Recenzja filmu

Wonder Woman (2017)
Patty Jenkins
Marek Robaczewski
Gal Gadot
Chris Pine

To the wonder

"Wonder Woman" cierpi na wszystkie przypadłości poprzednich filmów z uniwersum DC – ciemny obraz, brzydkie efekty specjalne, niedorzeczne sceny akcji i niesatysfakcjonujące rozwiązanie,
Nie bez powodu Wonder Woman nazywana jest jedną z najpotężniejszych bohaterek wśród superbohaterów. Nie dość, że posiada moc na równi z mocą Supermana, to jeszcze jest kobietą. A trzeba wiedzieć, że William Moulton Marston, twórca bohaterki – z zawodu psycholog oddający się pracy naukowej – był całkowicie przekonany o wyższości kobiet nad mężczyznami, a argumenty za tym odnajdywał nie tylko w swoich badaniach, ale także obserwacji obu ukochanych żon – kobiet podobno wyjątkowo niezależnych i obyczajowo wyzwolonych. Pojawienie się bohaterki o podobnych przymiotach musiało więc zwiastować totalne przetasowanie sił w uniwersum i ustanowienie nowych hierarchii. I rzeczywiście, Wonder Woman Gal Gadot wydaje się potężna, ale już w siłę jej charakteru nie tak łatwo uwierzyć. 



Pierwsza scena filmu Patty Jenkins przedstawia czasy współczesne. Wszystko wskazuje na to, że Diana vel Wonder Woman pracuje w Luwrze i zajmuje się sztuką – jak przystało na urzędniczkę, zapięta na ostatni guzik, przegląda dokumenty. Chwilę później cofamy się w czasie i przenosimy się na rajską wyspę Amazonek. Diana jest uroczą i niesforną dziewczynką, która wbrew surowemu zakazowi matki-królowej (Connie Nielsen) marzy o trenowaniu sztuk walki. Amazonki pamiętające okrutną wojnę, którą stoczyły z Aresem, niechętnie wracają do minionych czasów, ale na wszelki wypadek nie ustają w przygotowaniach na najgorsze. Tylko Diana – jako jedyne dziecko w plemieniu samych kobiet – nigdy nie doświadczyła żadnego okrucieństwa. 

Idyllę życia na wyspie, w zapierających dech w piersiach sceneriach i wśród posągowo pięknych kobiet noszących szykowne i eleganckie stroje (kostiumy Amazonek zaprojektowane przez Lindy Hemming pracującej także przy "Casino Royale" i "Mrocznym Rycerzu" są zjawiskowe!) zakończy – a jakże – pojawienie się mężczyzny (Chris Pine). Wraz z opuszczeniem przez nich raju zakończy się też najprzyjemniejsza i najbardziej czarująca część filmu. 



Co prawda scenariusz zakłada, że prawdziwa zabawa zacznie się dopiero od momentu zderzenia świata Diany ze światem Steve’a Trevora granego przez Pine'a, czyli kobiecości z męskością, naiwności z doświadczeniem i obyczajowości Amazonek z obyczajowością patriarchalnej Europy XX wieku, ale jeśli kogoś nie ruszają dowcipy z brodą, może wcale nie mieć w tej części wielu powodów do radości. Szczególnie że "Wonder Woman" cierpi na wszystkie przypadłości poprzednich filmów z uniwersum DC – ciemny obraz, brzydkie efekty specjalne, niedorzeczne sceny akcji i niesatysfakcjonujące rozwiązanie, nieuczciwe w dodatku wobec widza. Twórcy "Wonder Woman" idą także na skróty, posługując się kliszami na granicy niesmacznego żartu, których jednak w żart wcale nie obracają. Na przykład towarzysze Steve'a Trevora i Diany – Indianin, Szkot i Turek – to przedstawiciele katalogu narodowych stereotypów z właściwymi im atrybutami. Możecie być pewni – nie pomylicie ich pochodzenia. 

Film Patty Jenkins ma wyraźne ambicje, by być opowieścią o bezsensownym okrucieństwie wojny i skontrastowanym z nim szlachetnym, bezinteresownym poświęceniu. Twórcom udaje się nawet osiągnąć ciekawe efekty, posługując się perspektywą prostodusznej i ciągle zdziwionej światem Diany czy cieniując w jednej ze scen podział na "dobrych" i "złych". Dobre chęci grzebie jednak fabularne ubóstwo i mało charyzmatyczna bohaterka. Gal Gadot robi tu niestety dobrą minę do złej gry – dosłownie. Aktorka jest w tej roli olśniewająco piękna i czarująca, ale brakuje jej środków, by zbudować prawdziwie niezależną i silną postać. Póki co nie zapowiada się więc, by to właśnie jej bohaterka miała zatrząść całym uniwersum. Dużo lepszy jest Chris Pine, szczególnie w sytuacjach komediowych, ale nie pokazuje tu nic ponad to, z czego do tej pory nie byłby znany. 

Z petardy w postaci potężnej superbohaterki i w gruncie rzeczy poruszającej historii z morałem twórcom "Wonder Woman" udało się wykrzesać jedynie kilka iskier. Nie są to prawdziwe fajerwerki, ale – w zależności od oczekiwań – na udane widowisko tyle może wystarczyć. 
1 10
Moja ocena:
5
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Wonder Woman" w reżyserii Patty Jenkins jest filmem ważnym z co najmniej dwóch powodów. To pierwszy film... czytaj więcej
Aby prześledzić losy pierwszych superbohaterek, należy cofnąć się pamięcią aż do lattrzydziestych XX... czytaj więcej
Po chłodno przyjętych przez krytyków "Człowieku ze stali" i "Batman v Superman" wytwórnia Warner Bros... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones