Recenzja filmu

Pamięć absolutna (2012)
Len Wiseman
Colin Farrell
Kate Beckinsale

Total recykling

"Pamięć absolutna" to niezobowiązująca rozrywka na przyzwoitym poziomie. Póki trwa, jest fajnie, a potem spokojnie można zapomnieć.
Na ironię zakrawa fakt, że film, w którym tyle mówi się o pamięci i zapominaniu, na każdym kroku przypomina jakiegoś ze swoich ekranowych poprzedników. Jest w nowej "Pamięci absolutnej" trochę z "Matriksa", "Incepcji", "Gwiezdnych Wojen", "Brazil", a nawet z "Tożsamości Bourne'a". Są ślady poprzednich adaptacji prozy Philipa K. Dicka; scenografia na przykład odsyła zarówno do "Blade Runnera", jak i "Raportu mniejszości". Co ciekawe: wbrew temu, co zapowiadał w wywiadzie reżyser, dostajemy też całkiem sporo z oryginalnej wersji Paula Verhoevena.

Film Lena Wisemana to więc nie tyle próba nowej adaptacji opowiadania "Przypomnimy to panu hurtowo", co raczej remake filmu z Arnoldem Schwarzeneggerem. Punkt wyjścia – idea implantowanych fałszywych wspomnień – pochodzi oczywiście od Dicka. Ale rozwinięcie to już hurtowe przypominanie Verhoevena: dyskretnie zmienione nazwisko bohatera, wątek ruchu oporu, scena z elektronicznym kamuflażem. "Małżonkowie" Colin Farrel i Kate Beckinsale przerzucają się one-linerami w stylu pamiętnego "uznaj to za rozwód", jakie serwował Schwarzenegger strzelający do Sharon Stone. Jest nawet kobieta z trzema piersiami. Mamy oczywiście kilka przetasowań, ale są to przede wszystkim upgrade'y wynikające z technologicznego postępu kinematografii. Tekturowe dekoracje z poprzedniego filmu trochę się już jednak zestarzały. W zasadzie największą zmianą jest rezygnacja z podróży na Marsa; cała akcja toczy się tu na Ziemi.

Dick nie ma szczęścia do wiernych ekranizacji swoich książek. Zazwyczaj ostają się w nich zaledwie okruchy pierwowzorów. Płyną stąd jednak wnioski dotyczące nie tylko Hollywood, ale i samego Dicka. Jego wielkość nie wynikała bowiem z literackiego kunsztu, a raczej z nośności konceptów, które proponował. Dlatego też najbardziej dickowskie duchem filmy to niekoniecznie ekranizacje utworów pisarza, a na przykład "eXistenZ" Cronenberga. "Pamięć absolutna" Wisemana, choć wprowadza motyw ontologicznych wątpliwości, nie jest aż tak paranoiczna, jak książki Dicka. Już pierwsza scena w zasadzie "ustawia" nasz punkt widzenia i, choć fabuła robi potem kilka zwrotów, zazwyczaj wiemy, komu ufać. Ale i tak przynajmniej raz udaje się twórcom nas zaskoczyć.  

Największym problemem jest to, że film nie wznosi się ponad swoje inspiracje i pozostaje jedynie sumą składowych. Tempo jest dobre, efekty porządne (może z wyjątkiem nieudanego "bullet-time'u"). Trochę słabiej jest na płaszczyźnie emocjonalnej: nie ma się poczucia, że to, co oglądamy, ma jakieś szczególne znaczenie, a humor jest dość drętwy. Zawsze można jednak zabawić się w wyliczankę: gdzie już wcześniej widzieliśmy tę scenę?

"Pamięć absolutna" to po prostu niezobowiązująca rozrywka na przyzwoitym poziomie. W którymś momencie przywódca rewolucjonistów, Matthias (Bill Nighy), wykłada głównemu bohaterowi, że przeszłość nie ma znaczenia i liczy się tylko to, co teraz. Tak samo jest z całym filmem: póki trwa, jest fajnie, a potem spokojnie można zapomnieć.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W dobie prequeli, sequeli i remake'ów wydaje się rzeczą naturalną, że w końcu znalazł się ktoś, kto... czytaj więcej
Coraz mocniej nabierające na sile pogłoski o przygotowaniach do remake'u starej "Pamięci absolutnej" z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones