Recenzja serialu

Biuro (2005)
Ken Kwapis
Greg Daniels
Steve Carell
Jenna Fischer

That's what she said!

"Biuro" to kolejna niedoceniona w naszym kraju amerykańska perełka. W Polsce wyświetlany przez Comedy Central furory jednak, nie wiedzieć czemu, nie zrobił. Produkcja jest remakiem wielokrotnie
"Biuro" to kolejna niedoceniona w naszym kraju amerykańska perełka. W Polsce wyświetlany przez Comedy Central furory jednak, nie wiedzieć czemu, nie zrobił. Produkcja jest remakiem wielokrotnie nagradzanego brytyjskiego serialu o tym samym tytule, którego twórcami są Ricky Gervais i Stephen Merchant - w amerykańskiej wersji pełnią oni rolę producentów wykonawczych. W Stanach Zjednoczonych serial wyświetlany przez stację NBC, był prawdziwym hitem przez blisko 8 lat, co potwierdzają prestiżowe nagrody - jedna statuetka i pięć nominacji do Emmy za najlepszy serial i trzy nominacje do Złotego Globu w tej najważniejszej kategorii.



Fabuła serialu opowiada o perypetiach pracowników Dunder Mifflin, firmy zajmującej się sprzedażą papieru. Mieści się ona w małym miasteczku Scranton w stanie Pensylwania. Ot, pozornie nudna i nieciekawa historia daje twórcom prawdziwe pole do popisu na tle komediowym. Całość jest zrealizowana w konwencji mockumentary, czyli materiale udającym dokument. Bohaterów więc na każdym kroku, z bliżej nieokreślonych powodów, śledzi ekipa filmowa. Stąd często mamy tu do czynienia z elementami typowymi dla dokumentów - mówieniem wprost do kamery czy rzucaniem do niej jednoznacznych spojrzeń i gestów.

Tytułowe "That's what she said" tejże recenzji to kwintesencja całego serialu. Zwrot ten jest ulubionym wyrażeniem szefa firmy Michaela Scotta (o nim za chwilkę). Używany jest wtedy, gdy ze zwykłego, niewinnego zdania naszego rozmówcy chcemy stworzyć podtekst seksualny w seksistowski, ale jednocześnie humorystyczny sposób. Taki jest właśnie humor, którym operują twórcy "Biura", gdzie aż roi się od żartów powodujących niezręczną ciszę, w których to sytuacjach normalnie zapadlibyśmy się pod ziemię z zażenowania, jednak oglądając w takich okolicznościach bohaterów serialu, dosłownie pękamy ze śmiechu. Żarty te w teorii wydaje się, że należą do niższej klasy humoru, jednak jednocześnie są one piekielnie inteligentne i operowanie nimi we właściwy sposób, zachowując odpowiedni balans, może zapewnić widzom salwy śmiechu. Scenarzyści "Biura" potrafią o to zadbać jak mało kto.


W ten sposób przechodzimy do najsilniejszego punktu serialu - bohaterów. Wiodącą postacią jest wspomniany wyżej, szef oddziału w Scranton - Michael Scott (w tej roli sześciokrotnie nominowany do Emmy i Złotego Globu, Steve Carell). Typ szefa, którego jednocześnie chcielibyśmy mieć, jak i nie chcieli. Michael jest samolubny jak mało kto, gdy dochodzi do sytuacji, w której mógłby coś zyskać dla siebie, przestają go obchodzić pracownicy, których jak sam mówi "traktuje jak członków rodziny". Na biurku ma kubek, kupiony przez samego siebie, z napisem "Najlepszy szef świata". Postać niezwykle ekscentryczna, narcystyczna, operująca nieodpowiednim do sytuacji, niewybrednym, często żenującym humorem. Stara się stwarzać pozory bycia "cool", jednak gdy przychodzi co do czego, zrzuca winę na pracowników, przez których uważany jest zwyczajnie za swoistego idiotę. Michael Scott w głębi ducha jest jednak poczciwym człowiekiem, bądź co bądź nie da się go nie lubić, mimo całego arsenału wad. Jest osobą, która bardzo chciałaby być lubiana, jednak nie do końca wie jak tego dokonać, stąd rzuca żartami, które w jego opinii mają być zabawne, częściej jednak powodują zażenowanie wśród pracowników.

Każdy z bohaterów "Biura" jest kształtowany tak, by jak najlepiej odwzorowywał zwyczajnych pracowników biura, jakich pełno na całym świecie. Zawsze więc znajdzie się taki Dwight - człowiek za bardzo przejmujący się pracą, lizus, wywyższający się ponad resztę, nielubiana osoba przez pracowników. Jim - taki typ kumpla, przystojny i lubiany przez wszystkich, do jego ulubionych czynności w pracy należy wymyślanie kolejnych to przykrych i zabawnych dowcipów Dwightowi i romansowanie z Pam, uroczą recepcjonistką. Stanley - kompletnie obojętny na wszystko, na spotkaniach grupowych woli rozwiązywać krzyżówki, cały dzień czeka tylko na to by równo o 17 wrócić do domu. Kevin - mający obsesję na punkcie jedzenia pocieszny, ale biurowy głupek. Angela - dewotka i pedantka, z dziwną obsesją do kotów. Meredith - wiecznie napalona alkoholiczka z opinią kobiety nie szanującej się. Phyllis - starsza, spokojna kobieta, lubująca się w biurowych plotkach i robótkach ręcznych. Oscar - schludny i miły, jednak z racji homoseksualizmu i hiszpańskiego pochodzenia częsty obiekt nieodpowiednich żartów Michaela. Toby - nudziarz i najbardziej znienawidzony pracownik przez szefa. Ryan - praktykant, który zgadza się na wszystko co mu każą i przechodzi obok całego zgiełku obojętnie. I Creed - prawdziwa perełka serialu, człowiek zagadka, nigdy nie wybija się na pierwszy plan, zawsze zaskakuje swoim nagłym pojawieniem się. Creed to gość, który perfekcyjnie potrafi porozumiewać się w języku chińskim, w szufladach biura ma pochowaną trawkę, zdarzy mu się przyjść do pracy w zakrwawionej koszuli, a zapytany o to czym się zajmuje, to odpowiada, że sam nie wie. A to tylko niektóre momenty z jego szerokiego repertuaru!



"Biuro" to prawdziwy diamencik wśród komedii zza oceanu. Często zarzuca mu się, że nie świeci tak okazale, gdy zestawi się go z jego brytyjskim pierwowzorem, jednak w ciągu dziewięciu sezonów scenarzyści niejednokrotnie udowodnili, że ich pomysły z powodzeniem mogą stanąć obok oryginału. Serial dość powoli się rozkręca, jednak gdy już poczujecie się oswojeni z nietypowym humorem, gwarantuję, że nie raz wybuchniecie ze śmiechu. A taką satysfakcję ciężko osiągnąć.

That's what she said.
1 10
Moja ocena serialu:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones