Recenzja filmu

Drive (2011)
Nicolas Winding Refn
Ryan Gosling
Carey Mulligan

Szybki i wściekły

Każde ujęcie to perfekcyjnie działający tłok w filmowym silniku. Nakręcone bez pomocy komputerów sceny akcji są adrenalinową bombą,  a ekranowa przemoc wydaje się... piękna.
Choć Nicolas Winding Refn kręci filmy od kilkunastu lat i ma opinię jednego z najciekawszych współczesnych reżyserów, dla przeciętnego polskiego zjadacza popcornu jest postacią anonimową. W sumie nie ma się co dziwić, skoro dotychczas żadne jego dzieło nie trafiło u nas do regularnej dystrybucji kinowej. Seans "Drive" będzie więc dla wielu widzów niespodzianką. Jakiś facet z Danii zrobił porywający dramat sensacyjny ze scenami pościgów, po obejrzeniu których ma się ochotę pruć maluchem pod prąd po zatłoczonej autostradzie.

Karoseria (czytaj: fabuła) "Drive" to kino klasy B: bezimienny mistrz kierownicy (Ryan Gosling) postanawia pomóc mężowi swojej uroczej sąsiadki (Carey Mulligan) w anulowaniu długu u groźnych bandziorów. Bierze więc udział w napadzie na lombard, który – jak można się domyślać – nie idzie zgodnie z planem. Stanowi to preludium dla krwawej rozróby, która zatacza coraz szersze kręgi. W ruch idą strzelby, noże i młotki, a nad stosem trupów unosi się smród wysokooktanowej benzyny.

W dziele Refna bardziej liczy się to, co znajdziemy pod maską. "Drive" ma "feeling" obrazów z lat 80.: ciężki, zatopiony w melancholii nastrój idzie tu pod rękę z delikatnym kiczem. Widać to już w czołówce: kamera panoramuje z góry plątaninę dróg, które przemierza wieczorową porą samochód bohatera, z głośników płynie electro pop, a napisy podane są przy pomocy tandetnej różowej czcionki. Tak mógłby się przecież zaczynać jeden z wczesnych filmów Michaela Manna ("Złodziej", "Łowca").

W świecie zaludnionym przez morderców i łotrów Kierowca wydaje się postacią z innego porządku. W błyszczącej kurteczce ze skorpionem na plecach i nieodłączną wykałaczką wciśniętą w kącik ust bohater przypomina zarówno rycerza, jak i gościa, który naoglądał się za dużo złych filmów akcji. Jest fascynujący, dopóki tajemniczo się uśmiecha i odzywa monosylabami. Gdy ratuje sąsiadkę, podziwiamy jego odwagę. Pod zbroją z nierdzewnej stali kryje się jednak rozmiłowany w przemocy brutal próbujący przenieść podpatrzone w popkulturze wzorce do "prawdziwego" życia. Pewnie właśnie z powodu kompromitowania konwencji Refn porównywany jest przez część krytyków do Quentina Tarantino.

Wątpię jednak, by twórca "Bękartów wojny" mógł kiedyś nakręcić tak olśniewający wizualnie obraz jak "Drive". U Refna każde ujęcie to perfekcyjnie działający tłok w filmowym silniku. Nakręcone bez pomocy komputerów sceny akcji na czterech kółkach są adrenalinową bombą, a ekranowa przemoc wydaje się... piękna. Z kolei nocna scena na plaży to nic innego jak poezja pisana przy pomocy kamery.

Hollywood będzie miało z Refna sporo pożytku.
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Film, który nakręciłby Tarantino, gdyby tylko potrafił." - takim oto zadziornym stwierdzeniem jest... czytaj więcej
"Drive" to przykład niezwykle wysublimowanego, stylowego kina akcji. Dla jednych może zbyt kiczowaty,... czytaj więcej
Film wyreżyserowany przez Nicolasa Windinga Refna pod nieco enigmatycznym tytułem "Drive" to kino z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones