Recenzja filmu

Avengers: Wojna bez granic (2018)
Anthony Russo
Joe Russo
Robert Downey Jr.
Chris Hemsworth

Ultymatywne widowisko!

Czego w tym filmie nie ma! No, w zasadzie wielu rzeczy. Nie ma największych światowych problemów, jak eutanazja dzieci, nie ma filozoficznych dywagacji nad powinnościami człowieka (choć może
Czego w tym filmie nie ma! No, w zasadzie wielu rzeczy. Nie ma największych światowych problemów, jak eutanazja dzieci, nie ma filozoficznych dywagacji nad powinnościami człowieka (choć może trochę nad wyborami?) ani też eksperymentalnych wizualnych zabiegów. Więc jeśli ktoś oczekuje być poruszony w któryś z powyższych sposobów, to oczywiście się zawiedzie i stwierdzi, że to kolorowe bajki. Ale jeśli ktoś szuka widowiska na najwyższym poziomie, pełnego akcji, potężnych widoków, zagrywek między postaciami zarysowanymi mocnymi kreskami, to z pewnością zostanie tym, co zobaczy, w pełni usatysfakcjonowany. Słowo Asgardczyka!

To tak tytułem wstępu dla osób, które znalazły się tu chyba przypadkowo. Dalej już będę pisał z perspektywy miłośnika historii o Herosach naszych czasów. Bo uważam, że to Uniwersum jest współczesnym odpowiednikiem mitów i legend starożytnych czy średniowiecznych i w niczym im nie ustępuje.

Pierwszy akt kulminacji dziesięcioletniej sagi zaczyna się mocnym uderzeniem. Następnie dzieje się coraz więcej, pojawiają się kolejni bohaterowie (i bohaterki oczywiście), przeskakujemy więc chyżo pomiędzy różnymi płaszczyznami i postaciami. Choć ogrom tego wszechświata może przytłaczać, zwłaszcza jeśli czytać o tym na sucho (chyba nawet ekipa filmowa nie do końca kojarzy kogo tam można znaleźć), to braciom Russo oraz panom Markus i McFeely udaje się mistrzowsko łączyć kolejne wątki, przekładać zwroty akcji i wodzić naszymi zmysłami po kolejnych twarzach. Naprawdę podziwiam tutaj kunszt z jakim poradzili sobie z ciężarem takiej masy pól do połączenia oraz oczekiwań do spełnienia. Oczywiście nie każdy Heros jest po równo zaznaczony, ale było to po prostu niemożliwe. Udaje się tu jednak generalnie, choć w nieco mniejszym stopniu, coś, co moim zdaniem powiodło się również w Wojnie bohaterów (Civil War - nie trafia do mnie polski tytuł). Czyli każdy bohater solidnie zaznacza swój charakter, nieważne czy widzimy go przez parę minut czy parędziesiąt, czy powie 7 słów czy kilkadziesiąt zdań.


Aktorsko jest tak, jak ludzie obeznani z tą sagą mogą oczekiwać. Każdy pokazuje się nie gorzej niż w poprzednich epizodach. Wyraźna energia spodobała mi się u Chrisa Hemswortha, Bradley'a Coopera i Toma Hollanda. Ten pierwszy dobrze według mnie balansuje między ociosaną surowością z początków jego działań z Midgardczykami a sznytem nadanym przez Taikę Waititi.
Fani z pewnością chętnie dowiedzą się, jak wypadł główny sprawca kosmicznych problemów. Thanos jest zdecydowanie mocnym punktem tej historii. Potrafi nie tylko wyglądać, ale również być i mówić. Osobiście nie mam do zarzucenia villainom w Uniwersum tak wiele jak powszechna opinia na ich temat, acz muszę przyznać, że fioletowy tytan wyróżnia się spośród nich nie tylko mocą, ale i kolorytem przejawianych emocji.


Do oglądania są widoki monumentalne, pojedynki niezwykłe, momenty mocarne i chwile dramatyczne, które wywołują szybsze wypuszczenie powietrza z płuc. Efekty są, jak zwykle (a przynajmniej zazwyczaj) według mnie w tym Uniwersum, na najwyższym poziomie. Przestrzenie kosmiczne, ziemskie zakątki, statki kosmiczne - każde miejsce jest nasycone swoistym dla siebie klimatem. Wyczyny wyprawiane przez Herosów czy też ich przeciwników są spektakularne, przy tym całkiem wiarygodne, choć niekoniecznie realistyczne. Gdyby ten ostatni aspekt został nieco podrasowany, byłbym chyba wniebowzięty. No ale cóż, taką stylistykę trzeba raczej w tym Uniwersum przyjąć.

W pulsujących wydarzeniach czuć wagę stawki, a nie spada ona poniżej poziomu wysokiego. Są też delikatniejsze momenty i wychodzą w mojej opinii bardzo ładnie. Choć tutaj też odczuwam lekką niepełność. W mojej opinii przelatują one nieco zbyt szybko i bywają zmoczone wesołkowatymi tekstami, przez co nie można do końca odczuć ich siły emocjonalnej. Trochę szkoda, bo zatrzymanie się na parę sekund dłużej w takich chwilach dałoby nieco głębsze wejście w bohaterów. Ale to jest kolejna kwestia, która mam wrażenie że się od jakiegoś czasu nasila w Uniwersum. Więc już wchodząc w nie kolejny raz jestem na to dosyć gotowy.



Mógłbym pisać jeszcze i jeszcze, ale najlepiej przeżyć tę Wojnę samemu. Jeśli Wam się uda. Ja jestem w pełni usatysfakcjonowany jej rezultatem po 6 latach czekania. See ya on the other side of Infinity, True Believers!
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"There was an idea. To bring together a group of remarkable people. To see if we could become something... czytaj więcej
Czy to się komuś podoba czy nie, kinowe uniwersum opowiadające o losach superbohaterów jest obecnie... czytaj więcej
Kiedy w 2008 roku na ekranach naszych kin pojawiła się pierwsza część przygód "Iron Mana" z Robertem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones