W swoim czasie

Pierwsze minuty "Rime", gdy wyrzucony na nieznany brzeg chłopiec odzyskuje przytomność i powoli, kulejąc, zaczyna rozglądać się wokół, doskonale zdradzają ideę przyświecającą twórcom. 
W swoim czasie - recenzja "Rime"
Pierwsze minuty "Rime", gdy wyrzucony na nieznany brzeg chłopiec odzyskuje przytomność i powoli, kulejąc, zaczyna rozglądać się wokół, doskonale zdradzają ideę przyświecającą twórcom. Przestrzeń, podobnie jak w ostatniej "Zeldzie" czy "The Witness", pozbawiona jest niepotrzebnych detali, co pozwala wybrzmieć palecie barw i rozległej otaczającej bohatera przestrzeni. Po piasku paradują kraby, w powietrzu kołują skrzeczące mewy, a szum morza miesza się z ewokacyjną muzyką. Otwierająca scena, choć niespecjalnie oryginalna, pozwala nam niespiesznie zapoznać się z mechaniką i rozprostować nogi na zalanym słońcem brzegu, pozostawia także niezatarte wrażenie, wyznaczając rytm i tonację nadchodzącej przygody. Fragmenty nieznanych struktur i wysoki klif, ograniczający nasze pole widzenia, wzmagają tylko ciekawość, mimo że tak naprawdę nikt i nic nas nie popędza. Tequila Games, za pomocą znanych graczom motywów i rozwiązań, przywołujących takie klasyki jak "Journey" czy "Ico", tworzy hołd dla klasyków i swoją własną impresję na temat straty i przemijania.
 



Najważniejsza w "Rime" jest eksploracja, dająca wolność w odkrywaniu zakamarków kolejnych lokacji i poszukiwaniu przedmiotów, które pozwolą nam odgadnąć zagadkową historię. Dodatkowo, każde odkrycie kieruje nas w stronę kolejnej łamigłówki rozwijającej fabułę. Twórcy nakierowują naszą uwagę na różne sposoby: za pomocą kamery bądź za sprawą zmian w otoczeniu czy ruchów w naturze. Chłopcu towarzyszy na przykład fantomowy lis, który pojawia się regularnie w polu widzenia. Gdy puszcza się pędem w określonym kierunku, jest to dla nas sygnał, że właśnie tam znajduje się kolejna struktura albo jakieś zablokowane przejście. Zagadki, które przyjdzie nam rozwiązywać, nie są specjalnie skomplikowane, ani zaskakujące, ale na tyle różnorodne i płynnie wpisane w przestrzeń lokacji, że traktuje się je bardziej jako element historii niż sztucznie narzucone utrudnienie. Po wyspie rozsiane są na przykład budowle pełne platform, wnęk i rzeźb, które reagują na światło, cień, krzyk bohatera lub odpowiednią manipulację perspektywą. Niby nic w tym nowego, a jednak Tequila Studios doskonale wykorzystała je do rozgrywki. Kiedy ostatni raz rozwiązywaliście przestrzenną zagadkę, karmiąc słodkie małe warchlaki jabłkami?



"Rimezniewala audiowizualnie za sprawą szerokich panoram i rozbudowanych lokacji, skąpanych w dodatku w magicznej, subtelnej muzyce, która nigdy nie przyćmiewa odgłosów natury – szumu wiatru, chlupotania wody i śpiewu ptaków. Elementy platformowania nie są tu wymówką, by "coś się działo", ale źródłem estetycznych wrażeń.

Twórcy celowo zrezygnowali ze skomplikowanych puzzli, by nie rozsypało się precyzyjnie wyznaczone przez nich tempo gry, i aby starczyło nam uwagi na podziwianie otaczającej nas przestrzeni. Po kilku godzinach staje się oczywiste, że "Rime" powstawał długie lata. Kolejne biomy, podobnie jak kiedyś w "Journey", mają swój odrębny wizualny język i nastrój i mnóstwo drobnych efektownych szczegółów, jak biegające po ścianach jaszczurki czy gniazdujące na szczytach urwisk mewy. Zmienia się również światło, czyniąc z pierwszej lokacji rajską, śródziemnomorską wyspę, a kolejną nasycając białym światłem skwaru i lśniącym piaskiem pustyni. "Rime" nie jest jednak pustym generatorem tapet – twórcy kodyfikuja własna poezję przestrzeni, by uruchamiać emocje gracza. Szybko orientujemy się, że droga prowadzi chłopca w coraz głębszy mrok i niebezpieczeństwo. Mimo że rytm eksploracji nigdy nie przyspiesza, narasta nasz niepokój, a próby interpretacyjne wpadają stopniowo w coraz bardziej minorową tonację. Świat gry pozostaje cudowny, ale beztroska ustępuje miejsca czającemu się złu i poczuciu, że świat, który przemierzamy jest pęknięty, zastygły w nienazwanym cierpieniu. 

  

Gra z pewnością podzieli zarówno graczy, jak i krytyków. Łatwo zarzucić jej wtórność, choć wystarczy uważniej przyjrzeć się, jak sprawnie wykorzystuje inspiracje do własnych celów. Praktyczne pozbawienie gry elementów zręcznościowych czy skomplikowanych wyzwań logicznych może nudzić, jeżeli nie pozwolimy ponieść się historii utkanej z niedopowiedzeń i niejasności. Bohater umie się wspinać po wyznaczonych do tego krawędziach i powierzchniach, skakać i nucić tajemniczą melodię. Nic więcej. Tequila Games przyjęło strategię znaną z kinematografii czy muzyki, zbyt rzadko jednak adaptowaną na grunt gier. W procesie twórczym odrzuciło takie elementy jak surwiwal czy otwarty świat, opierając rozgrywkę na ledwie kilku fundamentach. Efektem jest linearna, pełna wizualnych olśnień, dopracowana w najdrobniejszym detalu historia, która bez zakłóceń i fałszywych tonów prowadzi nas od zachwytu przez lęk do smutku. Bez jednego wypowiedzianego słowa. Okazuje się, że rozbuchany minimalizm niekoniecznie musi być oksymoronem.
1 10
Moja ocena:
9
Absolwentka filozofii i polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim. Laureatka III miejsca w konkursie im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych (2011). Pisze o filmach do portali... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones