Recenzja filmu

Piękne dni (2016)
Wim Wenders
Reda Kateb
Sophie Semin

Wenders do domu!

Reżyserowi nie pomógł fakt, że w "The Beautiful…" po raz kolejny wraca  do swych ulubionych tematów. Sedno rozmów pomiędzy bohaterami stanowi – typowa dla wrażliwości Wendersa – melancholia i
Kilka lat temu, po wielkim sukcesie "Piny", Wim Wenders ogłosił, że technologia 3D doskonale pasowałaby również do konwencji kameralnego dramatu. Podjęta przez reżysera próba udowodnienia tej tezy w filmie "Every Thing Will Be Fine" zakończyła się sromotną klęską. Niezrażony niepowodzeniem Wenders ponowił swój eksperyment w "The Beautiful Days of Aranjuez". Niestety, rezultat nie okazał się bardziej przekonujący, a gotowemu filmowi można zarzucić znacznie więcej niż tylko nieuzasadnione niczym użycie trójwymiaru.

Rozczarowanie jest tym większe, że teoretycznie reżyser stworzył dla siebie bardziej swojskie warunki niż w przypadku "Every Thing...". Wenders zrezygnował z zatrudniania hollywoodzkich gwiazd i odnowił więź z Peterem Handkem – dramatopisarzem i scenarzystą, z którym zna się już od lat 60. Nowy projekt obu twórców zdecydowanie nie ma w sobie jednak klasy ich wspólnego "Nieba nad Berlinem".

Największą siłą tamtego filmu, obok poetyckich obrazów i kontemplacyjnego nastroju, były pełne liryzmu dialogi. Tego samego na pewno nie da się powiedzieć o "The Beautiful…", które stanowi właściwie zapis jednej, ciągnącej się w nieskończoność rozmowy pomiędzy Mężczyzną i Kobietą. Z tego względu podczas seansu trudno oprzeć się wrażeniu, że obcujemy z niezamierzoną parodią jakiegoś klasyka francuskiej Nowej Fali. "The Beautiful…" traci szczególnie dużo w konfrontacji z dowolnym filmem Erica Rohmera. Twórca "Kolana Klary" słynął z pisania błyskotliwych damsko-męskich dialogów, które miały w sobie coś jednocześnie z flirtu, przesłuchania i spowiedzi. U Wendersa kwestie brzmią natomiast, jakby były wyjęte z przeciętnej sztuki teatralnej, co nie okazuje się zresztą dalekie od prawdy (film stanowi adaptację jednego z tekstów Handkego).

Reżyserowi nie pomógł fakt, że w "The Beautiful…" po raz kolejny wraca  do swych ulubionych tematów. Sedno rozmów pomiędzy bohaterami stanowi – typowa dla wrażliwości Wendersa – melancholia i tęsknota za utraconą przeszłością. Właśnie do tych uczuć odwołuje się Mężczyzna w momencie, gdy wspomina swoją podróż do tytułowego Aranjuez. Bohater z rzadka zresztą oddaje się snuciu dłuższych monologów. Zamiast tego woli zadawać pytania towarzyszce. W aktywności tej bywa zresztą bezpośredni – już na samym początku filmu prosi ją na przykład o opis pierwszych doświadczeń erotycznych. Na nic jednak obyczajowa odwaga, jeśli uświadomimy sobie, że dawno w żadnym filmie nie słyszeliśmy równie bezpłciowych rozmów o seksie. 

Na szczęście Wenders od czasu do czasu czuje się w obowiązku wybawić widzów od tego "wielkiego bla, bla, bla". Szkoda tylko, że ogranicza się wówczas  głównie do – powielanych już w kinie niezliczoną liczbę razy – dywagacji na temat  cienkiej granicy pomiędzy prawdą a fikcją. Wprowadzenie do "The Beautiful…" wątku pisarza, który na bieżąco wymyśla dalsze perypetie ekranowej pary, prowadzi jedynie do powielenia kolejnych klisz dotyczących zachowań przepracowanego literata. Dużo lepiej wypadają na ekranie, wyreżyserowane z tradycyjną dla Wendersa starannością, sceny muzyczne. Na ścieżce dźwiękowej "The Beautiful…" usłyszymy między innymi nieśmiertelne szlagiery Lou Reeda oraz Nicka Cave'a, który przez moment pojawia się nawet na ekranie. Nawet najpiękniejsze sekwencje tego rodzaju nie są jednak w stanie zneutralizować reżyserskich niedostatków. Te zresztą, zamiast stopniowo maleć, tylko przybierają na sile.

Im bliżej wielkiego finału, tym chętniej bowiem Wenders nurza się w pretensjonalności. Ledwie sugerowane wcześniej tropy metafizyczne przybierają na sile, filmowy ogród zamienia się w Eden, a Mężczyzna i Kobieta okazują się inkarnacjami Adama i Ewy. Gdy nad tak urządzonym światem zawiśnie w końcu nieuchronne widmo końca, doprawdy nie będzie czego żałować.
1 10
Moja ocena:
4
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones