena, Cutler Beckett wszedł w posiadanie serca demonicznego Davy'ego Jonesa dającego mu kontrolę nad Latającym Holendrem, do gry powrócił również kapitan Barbossa, niegdysiejszy kapitan Czarnej Perły, który jeszcze nie tak dawno był głównym źródłem problemów bohaterów. Cała trójka wyrusza w podróż na kraniec świata, by uwolnić Jacka Sparrowa z Luku Davy'ego Jonesa, a potem, wraz z innymi piratami, stawić czoła potędze Kompanii Wschodnioindyjskiej. "Na krańcu świata" to opowieść o zdradach i intrygach. Bohaterowie, którzy razem przeszli już niejedno, tym razem starają się oszukać swoich dawnych współtowarzyszy. Każdy z nich walczy o coś innego, każdy skrywa inną tajemnicę. William Turner chce uwolnić swojego ojca z klątwy Holendra, Elizabeth Swann dąży do konfrontacji z Kompanią Wschodnioindyjską, a Jack Sparrow ma nadzieję spłacić wreszcie dług zaciągnięty o Davy'ego Jonesa. To jednak nie wszyscy. Jest jeszcze przecież kapitan Barbossa, którego powrót do świata żywych również ma swój powód, oraz tajemnicza Tia Dalma, wydająca się kimś więcej, niż nam się wcześniej wydawało. Rossio i Elliott, chcąc zapewne utrzymać widzów w napięciu przez prawie trzy godziny projekcji, zafundowali im w "Na krańcu świata" ciąg spisków i zdrad. Co chwila ktoś tutaj łamie dane wcześniej słowo, zmienia front, obraca się przeciwko dawnym kompanom. Najdziwniejsze jest to, że pozostali niewiele sobie z tego robią. Bardzo szybko przystosowują się do nowej sytuacji, a co więcej, zdają się nie żywić urazy. Ponadto scenarzyści zbyt wiele informacji podają nam za pewnik, nie zadając sobie trudu, żeby je wyjaśnić. Turner chce zdobyć Czarną Perłę, by uratować ojca. Dlaczego? Owszem, okręt Sparrowa jest jedynym, który może dogonić Latającego Holendra, ale z drugiej strony Davy Jones krok w krok podąża za naszymi bohaterami, więc kogo ścigać? Magiczna busola w rękach Cutler Beckett nie chce działać, kilkanaście minut później, kiedy wręcza mu ją Will Turner, najwyraźniej już chce, bo jego flota dociera tam, gdzie wcześniej nie mogła. Poza tym w "Na krańcu świata" pojawia się jeszcze pieśń będąca – nie wiadomo dlaczego – sygnałem dla pirackich wodzów i tajemnicza bogini Kalipso, która przysięga zemstę swoim oprawcom, a później najwyraźniej zapomina się z niej wywiązać. Jak dla mnie to stanowczo za dużo. Wydaje się, że scenarzyści tak bardzo nie chcieli rozczarować milionów fanów "Piratów", że zwyczajnie – jak to mówi jedna z moich koleżanek – przefajnowali. Wprowadzili do filmu nowych bohaterów, których już nie umieli wykorzystać (vide Sao Feng), wątki pozbawione sensownego rozwinięcia i zdarzenia nie mające specjalnego znaczenia dla całości (vide przydługa scena w Luku Davy'ego Jonesa). Na szczęście, mimo tych przypadłości, "Na krańcu świata" ogląda się znośnie. Sytuację ratują aktorzy, którzy po raz kolejny udowadniają widzom, że doskonale czują się w pirackich kostiumach. Gwiazdą filmu jest oczywiście Jack Sparrow, ale trzeba uczciwie przyznać, że tym razem ma potężnego konkurenta w osobie kapitana Barbossy. Geoffrey Rush robi wszystko, żeby nie dać się zepchnąć w cieć Johnny'ego Deppa i udaje mu się to zupełnie nieźle. Obaj tworzą na ekranie duet, jakiego długo nie zapomnicie. Nie zawodzą również aktorzy drugoplanowi. Jednooki Ragetti i Pintel, czyli Mackenzie Crook i Lee Arenberg wciąż potrafią rozbawić publiczność, Stellan Skarsgard wnosi niezbędny dramatyzm do roli Turnera seniora, a Bill Nighy, mimo animowanych komputerowo macek otaczających jego twarz, potrafił nadać osobowość Davy'emu Jonesowi. Wszyscy oni jednak nie dorównują legendzie, czyli Keithowi Richardsowi pojawiającemu się w epizodycznej roli ojca Jacka Sparrowa. Gitarzysta The Rolling Stones, na którym Depp wzorował postać Jacka Sparrowa, kradnie każdą scenę ze swoim udziałem. Co ciekawe, udaje mu się to, mimo że – jak twierdzi Bill Nighy – podczas pracy na planie muzyk był kompletnie pijany. Dodajmy do tego doskonałe efekty specjalne – najlepsze w całej serii, garść sprawnie wyreżyserowanych scen akcji (choć pojedynki mogłyby być lepiej sfilmowane) oraz epicką bitwę finałową toczoną pomiędzy załogami Holendra i Czarnej Perły w środku wielkiego wiru i otrzymamy solidną superprodukcję, którą nieźle się ogląda, ale która – w moim przekonaniu – nie jest satysfakcjonującym zwieńczeniem przebojowej serii. Twórcy starali się uciec od banału, serwując nam w finale przewrotny happy end, ale ostatnia scena dowodzi, że być może nie powiedzieli jeszcze w temacie "Piratów" ostatniego słowa. Problem w tym, że ja nie mam już ochoty na kolejną opowieść z Karaibów. PS. Przemek Włodarczyk w przesłanym do mnie mailu zauważył, że "problem" magicznej busoli można jednak logicznie wytłumaczyć. "jeżeli chodzi o magiczną busolę, to pokazuje ona to, czego najbardziej pragnie osoba aktualnie ją trzymająca. W tym wypadku największym marzeniem Cutlera Becketta było zabicie Jacka. W pierwszej scenie busola pokazywała właśnie na niego (stał obok Cutlera), w drugiej busola po raz koleiny wskazywała Sparrowa, tylko tym razem był on na zgromadzeniu (tam gdzie chciała dotrzeć flota)". Dzięki.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Reżyser Gore Verbinski na spółkę z producentem Jerrym Bruckheimerem znaleźli patent na kino przygodowe z... czytaj więcej
"Zadbaliśmy więc, żeby każda z trzech części miała swój indywidualny styl". Na krańcu świata ma być... czytaj więcej
Gdy w 2003 roku na ekrany kin weszli "Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły", nie wiedziałam, że... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones