Recenzja filmu

Plan B (2018)
Kinga Dębska
Kinga Preis
Marcin Dorociński

Plan niedoskonały

Litanię utyskiwań można by ciągnąć jeszcze długo, ale prawda jest taka, że "Plan B" i tak jest pozycją bardziej wartościową niż większość tytułów szturmujących szczyty polskiego box office’u.
W 1947 roku wielki innowator francuskiej prozy Raymond Queneau wydał uroczą książeczkę pod tytułem "Ćwiczenia stylistyczne". Zgodnie z tytułem, autor postanowił, że opowie w niej tę samą historię na 99 sposobów, różniących się pod względem formy, konwencji i prowokowanego u odbiorcy nastroju. Z czymś podobnym, przy zachowaniu proporcji, mamy do czynienia w najnowszym filmie Kingi Dębskiej. W "Planie B" polska twórczyni, wykorzystując odmienną stylistykę, ukazuje te same zagadnienia, którymi zajmowała się już w "Moich córkach krowach". Eksperyment udał się połowicznie. Nowe dzieło przystępnie opisujące perypetie bohaterów, szukających życiowej równowagi w obliczu spadającego na nich nieszczęścia, z pewnością pomoże reżyserce w trafieniu do szerszej publiczności. Widzowie zaznajomieni już z kinem Dębskiej raczej nie znajdą jednak w "Planie B" niczego atrakcyjnego.

   

Snuta przez Polkę opowieść zaczyna się jak spot reklamowy zatytułowany "Jesteśmy już częścią Zachodu". Na ekranie obserwujemy zmodernizowane centrum Warszawy, dumnie pnące się w górę wieżowce i dizajnerskie mieszkanka w centrach starych kamienic. We wnętrzach tych przestrzeni ludzie odbywają błyskotliwe rozmowy przy kawie, która na pewno okaże się sojową latte, albo uprawiają radosny seks z przygodnymi nieznajomymi. Sielanka ta trwa jednak krótko i zostaje przełamana informacją o wielkiej katastrofie komunikacyjnej mającej istotny wpływ na życie bohaterów. Czyżby "Plan B" miał zatem okazać się opowieścią o tym, że nasze samozadowolenie opiera się na fałszywych przesłankach, a poczucie przyswojenia europejskiego stylu życia stanowi wyłącznie szkodliwą iluzję?

Niestety, to nie ten adres. Dębska puszcza powyższe pytania mimo uszu i zadowala się opowiedzeniem czterech historii prowadzących nas do wyciągnięcia jednakowych wniosków. Z filmu dowiemy się zatem, że w życiu warto znaleźć plan B, a nawet z największego kryzysu znajdziemy wyjście, jeśli otworzymy się na drugiego człowieka. Niestety, sympatyczne skądinąd przesłanie trudno uznać za coś więcej niż mechanicznie powtarzany slogan z pierwszego lepszego życiowego poradnika. Winę za to ponosi zapewne konstrukcja filmu, która – inaczej niż we wspomnianych "Moich córkach" opowiadających historię problemów pojedynczej rodziny – każe przeskakiwać twórcom od jednej opowieści do drugiej. Strategia ta zabiera szansę na pogłębienie psychologicznego rysu postaci, a w konsekwencji zmusza do pójścia na łatwiznę. Swoisty skrót myślowy stanowią choćby wybory obsadowe – zarówno Marian Dziędziel, jak i Marcin Dorociński właściwie powtarzają na ekranie role z "Córek". Ten drugi, jako niegrzeszący inteligencją, lecz poczciwy Mirek powiela nawet te same powiedzonka i żarty językowe.

   

Przyczyna tych słabości tkwi zapewne w stojącym za "Planem B" modelu kina. Inaczej niż w przypadku "Helu" czy "Moich córek", Dębska zrealizowała tym razem cudzy scenariusz i musiała dopasować się do wizji producenta. Właśnie stąd bierze się również obecność – dość nachalnie eksponowanego na ekranie – product placement. Gdy w jednej ze scen bohater zaprasza koleżankę na koncert Darii Zawiałow, łatwo domyślić się, że w scenie wieńczącej fabułę wystąpi właśnie ta wokalistka. Wykonana przez nią piosenka Wojciecha Młynarskiego "Jeszcze w zielone gramy" wypada bardzo zgrabnie. Szkoda tylko, że przy okazji wykłada kawę na ławę interpretację filmu i nie pozostawia widzowi właściwie żadnej przestrzeni do własnych przemyśleń.

Litanię utyskiwań można by ciągnąć jeszcze długo, ale prawda jest taka, że "Plan B" i tak jest pozycją bardziej wartościową niż większość tytułów szturmujących szczyty polskiego box office’u. Łączącemu wzruszenia z odrobiną humoru filmowi warto życzyć powodzenia, a przy okazji żywić nadzieję, że Kinga Dębska nie zaniedba bardziej autorskiej ścieżki swojej kariery. Zapowiadany przez reżyserkę od jakiegoś czasu projekt "Zabawa, zabawa" zapowiada się wszak więcej niż intrygująco.
1 10
Moja ocena:
5
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kinga Dębska, twórczyni szeroko nagradzanego i komentowanego filmu "Moje córki krowy", wyreżyserowała... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones