Siedem bugów głównych

Nasz bohater to Teriel, złodziej może nie na miarę Garretta z serii "Thief", ale na pewno niezgorszy rzezimieszek. Wbrew swojej woli zostaje wplątany w nielichy konflikt, który dotyczy pewnego
"Seven: The Days Long Gone" - recenzja
Nasz bohater to Teriel, złodziej może nie na miarę Garretta z serii "Thief", ale na pewno niezgorszy rzezimieszek. Wbrew swojej woli zostaje wplątany w nielichy konflikt, który dotyczy pewnego artefaktu. Wraz ze znajomym postanawia obrabować pewną posiadłość. Wszystko, co może pójść nie tak, oczywiście się dzieje i Teriel ląduje na wyspie więziennej, na której przebywają wszyscy skłóceni z panującym obecnie imperatorem więźniowie. Tam nasz bohater musi zaczynać od zera. 

   

Świat przedstawiony w grze to niepospolity miks klasycznej fantastyki, science fiction oraz kapki postapokalipsy. Przypomina on nieco steampunkowe retrosci-fi z gier "Thief: The Dark Project" czy "Thief: The Metal Age". Na więziennej wyspie Peh znajdziemy i rozliczne straże, i rozmaite gangi, które walczą o wpływy na wyspie. Nasz bohater przemierzy tę lokalizację wzdłuż i wszerz, ale zajmie się nie tylko główną misją, którą można ogarnąć w kilkanaście godzin. Na wyspie znajdziemy także całą masę mniejszych aktywności pobocznych i maleńkich zadań, które popchną do przodu różne drugorzędne wątki i dadzą nam większą wiedzę o świecie przedstawionym, a także cenne pieniądze, które będziemy mogli wydać na nowy ekwipunek, ulepszenie warsztatu rzemieślniczego bądź zrobienie nowych fantów. 

   

Sporą zaletą jest otwartość świata, nie tylko w takim normalnym aspekcie gier izometrycznych, czyli horyzontalnie, lecz także wertykalnie. Otóż w wiele miejsc dostaniemy się, wspinając się po różnorakich budynkach, klifach czy innych elementach krajobrazu. "Seven" jest grą mocno pionową, ale o dziwo specyficzny rzut kamery wcale w tym nie przeszkadza. Nasz bohater może podciągać się na położone wyżej miejsca, zjeżdżać na linie, wchodzić po drabinach bądź balansować na jakiejś zawieszonej wysoko belce. Co ciekawe, nie jest on "przyklejony" do danego terenu, więc trzeba uważać, żeby np. nie spaść w przepaść. Otwiera to oczywiście różnorakie drogi dojścia do jakiegoś miejsca, zwłaszcza wtedy gdy pilnują go strażnicy. Nie da się drzwiami? No to próbujemy oknem, a w zasadzie nie tyle oknem, co np. po okolicznych skałach.

   

Interesujący jest rozwój postaci. Nasz bohater zdobywa kolejne umiejętności wtedy, gdy znajdzie skrytkę z odpowiednią znajdźką. A zatem przekreślona jest tradycyjna erpegowość gry – nie zdobywamy tu bowiem punktów doświadczenia w klasycznym wymiarze. Aby ulepszyć naszego bohatera, musimy po prostu zacząć porządnie eksplorować swoje otoczenie, szukać sekretów, znajdować ukryte przejścia i tak dalej. Warto dodać, że w "Seven" da się zajrzeć w niemal każdy kąt. Musimy tylko dobrze opanować arkana wspinaczki oraz skradania. Tak jest, skradania – gra, w której główną rolę odgrywa złodziej, nie może być zwyczajną bijatyką. Teriel jest postacią, która lepiej radzi sobie atakami z zaskoczenia, z góry, kiepsko zaś idzie mu taka normalna walka. Oczywiście i to potrafi, ale w ramach potyczek lepiej zasadzać się na wrogów, zwłaszcza że walka z więcej niż jednym przeciwnikiem to mimo wszystko spore wyzwanie. Inna sprawa, że strażnicy nierzadko bywają dość losowi w swoim zachowaniu. Jedni są głupi jak but, inni z kolei mają superwzrok i wyczulone na najmniejszy hałas zmysły.

   

O ile jednak gra może przyciągać niezwykle ciekawie zarysowanym światem i jego elementami, to już odpycha na wielu innych poziomach. Przede wszystkim zawodzi często praca kamery, zwłaszcza gdy gdzieś się wspinamy i próbujemy co poniektórych akrobacji. Teoretycznie rzut pod kątem i z góry daje nam sporo możliwości, w praktyce jednak sprawia, że czasem znikają bardzo ważne elementy na ekranie. Trudno wtedy też określić czy np. nad naszym bohaterem znajduje się sufit czy jednak nie. Do tego dochodzą przeróżne artefakty graficzne, czasem znikające tekstury oraz – klasycznie – wyrzucanie z gry do pulpitu Windows. Powiedzieć, że "Seven" jest zbugowane, to nic nie powiedzieć. Do tego dochodzi także koszmarnie zrobiona mapa gry. Nawigowanie tego ustrojstwa to prawdziwa mordęga, szczególnie gdy zaczniemy oznaczać miejsca własnymi znacznikami.

Muzyka w grze jest świetna, ale nie mogło stać się inaczej, skoro za ścieżkę dźwiękową odpowiada znany z m.in. "Wiedźmina 3" Marcin Przybyłowicz. Wizualnie gra przedstawia się nie gorzej. Gdyby nie bugi graficzne, byłoby świetnie – całe otoczenie pociągnięte jest cel-shadingową kreską oraz kolorowe na swój ponury sposób.

"Seven: The Days Long Gone" byłaby niezłym debiutem, gdyby nie toczące tę produkcję liczne problemy techniczne. Fool's Theory ma najwyraźniej talent do wymyślania światów i ciekawych koncepcji mechanicznych, ale brakuje nieco w zakresie testowania produktu. Oby następnym razem było lepiej.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones