Recenzja filmu

The Disaster Artist (2017)
James Franco
James Franco
Dave Franco

What a story, James!

"Disaster Artist" to jednak nie tylko zbiór gagów z planu zdjęciowego, mający na celu wyłącznie śmieszkowanie z obłąkanego twórcy i jego projektu. Jest również w pewien sposób autotematyczny.
Każdy reżyser marzy o stworzeniu choćby jednego dzieła, które poruszy widzów i lata po premierze nadal będzie wzbudzać emocje oraz prowokować do żywej dyskusji. Nakręcić film, którego dialogi znają niemalże wszyscy, a sceny na długo zapadają w pamięć. Zadanie wydaje się jeszcze trudniejsze, kiedy samemu jest się zarówno producentem, reżyserem, scenarzystą jak i głównym aktorem. Kiedy nikt nie wierzy w twój sukces, nawet najlepszy przyjaciel. Jednak o tym, że warto walczyć o swoje marzenia i nie poddawać się przeciwnościom losu, przekonuje nas oparta na faktach historia człowieka, któremu udało się osiągnąć sukces i stworzyć dzieło uznane za kultowe.

Wyreżyserowany przez Jamesa FrancoDisaster Artist” to opowieść o powstawaniu wyjątkowego pod każdym względem filmu pt. „The Room” oraz przyjaźni Tommy'ego Wiseau i Grega Sestero. Obaj panowie wyjeżdżają do Los Angeles, by spróbować swoich sił w aktorstwie. Greg bardzo szybko znajduje swojego agenta, Tommy nie ma tyle szczęścia. Jego nadekspresja, przeteatralizowane gesty, a nawet akcent czy sam wygląd, jakoś nie przekonują ludzi od castingów. Po kolejnej porażce Wiseau postanawia więc sam napisać scenariusz i nakręcić swój własny film, angażując do tego najlepszego przyjaciela, Grega. Czy uda mu się ostatecznie osiągnąć sukces?

Nie warto w ogóle zabierać się do oglądania "Disaster Artist" bez znajomości "The Room" - dzieła, którego realizacja obrosła wręcz legendą. Co czyni go tak wyjątkowym, że po kilkunastu latach nadal ludzie chcą go oglądać, a sale kinowe pękają w szwach na specjalnych pokazach? Film Wiseau to niedoścignione arcydzieło braku wyczucia filmowego warsztatu. Okrzyknięte najlepszym najgorszym filmem w historii, zadziwiające absurdalną fabułą, porażające fatalnym aktorstwem, a jednak hipnotyzujące, niezamierzenie bawiące do łez.

"Disaster Artist" to przede wszystkim prezent dla tych, którzy czerpali perwersyjną przyjemność z seansu "The Room". Jego najbardziej idiotyczne i dzięki temu przekomiczne sceny odtworzone 1:1 oraz uwagi - czuwającej nad zachowaniem choćby umiarkowanej logiki - postaci granej przez Setha Rogena, powodowały, że widzowie w kinie wręcz dławili się ze śmiechu. Największym nośnikiem komediowym okazała się oczywiście sama postać Wiseau. James Franco doskonale odwzorował wszystkie jego manieryzmy: sposób mówienia, przymulone spojrzenie i oczywiście charakterystyczny śmiech, który niemal za każdym razem wywoływał gromkie brawa na sali kinowej.

"Disaster Artist" to jednak nie tylko zbiór gagów z planu zdjęciowego, mający na celu wyłącznie śmieszkowanie z obłąkanego twórcy i jego projektu. Jest również w pewien sposób autotematyczny. Opowiada przecież historię trudu jaki stoi przed aktorem-reżyserem, o kulisach tworzenia filmu czy nieubłaganych regułach rządzących w Hollywood. Franco - podobnie jak Wiseau - zachowuje równy poziom zarówno przed kamerą jak i na fotelu reżyserskim, z tą drobną różnicą, że jest to wysoki poziom. Olbrzymia dawka humoru nie wytrąca widza z toku narracji dzięki dobrze poprowadzonej historii. Bohater "127 godzin" sprawnie operuje gatunkiem buddy movie, doskonale dobiera muzykę do scen rodem z klasyków kina drogi, subtelnie wplata wątki dramatyczne, ani na moment nie tracąc przy tym spójności fabularnej. Jak na dobrego reżysera przystało znakomicie prowadzi też aktorów. Większość z nich, na czele z jego bratem Davem, świetnie poradziła sobie z podwójną rolą: z jednej strony z wiarygodnością postaci, z drugiej skopiowaniem drewnianego aktorstwa z filmu Wiseau czy jak w przypadku Zaca Efrona - z popisową szarżą.

Nie ma możliwości, aby Franco nie był fanem "The Room". Widać jak w pewien sposób usprawiedliwia jego powstanie, doceniając pasję, którą przekłada również na swój projekt. Pochwala upór twórcy w dążeniu do zamierzonego celu, pomimo braku zrozumienia z każdej niemal strony. Seans "Disaster Artist" przypomina seans filmu Tommy'ego Wiseau - nie sposób powstrzymać się od śmiechu. Pozostaje życzyć, aby życie dopisało piękny finał do tej historii i tytułowy "katastrofalny artysta" (oby polskim dystrybutorom nie przyszło do głowy tłumaczyć w ten sposób tytułu) mógł towarzyszyć Jamesowi Franco podczas odbierania Oscara.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Wiele złego powiedziano już o niesławnym obrazie "The Room" z 2003 r., który to po latach obrósł... czytaj więcej
Jestem zachwycony "The Disaster Artist", jestem pod wrażeniem braci Franco, jestem zaskoczony strukturą i... czytaj więcej
Tommy Wiseau to dziś postać kultowa. Autor obrazu, który jest nazywany "Obywatelem Kane’em" złych filmów... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones