Recenzja gry PS4

Call of Duty: WWII (2017)
Michael Condrey
Bret Robbins
Józef Pawłowski
Marcel Sabat

Pogromcy nazistów

Dziś, kiedy gracze dostają drgawek na samo wspomnienie o kosmosie, jetpackach i strzelaniu przez ściany, "Call of Duty" ponownie zmienia kierunek, wracając do swoich drugowojennych korzeni.
Powrót serii na właściwe tory. Nasza recenzja "Call of Duty: WWII"
Lata temu, kiedy wszyscy mieliśmy już serdecznie dość drugowojennych strzelanek, "Call of Duty" wykonało krok w nieznane w postaci pierwszego "Modern Warfare". Przez ostatnie dziesięć lat twórcy szukali nowych kierunków, w których można by popchnąć tę serię. Raz wychodziło to lepiej ("Black Ops"), raz gorzej ("Ghosts"), ale zawsze były to przynajmniej dobre gry. Dziś, kiedy gracze dostają drgawek na samo wspomnienie o kosmosie, jetpackach i strzelaniu przez ściany, "Call of Duty" ponownie zmienia kierunek, wracając do swoich drugowojennych korzeni. 



Sledgehammer Games ma jak na razie na koncie tylko jeden samodzielny tytuł: "Call of Duty: Advanced Warfare". Wcześniej zadaniem studia było pomaganie Infinity Ward przy trzecim "Modern Warfare", a jeszcze przed tym wielu jego członków, w tym sami założyciele, pracowali w zamkniętym niedawno Visceral Games. Dzięki zaprzęgnięciu Sledgehammer do produkcji samodzielnych tytułów, Activision zmieniło cykl produkcyjny gier z serii "Call of Duty" i każde z pracujących przy niej studiów ma na stworzenie swojego "CoDa" trzy lata.



"Call of Duty: WWII" opiera się na trzech filarach, z których pierwszym jest dla mnie tryb fabularny. Kampanię dla jednego gracza zaczynamy 6 czerwca 1944 roku, jako jeden z żołnierzy 1. Dywizji Piechoty, Ronald "Red" Daniels. To data lądowania aliantów na plaży "Omaha" w Normandii, czyli najsłynniejszej misji z "Medal of Honor: Allied Assault". Naszemu bohaterowi będziemy towarzyszyć przez 9 miesięcy: od momentu kiedy wylądował we wspomnianej Normandii, aż do przekroczenia Renu w marcu 1945. W międzyczasie przyjdzie nam wziąć udział w Operacji Cobra, przegonić Niemców z Marigny czy części Paryża, odwiedzić Aachen i Hurthgen czy powalczyć w belgijskich Ardenach. Gra podąża krok w krok za faktycznymi działaniami 1. Dywizji Piechoty i co najważniejsze, praktycznie cały czas gramy tą samą postacią. Scenarzyści gry zdecydowali się jednak ponad samymi wydarzeniami wojennymi postawić to, co dzieje się między rzuconymi w piekło wojny żołnierzami. "Call of Duty: WWII" wykorzystuje wojnę jako tło – do pokazania tego, co robi ona z ludźmi, jak silne nawiązują się między nimi przyjaźnie i co robi ona z ludzką psychiką. To ogromna zmiana w stosunku do drugowojennych gier sprzed kilkunastu lat i bardzo ryzykowne, choć udane, zagranie Sledgehammer Games. Owszem, można krytykować twórców za stworzenie kolejnej gry o "dzielnych Amerykanach przejeżdżających do Europy, aby nakopać nazistom" i za zupełne pominięcie w swojej produkcji Polski czy Rosji, ale to cena, którą przyjdzie nam zapłacić za spójną i dobrze napisaną historię.



Co zaś się tyczy rozgrywki, to zaszła tu jedna, gargantuiczna wręcz zmiana: porzucono automatyczną regenerację życia. W "CoD: WWII" w lewej dolnej części ekranu widnieje nasz pasek życia, który musimy stale uzupełniać zbieranymi apteczkami. Wiele z nich znajdujemy w newralgicznych momentach, a dodatkowo w naszym składzie bardzo często mamy żołnierza, który jest nas w stanie jedną poratować. Dla graczy starszej daty nie będzie to problemem, jednak młodsi, wychowani na "Modern Warfare" mogą przeżyć szok. Poza tym wszystko po staremu: dużo strzelania, parę etapów skradankowych, jeżdżenie czołgiem, latanie samolotem, zamawianie wsparcia z powietrza i fale atakujących nas wrogów. Nie dajcie się jednak nabrać na to, że nowe "Call of Duty" jest trudniejsze. Wymaga od Was po prostu przyzwyczajenia się do zarządzania paskiem życia i to wszystko.



Drugim filarem nowego "CODa" jest tryb, w którym spędzicie najwięcej czasu, czyli multiplayer. Zaczynamy od stworzenia swojego żołnierza, wybrania jednej z pięciu dywizji i przejścia krótkiego szkolenia. Zdobywane przez nas punkty doświadczenia rozwijają nie tylko naszego bohatera, ale i jego poziom w wybranej dywizji, co skutkuje dodatkowymi ulepszeniami i zdolnościami. Miłym dodatkiem są też kwatery online, po których poruszamy się z perspektywy trzeciej osoby i choć tak na dobrą sprawę są jedynie ubranymi w ładne ciuszki menusami, to jest jednak coś przyjemnego w spacerowaniu po kwaterze z naszymi sieciowymi przyjaciółmi. Koniec końców jednak i tak traficie do wyboru trybu gry, a tu czeka na Was najciekawsza nowość w postaci trybu Wojny. Są to specjalnie przygotowane fabularyzowane misje, w których grający dzieleni są na dwa przeciwne obozy i stają czoło w czoło w niesamowicie wciągających misjach. Wyobraźcie sobie tylko to: jedna ekipa szturmuje plażę "Omaha", aby przejąć wrogie bunkry, zaś druga siedzi w tych bunkrach i stara się powstrzymać nadciągających aliantów. Kiedy aliantom uda się przejęcie, to dostają kolejne zadanie i tak dalej, aż do momentu porażki. Wtedy następuje zamiana stron i rozpoczęcie misji od początku. Poza tym jest standardowo: Deathmatch (jako Free for all), drużynowy Deathmatch, Domination, Hardpoint czy diabelsko nudny Gridiron (przejmowanie bomby i zanoszenie jej do bazy wroga). Choć co roku moja przygoda z CoDem ogranicza się do obydwu form Deathmatcha, tak w "WWII" czuję, że spędzę trochę czasu w trybie Wojny.



Trzecim filarem są zupełnie przebudowane zombiaki, wracające do korzeni jako Nazi Zombies. Jest krótkie tło fabularne, z którego dowiadujemy się, że nazistom udało się stworzyć zombiaki i był to ich pomysł na wygranie wojny oraz jest i uczący nas podstaw zabawy prolog, z którego dowiadujemy się wszystkiego co najważniejsze o tym trybie. Kontynuując tradycję zatrudniania znanych aktorów do tego trybu, w Nazi-Zombies zagramy jako David Tennant, Ving Rhames, Elodie Yung czy Katheryn Winnick. Bez zgranej drużyny ciężko wyjść poza dziesiątą falę, jednak z dobrą ekipą udało mi się zginąć dopiero na osiemnastej fali, co jest chyba moim życiowym rekordem. Tegoroczne zombiaki są chyba najtrudniejszymi ze wszystkich wydanych do tej pory, zaś zeszłoroczne zombiaki w latach 80. wyglądają przy nich jak gra dla niedzielnego gracza. Nie wspominając już nawet o zombiakowych jump-scare’ach, po których mój smartwatch zapytał mnie, czy wszystko ok, bo strasznie szybko bije mi serce.



Technicznie nowemu "Call of Duty" nie można nic zarzucić. Stałe 60 klatek na sekundę to standard, do którego w tej serii przywykliśmy. Gra prezentuje się rewelacyjnie i jakkolwiek by to dziwnie zabrzmiało, jest to najpiękniejsza druga wojna światowa, jaką kiedykolwiek widziałem w grach wideo. Oprawa graficzna nowego "CoDa" stawia go w czołówce wydanych w tym roku gier, a ja sam nie mogę się doczekać, aż odpalę go na Xboksie One X w (mam nadzieję) 4K. Polski dystrybutor zdecydował się dodanie do gry polskiego dubbingu, który miałem okazję przez chwilę sprawdzić i jeśli tylko nie macie problemów z czytaniem tekstu na ekranie, to polecam Wam zmianę na oryginalną ścieżkę dźwiękową. Josh Duhamel (Pierson), Jeffrey Pierce (Turner), Jonathan Tucker (Zussman) i Brett Zimmerman (Daniels) stworzyli świetne postacie, do których polski dubbing nijak nie pasuje, a poza tym, jest po prostu przeciętny. Grajcie po prostu z napisami.



"Call of Duty: WWII" jest wielkim powrotem serii na właściwe tory. Sledgehammer Games wzięło trochę od Treyarchu (brutalność, fabuła) i Infinity Ward (akcja, eksplozje, ale bez Michaela Baya), dodało do tego masę swoich pomysłów i wyszło im z tego rewelacyjne "Call of Duty", które ląduje w mojej czołówce gier z tej serii, zaraz obok "Black Ops" i "World at War". Fabuła, choć niedługa, da Wam kilka godzin świetnej zabawy, a w multiplayer i zombiaki będziecie grali przez calutki rok, aż do premiery kolejnej gry. Czapki z głów, na takiego "CoDa" czekaliśmy i na taką grę, ta seria zasługiwała.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones