Recenzja gry

The Wolf Among Us (2013)
Nick Herman
Dennis Lenart

W państwie baśniogrodzkim nie bez zmian

Stało się. Po niecałym roku w końcu jestem po ostatnim odcinku najnowszej zakończonej serii Telltale Games zatytułowanej "The Wolf Among Us", w której graczom przyszło poprowadzić śledztwo wśród
Stało się. Po niecałym roku w końcu jestem po ostatnim odcinku najnowszej zakończonej serii Telltale Games zatytułowanej "The Wolf Among Us", w której graczom przyszło poprowadzić śledztwo wśród ukrywających się w Nowym Jorku baśniowych postaci. Chcąc napisać kilka słów o tej grze, opartej na popularnym cyklu komiksów "Fables", ciężko było mi się zdecydować, od czego zacząć. Od tego, co mnie irytowało, zgrzytało mi między trybami maszyny rozrywki? Czy może od tego, co mnie w przedstawionej nam tu opowieści urzekło, dostarczając mi, jako fanowi komiksu, niewysłowionej frajdy? W myśl powiedzenia, że cokolwiek zostaje powiedziane przed słowem "ale", jest nieważne, zacząć więc może warto od wad produktu - po to, aby czytający te słowa mogli po skończonej lekturze, zamiast sarkać na to, w jakiż to chłam recenzent pogrywał, odejść z przeświadczeniem, że mowa była o całkiem dobrej grze. Bo na to też produkcja ta zasługuje, mimo iż do ideału jej daleko.

Co więc jest nie tak? Zacznijmy od początku. Gdy włączymy pierwszy odcinek, mamy wrażenie, że dostaliśmy do rąk niebanalną grę detektywistyczną, w dużej mierze operującą systemem point&click - czyli naszym celem powinno być badanie lokacji, prowadzenie dialogów, odnajdywanie śladów bądź przedmiotów, które odpowiednio użyte pomogą nam uzyskać efekty popychające fabułę dalej, aż do ostatecznego rozwiązania tajemnicy seryjnego zabójcy Baśniowych kobiet, gdzie cała nasza praca kumuluje się w odnalezieniu sprawcy. Jak dla mnie - brzmi pięknie. Nie dziwota więc, że jako stary miłośnik przygodówek byłem pod wielkim wrażeniem pierwszego odcinka. Niestety, wraz z kolejnymi epizodami, moja mina rzedła coraz bardziej. To, co w pierwszej części stanowiło znaczną, lecz nie dominującą formę rozgrywki, czyli QTE i uczestniczenie w interaktywnym filmie, stopniowo pożerało coraz bardziej czas gry, sprawiając, że od pewnego momentu Telltale jakby przestało choćby udawać, że próbuje stworzyć grę detektywistyczną, w której trzeba (niezbyt wymagająco, ale jednak) użyć swojego intelektu. Nie, jedyne co gracz może robić w ostatnich epizodach, to płynąć z nurtem opowieści, ograniczając swój udział w niej do dokonywania co parę chwil wyboru spośród przedstawionych nam opcji, oraz wciskania wskazanych nam na ekranie klawiszy. Gra więc swoją zasadą bardziej niż grę przygodową zaczyna przypominać bardzo rozbudowaną odmianę "Dragon's Lair", który był czymś w rodzaju interaktywnego filmu właśnie, polegającego na dokonywaniu przez gracza wyboru danej drogi. Przygodówkowy wymiar gry zostaje zresztą do tego stopnia zepchnięty poza wszelkie granice konsekwencji wobec pierwszego epizodu, że w ostatnim odcinku nie mamy już nawet pierwotnego interfejsu z przedmiotami posiadanymi przez naszego protagonistę, a lokacje w których faktycznie możemy się swobodnie przemieszczać, stają się puste, nudne i całkowicie wręcz pozbawione powodów, by się po nich rozglądać - służą nam jedynie do przejścia ze scenki A do scenki B. Przekłada się to też w swój sposób na fabułę. Choć pierwotnie czujemy się jak w środku opowieści kryminalnej, wraz z rozwojem historii można poczuć się bardziej jak w serialu policyjnym, w którym nie chodzi już bowiem o znalezienie wskazówek, tropów, zeznań i dowodów aby odkryć sprawcę przestępstwa, lecz wyłącznie o szereg konfrontacji z członkami przedstawionego świata przestępczego i - najczęściej - spuszczanie im manta, gdy nie dają nam tego, co chcemy. Zamiast więc poczuć się jak Holmes, Columbo czy też chociażby Chandlerowski Philip Marlowe, pod koniec historii czułem się raczej jak jednoosobowe ucieleśnienie duetu Murtaugh & Riggs. Nawet poszukiwany przez nas przestępca zostaje za gracza wyłowiony z tłumu podejrzanych i podany mu na tacy, w sposób niewynikający nijak z śledztwa czy dowodów. Oczywiście nie twierdzę, że historia powinna ograniczać się do szperania po kubłach na śmieci koło domów podejrzanych. W końcu sytuacje przymusu bezpośredniego oraz zanurzanie się w zdeprawowany mrok półświatka są istotnymi elementami opowieści noir, a tę do takich można zaliczyć. Jednak jeden element nie powinien całkowicie wypierać drugiego, a to tutaj właśnie zaszło.

Przechodząc jednak w końcu nad tym dalej - co jeszcze w najnowszej symfonii Telltale rozbrzmiewa fałszywą nutą? Przede wszystkim czas rozgrywki - pierwszy odcinek był w miarę optymalnie długi, choć dla niejednej osoby z pewnością wciąż zbyt krótki. Mogę sobie wyobrazić, co owe osoby muszą myśleć o kolejnych epizodach, w porównaniu bowiem z nimi, pierwszy możemy nazwać chyba najdłuższym i najbardziej rozmaitym. Kolejne tracą na długości straszliwie, stopniowo przy tym ograniczając gracza i dając mu tak naprawdę coraz mniej. Biorąc pod uwagę, że wytwórnia równocześnie wydawała dwie serie (drugą jest kolejny sezon osławionego "The Walking Dead") i rozpoczynała prace nad kolejnymi (Jedna z nich ma być umiejscowiona w świecie "Gry o tron"!), budziło to we mnie myśli, że zwyczajnie porwali się na więcej pracy, niż są w stanie wykonać, co zaniżyło jakość produktu - może, gdyby skupili się na tworzeniu jednej gry naraz, TWAU byłoby pełniejsze i bardziej dopracowane. A propos dopracowania: nie mogło zabraknąć tradycyjnego wręcz problemu dotyczących produkcji tego studia. Mowa tu o recyklingu wtórnym modeli postaci. Widzieliśmy to w "Tales of Monkey Island", widzieliśmy to w "Back to the Future: The Game", widzimy to też tutaj, szczególnie w epizodzie pierwszym. To, czyli wykorzystywanie do oporu "statystów", w ilości i sposobie przeczącym logice. Chodzi tu o sytuacje, gdy ten sam człowieczek czeka w kolejce biura, prowadzi wszystkie taksówki, i jeszcze siedzi na ulicy, na której sam tą taksówkę właśnie parkuje. Jest to o tyle warte wspomnienia, że cudowna multiplikacja tego rudowłosego osobnika nie pozostała niezauważoną przez grono graczy, którzy na oficjalnym forum gry zbudowali wokół tej tajemniczej postaci ogrom śmiałych teorii, co zresztą mogło być powodem, dla którego w kolejnych odcinkach ów nieznany nam bliżej dżentelmen jakoś przestał się pokazywać.

Do tego dochodzą drobne, rzadkie chrupnięcia techniczne w niektórych epizodach itd. nie jest to więc zdecydowanie gra idealna...

Mimo wszystko, jako fan serii "Fables" oraz klimatów noir jestem wręcz zachwycony opowiedzianą przez Telltale historią. Jakże mógłbym nie być! Pomimo skrócenia pierwotnego scenariusza stoi on wciąż na naprawdę wysokim poziomie, który wciąga gracza niczym wyjątkowo przyjemne bagno. Dodatkową, niezwykle kuszącą przyjemnością dla każdego miłośnika serii komiksowej, jest możliwość ujrzenia Bigby'ego, Snow, Bluebearda i innych postaci znanych nam z rysunkowego pierwowzoru w ich "ożywionych" formach i muszę przyznać, że nie zawiodłem się na przedstawieniu ani jednej. Zabrakło niektórych z mych ulubieńców, fakt, lecz i tak pozostaję zadowolony z tych postaci, które się pojawiły. Mamy tu zresztą do czynienia z czymś, za co zawsze szanuję produkcje tego studia - dbałością o zgodność z oryginalną wizją dzieł, na których opierane są ich gry. Pod tym względem wyznacznikiem poziomu powinien być fakt, że Bill Willingham (twórca i scenarzysta serii komiksowej, który notabene odrzucił wszystkie dotychczasowe próby ekranizacji jego dzieła ze względu na zbytnie odejście od jego wizji) po przedstawieniu mu scenariusza gry był pod takim wrażeniem, że włączył grę do oficjalnego kanonu przedstawionego przez niego świata, czyniąc z niej oficjalny prequel historii znanej z komiksu. I tę pieczołowitość w wierności oryginałowi widać, postacie wyglądają tak jak powinny (po przeniesieniu ich w grafikę gry, odrobinę odmienną stylistycznie od komiksu), zachowują się tak jak powinny, oraz brzmią tak jak powinny. Dubbing bowiem jest rewelacyjny. Choć nie zawsze znane mi postacie brzmiały tak, jak sobie to wyobrażałem, to jednak muszę przyznać, że każdy głos pasuje i jest zagrany co najmniej dobrze. Za wyjątek mógłbym podać jedną z nowych postaci kobiecych, która w początkowych epizodach brzmiała bardziej jak nagranie automatycznej sekretarki, niż jako aktorka. Jednakże, czy to pod wpływem jakiejś zmiany w obsadzie, czy też paru lekcji gry, z czasem owa drętwość znika z dialogów tej postaci.

Skoro już mówię o postaciach nowych, niezobrazowanych w komiksie - tutaj należą się duże brawa dla ekipy Telltale. Dostajemy cały szereg osobliwych i ciekawie przemyślanych osobników będących, jak każdy w tej koncepcji świata, interesującymi wariacjami na temat postaci z baśni, bajek i legend. Choć przez skracający się czas rozgrywki brakuje lepszej ekspozycji postaci wprowadzonych w późniejszych epizodach, to za to kilka z nich może śmiało konkurować z oryginalnymi wytworami Willinghama pod względem oryginalności i niebanalności.

Sama historia, oprócz wspomnianych mankamentów dotyczących rezygnacji z jej detektywistycznej strony, poprowadzona jest naprawdę świetnie. Chwilami spowalnia, owszem, lecz w innych momentach pędzi tak, że człowiek aż potrafi zapomnieć o wadach produktu i bez przeszkód cieszy się fabułą, gęstą od zwrotów akcji, w której nie brakuje też zarówno ironicznego humoru ani scen naprawdę dramatycznych. Całość natomiast jest smakowicie podlana klimatycznym sosem, wzmocnionym przyprawą odpowiadającej mu muzyki. Sprawdzony, stały współpracownik studia, kompozytor Jared Emerson-Johnson, po raz kolejny udowadnia swoją zdolność napisania świetnych motywów muzycznych do naprawdę każdego rodzaju gry, tym razem uwierzytelniając naszą podróż w atmosferę lat 80 i kryminału noir. Ze względu na charakter naszego głównego bohatera nie brakuje w grze także scen rodem z kina sensacyjnego, na każdy epizod mamy przynajmniej jedną burdę czy pościg do rozegrania, co w większości przypadków (choć nie we wszystkich) jest na tyle żywiołowe i efektowne, że daje swoistą satysfakcję. Zakończenie - moje zakończenie, jako iż gra wielokrotnie daje nam opcje wyboru rzekomo mającego wpływać na dalsze wydarzenia, więc niewątpliwie finały mogą różnić się pewnymi elementami zależnie od obranej ścieżki - mi nawet przypadło do gustu, między innymi ze względu na ostatni dialog.

Cóż więcej pozostało mi do dodania, niż końcowa ocena? Tę wystawić mogę dwojaką. Po pierwsze, jako obiektywny gracz, patrzący wyłącznie przez pryzmat jakości otrzymanego produktu. Tu niestety ze względu na rażącą nierówność i spadek jakości formy, jaki nastąpił po kapitalnym pierwszym odcinku, nie będzie to ocena wysoka - zaledwie 6/10, mimo iż historia wciąga i uzależnia, a elementy rozgrywki, na które ostatecznie zdecydowało się Telltale, potrafią dostarczyć nie lada rozrywki. Jeśli jednak wolno mi spojrzeć na tytuł ten okiem miłośnika serii komiksowej, który dostał w ręce możliwość gry Bigbym Wolfem i zagłębienia się w mroki społeczności Fabletown pod ciemnymi, niesprawiedliwymi rządami Ichaboda Crane, ocena ta pozostaje podwyższona do 8/10, między innymi za wierność pierwowzorowi, poprzez wiarygodne oddanie świata i postaci. Gra jest więc daleka od ideału, ale ani trochę męcząca, a raczej wciąż dająca niewysłowioną ilość zwykłej, ludzkiej frajdy. A taki właśnie powinien być cel. 
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Drwal z "Czerwonego kapturka" już nie ratuje dziewcząt. Zapija raczej smutki w nocnym barze. Zdarza mu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones