Recenzja filmu

Harry Potter i Czara Ognia (2005)
Mike Newell
Agnieszka Matysiak
Daniel Radcliffe
Rupert Grint

Skazani na magię, dubbing i komercyjny sukces

Generalnie "Harry'ego Pottera i Czarę Ognia" można podsumować tak: genialne jako film, średnie jako ekranizacja. Jak wiadomo, stworzenie dobrej ekranizacji jest raczej niemożliwe - zawsze
Generalnie "Harry'ego Pottera i Czarę Ognia" można podsumować tak: genialne jako film, średnie jako ekranizacja. Jak wiadomo, stworzenie dobrej ekranizacji jest raczej niemożliwe - zawsze znajdzie się coś, co nam się nie spodoba, co za bardzo będzie odbiegało od oryginału. Podobnie jest w przypadku "Czary Ognia", tutaj jednak problem jest inny: kilkusetstronicową książkę zawarto w dwuipółgodzinnym filmie, co zaowocowało wycięciem wielu ciekawych wątków pobocznych, skupiając się jedynie na głównej fabule. Tak więc rewelacje Rity Skeeter okrojono do granic możliwości, ograniczając się jedynie do informacji o Turnieju Trójmagicznym, całkowicie pominięto wątek rodzinny Hagrida, nie pokazano Dursleyów, Zgredka, Mrużki, ograniczono sceny ze śmierciożercami, obcięto mistrzostwa świata w quidditchu itd. Naprawdę sądzę, że lepszym rozwiązaniem byłoby stworzenie dwuczęściowego filmu, z czego każda część trwałaby właśnie dwie i pół godziny - wtedy ekranizacja byłaby pełniejsze i lepsza. Przez to, co zrobiono, widzowi pozostaje pewien niedosyt, na przykład twórcy zachwycają widza wspaniałym początkiem mistrzostw świata, ale kiedy mecz ma się rozpocząć, wszystko zostaje urwane i widzimy Arthura rozpalającego ogień - a szkoda, bo pokazanie meczu to dodatkowe trzy minuty, a dla widzów sporo radości. Jeśli chodzi o główny wątek, to poprawnie wywiązano się z zadania, jednak na początku film mógłby się wydać chaotyczny i niezrozumiały dla osoby, która książki jeszcze nie przeczytała (a są tacy). Zresztą, nawet dla osób znających książkę i poprzednie filmy sam początek jest zagadką - pierwsze skojarzenie po zobaczeniu ogromnego węża to "Komnata Tajemnic" i bazyliszek, ale wkrótce okazuje się, że mamy do czynienia z domem Riddle'ów. Jak już powiedziałem, film technicznie jest genialny. Twórcy pozwolili sobie na bardzo duże odstępstwa od książki, co czasami wychodziło filmowi na dobre. Szczególnie udana była scena, w której Harry'ego gonił rogogon, który zerwał się z łańcucha: jesteśmy świadkami ucieczki Pottera przed wielką bestią, wiszenia na wieżach Hogwartu, a przy okazji zdemolowania części zamku. Właśnie w tej scenie widać dokładnie, że pieniądze przeznaczone na efekty specjalne nie poszły na marne. Cały film pod tym względem jest zrobiony idealnie, moim zdaniem Oscar za efekty specjalne powinien być - niech schowają się wszystkie "Powroty króla" i "Matriksy", jeżeli o mnie chodzi, "Harry Potter i Czara Ognia" przebija je wszystkie. Film wyróżnia się także przepiękną scenografią. Widoki na plenery wokół Hogwartu naprawdę robią wrażenie, podobnie jak sceny pod wodą czy na stadionie quidditcha. Mnie najbardziej spodobał się jednak labirynt z trzeciego zadania: ogromny, mroczny, spowity mgłą, żyjący własnym życiem - majstersztyk! Świetny był także namiot: z zewnątrz taki niepozorny, a w środku prawdziwa willa - dokładnie tak to sobie wyobrażałem. Gorzej jest z muzyką. Sam soundtrack nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia, jednak wkomponowany w film, sprawdza się - oddaje atmosferę filmu, dobrze uzupełnia to, co widzimy. Ale niestety - Williams to jednak Williams i nikt go nie zastąpi. A teraz kwestia aktorów... Cóż, jeżeli chodzi o starych - dosłownie i w przenośni - aktorów (Dumbledore, McGonnagall, Snape, Hagrid), nic się nie zmienia, są tak samo świetni, jak byli. Na uwagę zasługuje może profesor Flitwick, który całkowicie zmienił swój image - w "Czarze Ognia" wyglądał mi jak miniaturka Hitlera. Młode trio nadal rozwija swoje zdolności aktorskie, dlatego w "Czarze Ognia" są najlepsi ze wszystkich części. Co nie znaczy, że Daniel zaczął pasować mi do roli Harry'ego. Oj nie, nadal robi sztuczne miny, ma sztuczne ruchy itd. Co prawda jest lepiej niż w poprzednich częściach, ale nadal zdarzają mu się takie wpadki. I nie jest to tylko moja opinia - te słowa znajduję także w innych recenzjach filmu. Emma i Rupert ponownie dali z siebie wszystko, wypadając naturalnie. Co prawda nie są to jeszcze kreacje oscarowe, ale jeżeli tak dalej pójdzie, to może za parę lat... Problem w tym, że role Hermiony i Rona nie pozwalają im się rozwijać w innym kierunku, dlatego na razie są uzależnieni od ról młodych czarodziejów. Muszę także zaznaczyć, że Emma niezwykle wydoroślała i nabrała kobiecych kształtów, co wyszło filmowi na dobre. Znajdzie się także coś dla dziewczyn: Rupert w podkoszulku czy Daniel biorący kąpiel w łazience prefektów - scena, w której wchodził nagi do wody, spowodowała wydobycie się głośnego "uuuu" wśród żeńskiej części widowni. Jeżeli chodzi o nowych aktorów, mało który się sprawdził. Nie podobały mi się kreacje Fleur, Viktora, Cho czy młodego Croucha. Wypadają one jednak w miarę znośnie w porównaniu z pozostałymi: Ritą Skeeter, Crouchem seniorem, Amosem Diggorym, madame Maxime, Karkaroffem czy - w szczególności - Moodym. Do zaakceptowania była kreacja Cedrica i Voldemorta, chociaż jego twarz pozostawiała wiele do życzenia. Mimo wszystko, i tak wolę Fiennesa w "Czerwonym smoku", aniżeli w "Czarze Ognia". Wiele mówiło się o humorze, jakim miał zostać okraszony film. Nie kłamano: humoru naprawdę jest dużo jak na taki film, a spotykamy zarówno żarty słowne, jak i aktorskie. Mówi się, że "co za dużo, to niezdrowo" - sprawdza się to w przypadku tego filmu: w pewnym momencie miałem już dosyć salw śmiechu, które rozlegały się na sali. Gdybym chciał się pośmiać, poszedłbym na komedię. Mamy więc okazję oglądać Malfoya jako fretkę, Moody'ego wystawiającego język McGonnagall, gigantyczny gramofon, naukę tańca, Freda i George'a, profesora Flitwicka niesionego na rękach tłumu podczas koncertu rockowego... Nazbierało się tego sporo. Pojawiło się kilka głupich błędów czy nielogiczności, na przykład po meczu: całkowicie spłonęło pole namiotowe, pośród którego leżał nieprzytomny Harry. Czy w takim tłumie nikt nie zauważył leżącego na ziemi chłopaka i nie pofatygował się, aby mu pomóc? Jednak tym, co najbardziej nie podobało mi się w filmie, jest dubbing. Podobnie jak w poprzednich częściach, nie zachwyca, miejscami wręcz zniechęca do filmu. Głosy głównych bohaterów poprawiły się, jednak w "Czarze Ognia" nienajlepsze były klapy - czasami polski tekst nie zgadzał się z ruchami ust aktorów. Dużo mówiono o zatrudnieniu do dubbingu Bohdana Łazuki i Andrzeja Grabowskiego. Niestety, nie okazało się to dobrym posunięciem: gdy mówił Łazuka, po głowie chodziły mi słowa "A może ty się jeszcze, kurwa, zajmiesz hodowlą jedwabników?", a gdy mówił Grabowski, przed oczyma stawał mi jełop z puszką mocnego fulla w ręce i oglądający telewizję... Jednak to jeszcze nic w porównaniu z tym, jak bardzo dubbing psuł niektóre sceny. Mnie w pamięci utkwiła ta, w której Harry wrócił z ciałem Cedrica z cmentarza: na murawie klęczy, obejmując w ramionach ciało jedynego syna, Amos Diggory, zanoszący się łzami i wydający krzyki rozpaczy - bardzo poruszająca scena. Niestety, nie w polskiej wersji: dubbingowany lament Diggory'ego był tak okropny i nienaturalny, że po prosu położył całą tę scenę, mającą obrazować, jak wielkim nieszczęściem dla rodzica jest strata swojego jedynego dziecka. Do tego polska wersja nie była spójna: raz mówiono sedrik, raz cedrik, raz durmsztrang, raz durmstrang... Oglądając film, miałem czasami wrażenie czegoś w rodzaju déja-vu, na przykład w scenie, w której Hermiona schodziła ze schodów, aby spotkać się z Viktorem - jakby żywcem wyjęta z "Titanica", kiedy to Rose schodzi po schodach, aby spotkać się z Jackiem. Albo moment odrodzenia się Voldemorta: przywodzący na myśl "Obcego" albo "Matriksa". Oglądając koncert Fatalnych Jędz miało się wrażenie, że to koncert AC/DC lub podobnej grupy: zbita grupka ludzi skaczących do góry z uniesionymi pięściami, a pośród nich "płynący" na rękach tłumu profesor Flitwick... Takich smaczków w filmie było sporo, chociaż jeden z nich naprawdę mnie zniesmaczył: śmierciożercy wyglądali jak członkowie Ku-Klux-Klanu, z tą tylko różnicą, że mieli czarne stroje i maskę na oczach. Rowling opisując śmierciożerców czerpała co prawda z idei nazistowskich czy Ku-Klux-Klanu, ale wykorzystywanie tego w filmie było - moim zdaniem - złym posunięciem twórców. Film słusznie przeznaczony został dla widzów powyżej 12. roku życia: jest najmroczniejszy ze wszystkich dotychczasowych "Potterów", a do tego najbardziej "dojrzały": widzowie obserwują kobiece kształty, nagiego Radcliffe'a (głowa i tors), Hagrida obmacującego madame Maxime czy Martę zalecającą się do Harry'ego. Poza tym widzimy tutaj sporo przemocy, która może okazać się nieodpowiednia dla najmłodszych widzów. Tym, co najbardziej mnie jednak urzekło, jest - nazwijmy to tak - magia "Harry'ego Pottera". Żadnej innej części "Pottera" nie towarzyszyło coś takiego, jak wczorajszego dnia: tłumy ludzi z coca-colą i chipsami zmierzające w kierunku kina, a wśród nich rodzice z dziećmi, zbite grupki, młodzież, zakochane parki, w tym także dorośli. Podobnie na parkingu pod kinem: nie ważne, czy wysiada się z malucha czy z daewoo, za chwilę weźmie się udział w czymś wielkim - kilkaset osób w jednej sali, zgromadzonych po to, aby razem obejrzeć kolejną część "Harry'ego Pottera"; takich tłumów nie było nawet w dniu premiery "Troi", "Wojny światów" czy "Pojutrza". A pośród tego tłumu na sali ja i kilka setek podobnych do mnie potteromaniaków - nie znamy się, ale na dwie i pół godziny łączy nas właśnie ta jedna rzecz. Pomimo swoich wad, film godny jest polecenia. Nie zdziwię się, jeśli w przyszłym roku zgarnie statuetkę Oscara za efekty specjalne. Mroczny, niepokojący, ale zabawny zarazem. Dużo uwagi poświęcono relacjom międzyludzkim, w tym także przyjaźni i miłości, czego nie było w poprzednich filmach. Jak dotąd, najlepszy z "Potterów". Miesiące zdjęć i sto pięćdziesiąt milionów dolarów nie poszło na marne, tym bardziej, że w pierwszym tygodniu film zarobił sto trzydzieści cztery i pół miliona, pobijając przy okazji kilka rekordów. Co prawda całość psuje polski dubbing, ale w wersji DVD na szczęście nie będziemy na niego skazani.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeszcze na długo przed premierą najnowszej części przygód "Harrego Pottera" uważałem, że wytwórnia... czytaj więcej
Nie ma dzisiaj chyba nikogo, kto nie słyszałby o słynnym czarodzieju Harrym Potterze. Już w styczniu... czytaj więcej
Sześć płyt na sekundę - z taką prędkością sprzedawały się najnowsze wydania DVD czwartej części przygód... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones