Recenzja filmu

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (2014)
Bryan Singer
Jerzy Dominik
Hugh Jackman
James McAvoy

Przyszłość leży w dobrych rękach

Filmy opowiadające o losach znanych z komiksowych kart X-Menów to jedna z najciekawszych i zarazem najdłuższych serii blockbusterów ostatnich lat. Zaliczyć można do niej w kolejności
Filmy opowiadające o losach znanych z komiksowych kart X-Menów to jedna z najciekawszych i zarazem najdłuższych serii blockbusterów ostatnich lat. Zaliczyć można do niej w kolejności chronologicznej trylogię w wykonaniu Bryana Singera ("X-Men" i "X-Men 2") i Bretta Ratnera ("X-Men: Ostatni bastion"), "X-Men Geneza: Wolverine" (pierwszy spin-off), "X-Men: Pierwsza klasa" (ukazujący początki działalności Profesora X i Magneto) oraz ubiegłoroczny "Wolverine" (samodzielna przygoda Logana w kraju kwitnącej wiśni). To, że każdy z tych filmów prezentował różny, nie zawsze wysoki poziom, nie podlega dyskusji. Nadzieją dla fanów jest fakt, iż do serii powraca jej ojciec chrzestny. Osoba, która chyba jak nikt inny w branży świetnie czuje się w uniwersum mutantów. Mowa oczywiście o Bryanie Singerze i jego "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie". Mowa o najambitniejszym przedsięwzięciu w karierze tegoż reżysera.

"X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" bazuje na komiksie o tym samym tytule. Historia opowiedziana w filmie różni się jednak nieco od swojego pierwowzoru. W wersji filmowej umysł Wolverina (Hugh Jackman) dzięki zdolnościom Kitty Pryde (Ellen Page) zostaje przeniesiony z niedalekiej przyszłości o 50 lat wstecz, do lat 70 ubiegłego stulecia. Zapytacie, po co umysł Logana odbywa taką podróż? Otóż wizja przyszłości nie jest usłana dla mutantów różami. Została ich na świecie dosłownie garstka, a jest to efekt tępienia ich przez Sentinele. Dobrze znane fanom serii roboty, skonstruowane i udoskonalane przez Bolivara Truska (Peter Dinklage). Rosomak za namową dwóch przywódców u schyłku swej chwały – Profesora X (Patrick Stewart) i Magneto (Ian McKellen) – postanawia zapobiec pewnym wydarzeniom, które w przeszłości doprowadziły do wprowadzenia w życie programu, mającego na celu wyeliminowanie mutantów z planety Ziemi.

Nowe dzieło (podkreślmy to słowo) Singera to film kompletny. Reżyserowi udało się połączyć starą gwardię z aktorami mającymi nieco mniejsze doświadczenie w serii. Ściągnął na plan jednych z najzdolniejszych aktorów swoich pokoleń. Udało mu się to, z czym nie potrafi sobie poradzić wielu twórców – w umiejętny sposób łączy świetną fabułę oraz rozrywkowy ton tejże produkcji. Nowe przygody X-Menów olśniewają wizualnie, jednak nie na tym skupia uwagę reżyser. Efekty specjalne nie odgrywają tutaj najistotniejszej roli, jak ma to miejsce w wakacyjnych blockbusterach. Owszem, zasługują one na brawa, jednak nie wyskakują w szeregu przed tym co najważniejsze, czyli fabułą. Ta stoi na bardzo wysokim poziomie. Singer umiejętnie przeskakuje między wydarzeniami z przyszłości do tych z przeszłości i na odwrót. Śmiem twierdzić, że brak tutaj jakichś zbędnych elementów. Wszystko współpracuje ze sobą niczym trybiki w zegarku.

Jackman, Lawrence, Fassbender, McAvoy, Hoult to obecnie jedne z najgorętszych nazwisk w branży. To wcale nie dziwi. Wszak są to świetni artyści, którzy swoją grą potrafiliby pociągnąć każdy, nawet mniej udany film. W "Przeszłość, która nadejdzie" kreują oni naprawdę świetne role. Wiele osób zadaje sobie pytanie, czemu Fox skupia tak dużą uwagę na postaci Wolverine'a, zamiast dać szansę innemu bohaterowi. Odpowiedź jest prosta. Hugh Jackman! Odwala on kawał fantastycznej roboty wcielając się w Rosomaka. Ma w sobie ogrom charyzmy, której nie boi się ukazywać na ekranie. Nie wyobrażam sobie nikogo innego w tej roli. Nominowana trzykrotnie do Oscara, młodziutka jeszcze Jennifer Lawrence, sprawdza się nie gorzej w roli Mystique. Postaci, która z całej gamy bohaterów przechodzi jedną z największych przemian charakteru. Są tu też świetni James McAvoy wcielający się w młodszą wersję Charlesa Xaviera. Przywódcy, który został zdradzony przez swojego przyjaciela. Przez Magneto, w którego młodszą wersję z klasą wciela się Michael Fassbender, aktor który prędzej czy później zgarnie najważniejszą nagrodę akademii filmowej. Ogromną przyjemnością jest oglądanie ich wszystkich na ekranie.

"X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" to w mojej ocenie najambitniejszy film całej serii. Jest to świetne widowisko o superbohaterach, które jednocześnie nie zatraca swojej wartości fabularnej pomiędzy znakomitymi efektami specjalnymi. Film oferuje nam kilka bardzo dobrze stworzonych kreacji w wykonaniu plejady gwiazd. Bryan Singer z wielką klasą powraca do uniwersum mutantów, dopieszczając nas widzów drobnymi, acz sycącymi smaczkami, które większość fanów powinna wyłapać. Fakt iż nie jest to jego ostatnie słowo, wzbudza we mnie ogromną chęć przeniesienia się w czasie do 2016 roku!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dokładnie 8 lat temu, reżyser Brett Ratner stworzył film, którego chyba nikt się nie spodziewał. W... czytaj więcej
"X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" zapowiadany był jako połączenie starej trylogii o mutantach z nową... czytaj więcej
Sezon blockbusterów rozkręcił się na dobre. Tydzień po tygodniu do kas kin wpływają ogromne ilości... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones