Recenzja filmu

Pamięć absolutna (2012)
Len Wiseman
Colin Farrell
Kate Beckinsale

Przypomnimy to panu hurtowo... w wersji reżyserskiej

Coraz mocniej nabierające na sile pogłoski o przygotowaniach do remake'u starej "Pamięci absolutnej" z lat 90. wzbudzały bardzo mieszane uczucia wśród braci filmowej. Klasyk sprzed ponad 20 lat,
Coraz mocniej nabierające na sile pogłoski o przygotowaniach do remake'u starej "Pamięci absolutnej" z lat 90. wzbudzały bardzo mieszane uczucia wśród braci filmowej. Klasyk sprzed ponad 20 lat, pomimo sędziwego wieku, po dziś dzień broni się świetną reżyserią Paula Verhoevena, dosadnym ukazaniem przemocy (stare, dobre woreczki z krwią eksplodujące pod ubraniem wciąż zostawiają posokę wygenerowaną komputerowo daleko w tyle), zapadającymi w pamięć scenami (choćby kamuflaż Quaida), kultowymi tekstami i dorosłym klimatem. Co więcej, wersja ze Schwarzeneggerem była pod względem fabuły mocno dwuznaczna, pozostawiając w gestii widza interpretację zakończenia (sen tudzież jawa). Jak zatem "Pamięć absolutna" AD 2012 mogła w ogóle stawać w szranki z protoplastą? Otóż nie mogła... a przynajmniej nie w wersji skrojonej pod kina.

O czym traktuje "Pamięć absolutna", większość kinomanów gustujących w gatunku science fiction zdaje sobie doskonale sprawę. Produkcja luźno oparta na prozie Dicka pt. "Przypomnimy to panu hurtowo", osadzona w świecie przyszłości, przedstawia losy Douglasa Quaida (Colin Farrell), znudzonego rutyną swego pozbawionego ikry żywota. Codzienna wyprawa do pracy, wykonywanie tych samych obowiązków... nawet kochająca żona Lori (Kate Beckinsale) nie potrafi wyrwać Douga z szarości i marazmu. Do tego regularnie nawiedzający mężczyznę koszmar, w którym to zostaje pojmany przez żołnierzy w trakcie ucieczki, bynajmniej nie przyczynia się do poprawy nastroju Quaida. Douglas postanawia w końcu pewnej nocy wypowiedzieć wojnę rutynie, udaje się zatem do centrum "Rekall", by wszczepić sobie fałszywe wspomnienia z szeroko rozumianych "wakacji". Po wybraniu tożsamości tajnego agenta, przejściu paru powierzchownych testów i otrzymania wkłucia z substancją mającą ułatwić cały proces, Quaid wpada w tarapaty. Okazuje się bowiem, iż maszyna nie może zaimplementować mu wspomnień agenta, ponieważ... już nim jest. Oszołomiony Douglas zmuszony zostaje do nierównej walki o przetrwanie i odnalezienie prawdy o sobie samym...

Gwoli ścisłości, na błękitnym krążku trafiającym pod domowe strzechy obecne są dwie wersje filmu Lena Wisemana, mianowicie "kinowa" i "rozszerzona/reżyserska". Ta pierwsza znalazła się w mocnym ogniu krytyki podczas premiery, co do jakości drugiej mamy okazje się przekonać dopiero przy jej wydaniu na płytach BR. Co ciekawe, w stosunku do oryginału, wydłużona została ona o dobre 20 minut dodatkowych scen, co nie pozostaje bez znaczenia w jej odbiorze, o czym szerzej za chwilkę.

Postarajmy się dać szansę nowej "Pamięci absolutnej" i nie porównujmy jej (zbyt często) do kultowego oryginału. Wersja z roku 2012 to wizja świata przyszłości przypominająca skrzyżowanie "Łowcy androidów" (zatęchłe Chinatown z zapyziałymi uliczkami oświetlonymi wściekle jaskrawymi neonami) z "Raportem mniejszości" (również bazującego na dziele Dicka wydanego pod tym samym tytułem). Z tego drugiego zaczerpnięta została zaś nieskazitelna sterylność dystryktów zamieszkanych przez wyższe sfery (wraz z pojazdami unoszącymi się dzięki dobrodziejstwu pól magnetycznych) oraz wszelka technologia przyszłości (telefony wszczepione w dłoń, interaktywne hologramy, etc.). Bez Marsa, bez platform wiertniczych i bez mutantów, ot, typowe wyobrażenie życia na naszej planecie stanowiącego naturalny krok poczyniony wraz z postępem technologicznym.

Niestety, sterylnie jest również jeśli chodzi o przemoc, a właściwie jej brak. Ścigający Quaida funkcjonariusze to w większości roboty, które po poszatkowaniu pociskami mogą co najwyżej wydać ze swoich "trzewio-kabli" ledwie feerię iskier. Ludzie zdają się również być pozbawieni posoki, co boleśnie uwydatnia scena w pomieszczeniu z zerową grawitacją, w której Douglas chwyta za karabin i trafia serią oszołomionych agentów. Sekwencja, która i tak sama w sobie jest godna pochwały (dobra realizacja + pomysł) mogłaby zyskać na efektywności, gdyby z poszarpanych ran wydobywała się w niemalże zwolnionym tempie czerwona substancja. No cóż, film jak widać musiał zyskać kategorię wiekową PG-13...

Kolejna wada wersji z Colinem Farrellem to brak wyrazistych i charyzmatycznych postaci, kipiących humorem dialogów/wymian zdań oraz prześmiewczej parodii kultury konsumenckiej. Zwłaszcza te dwa ostatnie mankamenty stanowią istny cierń w boku widza. Oczywiście epoka chwytliwych one-linerów już dawno przeminęła, jednak ich brak jest wciąż mocno odczuwalny. Nie raz chciałoby się usłyszeć Quaida żartobliwie kwitującego daną sytuację, z drugiej jednak strony takie zachowanie bohatera mogłoby zwyczajnie nie pasować do konwencji filmu przyjętej przez Wisemana. W jego wizji brakuje również wyśmiana czasów obecnych (wszechobecny kapitalizm i wyzysk), największy nacisk położony został zatem na czystą i niczym nieskrępowaną akcję.

Co ważne, wersja reżyserska zyskała na głębi w porównaniu z wykastrowaną edycją puszczaną w kinach. Dzięki licznym scenom, ta pierwsza oferuje to, co oferował również obraz Verhoevena, tj. dwuznaczność. Tak jak i w starusieńkim pierwowzorze, tak i w przypadku pełnoprawnej "Pamięci absolutnej" z 2012 roku, widz otrzymuje sprzeczne sygnały otwierające dwie furtki i dające swobodę interpretacji wydarzeń obserwowanych na ekranie. Przykładem świetnie zrealizowanej sceny, trzymającej w napięciu i stanowiącej podwaliny pod dwuwymiarowość, jest konfrontacja Quaida ze swoim (jakoby) wentylem bezpieczeństwa wykreowanym w swoim własnym umyśle. Odbijanie piłeczki i próby przekonania Douga o jego zatraceniu się z rzeczywistością trzymają widza na samej krawędzi fotela. Ogromny plus dla Wisemana za unikanie jednoznacznej odpowiedzi na pytania rodzące się w głowie kinomana.

Oczywiście wraz z latami dzielącymi filmy ze Schwarzeneggerem i Farrellem, dokonał się również wyraźny postęp w efektach specjalnych, pozwalający wcielić w życie wszelkie wizje reżysera. Wizualna strona najnowszej "Pamięci absolutnej" zachwyca, zaś wygenerowane komputerowo technologiczne nowinki (hologramy wyświetlane na dowolnej powierzchni, nowoczesne kajdanki w formie świetlistych lian oplatających ciało) czule pieszczą narząd wzroku. Koncepcyjnie, pomimo wspomnianego wcześniej powinowactwa (by nie napisać kopiowania) z "Raportem mniejszości" Spielberga, film również znajduje się na wysokiej półce, oferując świat podzielony na dwa regiony, mianowicie Zjednoczoną Federację Brytanii i Kolonię z dwiema frakcjami walczącymi o dominację , na czym zresztą w późniejszej fazie filmu skupia się trzon wydarzeń.

Z pewnością satysfakcjonujące jest tempo filmu. Nowa "Pamięć absolutna", po powierzchownym wprowadzeniu, przechodzi w dynamiczną sekwencję rozgrywającą się w koszmarze Quiada. Wraz z rozwojem wydarzeń, przybywa dobrze wykonanych sekwencji ucieczek, wymian ognia i kolejnych potyczek Douglasa z wysłannikami Cohaagena. Starcia wręcz mocno przypominają co prawda wyczyny Bourne'a i spółki (szybkie kombinacje, sporo błyskawicznych ujęć, rozbijanie ciałem przeciwnika różnych obiektów), ale najwyraźniej to kolejny znak czasów i naturalnej ewolucji w kinematografii. Kiedyś był potężny Arnie wypłacający razy ogromną łapą z półmetrowym obwodem, dzisiaj twórcy stawiają na gibkość i dynamikę w osobie mniejszego i smuklejszego Farrella. Niemniej w dziele Wisemana znalazło się parę scen aspirujących do miana perełek wizualnych, jak chociażby nadmieniona wcześniej strzelanina w stanie nieważkości czy sekwencja rozbrajania grupki żołdaków przez działającego zgodnie z instynktem Quiada, kiedy to kamera obraca się wokół jego sylwetki, prezentując sukcesywne ciosy w jednym płynnym ujęciu – cukiereczek.

Wersja reżyserska stanowi zatem kawał porządnie zrealizowanego kina akcji w futurystycznym wydaniu. Dość wtórnego ze względu na zbyt mocną inspirację innymi dziełami z poletka science-fiction jak również i podążanie bardzo podobną linią fabularną co i w przypadku pierwowzoru Verhoevena. Niemniej zachowanie pola do interpretacji wydarzeń przedstawionych na ekranie cieszy. Najlepiej zatem włączyć filtr ignorancji i traktować "Pamięć absolutną" z ubiegłego roku jako osobny film, unikając tym samym porównań z klasykiem. W takim przypadku brak Marsa, realnie oddanej przemocy, płaszczyka ironii i kultowych scen nie doskwiera aż tak bardzo, film zaś (koniecznie w wersji reżyserskiej) spełnia swoje podstawowe zadanie - dostarcza dobrej rozrywki z tempem akcji i wizualiami godnymi wysokich not. Dodatkowo bardziej wprawiony widz z pewnością zauważy mrugnięcia okiem i mniej lub bardziej subtelne zmiany niektórych motywów ze starszej wersji, stanowiących miły ukłon dla zwolenników oryginału. Naprawdę dobry kawałek kina science-fiction.

Ogółem: 8=/10

W telegraficznym skrócie: reżyserska wersja remake'u wiekowej "Pamięci absolutnej" to czysta adrenalina podana w skondensowanej formie w otoczką science-fiction; bez Marsa i ironicznego krytycyzmu czasów współczesnych, za to z Farrellem i świetnymi scenami akcji; dobra rozrywka (ale tylko w wersji reżyserskiej).
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W dobie prequeli, sequeli i remake'ów wydaje się rzeczą naturalną, że w końcu znalazł się ktoś, kto... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones