Recenzja filmu

Geostorm (2017)
Dean Devlin
Gerard Butler
Jim Sturgess

Pogodowa ruletka

"Geostorm" nie jest ani rozczarowaniem, ale też trudno go nazwać sukcesem. Jest jak przedstawiona tu pogoda - to ruletka, nie wiadomo, co wyskoczy i jest zmienny. Aktorzy nie stają tu na
Od czasu filmuRolanda Emmericha "2012" filmowcy prześcigają się w tworzeniu widowisk o zagładzie ludzkości. Zabójcą jednak nie mieli być kosmici (jak np. w "Dniu Niepodległości"), ale Matka Natura. Niestety wspomniany "2012" postawił wysoką poprzeczkę, której niewielu zdołało dorównać, np. "Pompeje" pozostawiły po sobie lekki niedosyt, zaś do tych nielicznych udanych filmów z niniejszej kategorii można natomiast zaliczyć "San Andreas". Teraz na ekrany trafiło dziełoDeana Devlina (pracującego ze wspomnianymEmmerichem nad wyżej wymienionym "Dniem Niepodległości") "Geostorm". Czy udało mu się zaliczyć go do sukcesów gatunku?



W wyniku zmian klimatycznych na Ziemi dochodzi do licznych anomalii pogodowych zagrażających życiu na planecie. Najbogatsze kraje świata podejmują walkę o ocalenie ludzkości i zapada decyzja o wybudowaniu ogromnej stacji kosmicznej - "Holendra", nadzorującej pogodę na planecie. Po pierwszych sukcesach Senat USA decyduje się odsunąć dotychczasowego dyrektora stacji Jake'a Lawsona (Gerard Butler- "Bogowie Egiptu", "Londyn w ogniu"), zaś nadzór oddają jego młodszemu bratu Maxowi (Jim Sturgess- "Atlas chmur", "Kochanice króla"). Mijają trzy lata. W Afganistanie dochodzi do zamrożenia całej wioski. Jedynym wyjaśnieniem może być awaria którejś z satelit "Holendra". Prezydent (Andy Garcia- "Ocean's Eleven: Ryzykowna gra") chce poznać przyczyny usterki. Na stację zostaje wysłany Jake, przekonany, że bez trudu znajdzie przyczynę. Jednak zarówno on, jak i Max szybko się przekonują, że nie mają do czynienia z wadliwym sprzętem, ale człowiekiem planującym masową zagładę. Skłóceni bracia muszą odłożyć na bok wzajemne urazy i rozwiązać zagadkę zanim potężna burza "Geostorm" zniszczy Ziemię. A zegar już zaczął odliczanie.



"Geostorm" łączy w sobie wiele wątków: mamy więc historię obyczajową, romansową, katastroficzną i sensacyjną. I to właśnie sprawia, że film staje się niestabilny jak (nomen omen) pogoda, a powodem jest to, że żaden z nich nie został dopracowany do końca. Chociażby relacje obu braci. Jake i Max od trzech lat ze sobą nie rozmawiają, a powodem zerwana kontaktów było zwolnienie z pracy starszego przez młodszego. Ich kłótnie są sztuczne i sztywne, całkowicie pozbawione ikry. Podobnie jest w związku Maxa i jego dziewczyny (Abbie Cornish- "RoboCop"), gdzie trudno doszukiwać się większej chemii. Reżyserowi nie udało się również stworzyć jakiejś większej tajemniczości, a widz rozwiązuje zagadkę szybciej niż bohaterowie (a przecież obaj są niby geniuszami).



Kolejnym słabym punktem staje się gra aktorska.Sturgesszwyczajnie nie radzi sobie z sytuacją. Już od pierwszych chwil widzimy tu przede wszystkim nastawionego na robienie kariery użendasa, który dla zadowolenia pracodawców bez mrugnięcia okiem poświęca brata. Później jest niewiele lepiej. Dla tego samego zadowolenia wyśle Jake'a, aby rozwiązał problem i dopiero, kiedy dotrze do niego, w co się wpakował, zacznie słuchać argumentów drugiej strony. Pozostali aktorzy również nie budzą zachwytu:Cornishprzez większość filmu jest sztywna i nijaka,GarciaiEd Harrisjedynie przemykają na ekranie. Zaś pracownicy stacji to w zasadzie tło.



Jedynym, który przynajmniej stara się coś tu faktycznie robić jestButler. Błyśnie dowcipem, oleje sobie to i owo, nie bawi się w grzeczności i przy okazji pokarze, że się świetnie bawi. I to on w głównej mierze ratuje ten film. Kolejny plusem stają się tragedie pogodowe. Ogromne wrażenie robi zlodowacenie Rio, potężne tsunami w Dubaju, czy piaskowe tornado w Indiach. Najlepiej wypada potężna burza w Detroit oraz wybuch gazu w Tokio, które trwają najdłużej i najmocniej zapadają w pamięć. I wielka to szkoda, że klęski żywiołowe są tu pokazywane tak rzadko.


Efekty specjalne są na dobrym poziomie i pokazują się we właściwych momentach. Natomiast ogromna stacja kosmiczna robi wrażenie. Aż wielka szkoda, że coś takiego na prawdę nie lata nad naszymi głowami i nie pilnuje pogody.

Jest jednak pewna sprawa, która może być zarówno zaletą jak i wadą. Chodzi o to, czy "Geostorm" jest traktowany na poważnie, czy nie. Nie mogłam nie słyszeć śmiechu na sali podczas seansu. Momentami sami bohaterowie wychodzili ze swoich sztywnych ram i pokazywali się z nieco luźniejszej strony. Jeżeli zamysłem reżysera było stworzenie filmu katastroficznego, to niestety bardzo sobie tym zaszkodził. Jeśli jednak były to zamierzone cele, to dostajemy coś nietypowego w dobrym znaczeniu tego słowa.



Podsumowując, "Geostorm" nie jest ani rozczarowaniem, ale też trudno go nazwać sukcesem. Jest jak przedstawiona tu pogoda - to ruletka, nie wiadomo, co wyskoczy i jest zmienny. Aktorzy nie stają tu na wysokości zadania, nie bardzo wiedząc, w jakim filmie tak naprawdę grają. I przez to ich gra jest nie równa i nie udaje im się przekonać do siebie widza. JedynieGerard Butlerjuż na samym początku się definiuje i pozostaje temu wierny do końca. Cały film ogląda się dosyć przyjemnie i na szczęście nie jest nudno. Problemem zostaje jedynie przewidywalność, na szczęście mieszcząca się na granicy tolerancji.



Nie będę tutaj ani zachęcać, ani zniechęcać do obejrzenia tego filmu. Niech każdy oceni go po swojemu. Myślę, że każda ocena będzie odpowiednia.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Obecnie publiczność nieszczególnie często obdarowywana jest produkcjami z gatunku kina katastroficznego.... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones