Recenzja filmu

Pitch Perfect (2012)
Jason Moore
Anna Kendrick
Skylar Astin

Will you miss me when I'm gone?

Wyobraźcie sobie, że jedziecie waszym ukochanym czerwonym kabrioletem nad Lazurowe Wybrzeże. Wiatr delikatnie muska wam włosy, w powietrzu unosi się subtelna woń nadchodzącego beztroskiego
"Glee" momentalnie dorobiło się ogromnej rzeszy oddanych fanów i w pewnych kręgach - statusu serialu może nie kultowego, ale bardzo cenionego. Produkcja zdobyła uznanie zarówno wśród widzów, jak i krytyków, którzy obsypali ją deszczem Złotych Globów i niezwykle prestiżowych branżowych nagród Emmy. Historia nastolatków z amerykańskiego liceum, którzy wolny czas spędzają na szlifowaniu swoich umiejętności wokalnych w szkolnym chórze, to w zasadzie samograj. Perfekcyjnie dobrany target - młodzież i jej rozterki (pierwsze miłości, rozstania, problemy z akceptacją przez otoczenie) plus motyw często wykonywanych coverów piosenek stanowi wysokooktanowe paliwo, które już sześć sezonów napędza "Glee". Na fali tego sukcesu, wcale nie odkrywczego pomysłu Foxa, postanowił skorzystać i Universal ze swoim kinowym "Pitch Perfect".

Czas pokazał, że wytwórnia doskonale wiedziała, w co angażuje swoje pieniądze. Film Jasona Moore'a okazał się w Stanach i nie tylko ogromnym sukcesem. Przy niezwykle skromnym, jak na hollywoodzkie warunki, budżecie 17 milionów dolarów i nikłych wydatkach na działania promocyjne obraz zgarnął na świecie całkiem pokaźne 113 milionów. Do tego należy doliczyć niebagatelne wpływy z rynku DVD i Blu-ray, gdzie przez wiele tygodni tytuł utrzymywał się w czołówce zestawień sprzedażowych (rewelacyjne 90 milionów przychodów w Stanach). Z prędkością światła z półek sklepowych znikał również soundtrack – tylko za oceanem ponad milion kopi znalazło swoich szczęśliwych nabywców.  To jednak jeszcze nie koniec tych wszystkich okołofilmowych sukcesów. Zamieszczona w serwisie Youtube reżyserska wersja wykonywanego w "Pitch Perfect" przez Anne Kendrick kawałka "Cups" miała na liczniku w dniu pisania tej recenzji imponujące 154 672 065 odsłon. Nic więc dziwnego, że prace nad zaplanowanym na 2015 rok sequelem idą już pełną parą.


Beca wkracza właśnie w najciekawszy okres swojego życia. Niekończące się imprezy, alkohol i tysiące nowych znajomych – bramy college'u stają przed nią otworem. Dziewczyna jednak nie skacze z tego powodu z radości, co innego jej w duszy gra. Żadne tam studia i edukacja - to jest dla przeciętniaków. Beca zerka bowiem namiętnie w kierunku swoich marzeń – chce być profesjonalną DJ-ką. Ojciec (notabene wykładowca na jej uczelni), widząc, co się święci, postanawia posunąć się do drobnego szantażu. Jeśli choć przez rok da z siebie wszystko i w coś się zaangażuje, a mimo tego jej miłość do muzyki nie przeminie, to on pomoże jej w realizacji własnego pomysłu na życie. Zachęcona takim obrotem spraw dziewczyna postanawia spróbować swoich sił po drugiej stronie mikrofonu i po długich namowach zapisuje się do żeńskiej grupy muzycznej The Bellas, która za wszelką cenę chce się odkuć po zeszłorocznej katastrofie w międzyuczelnianych zawodach a cappella.


Wyobraźcie sobie, że jedziecie waszym ukochanym czerwonym kabrioletem nad Lazurowe Wybrzeże. Wiatr delikatnie muska wam włosy, w powietrzu unosi się subtelna woń nadchodzącego beztroskiego wypoczynku, a z radia dziwnym trafem dobiegają dźwięki tylko waszych ulubionych piosenek. Spoglądacie ukradkiem na bezchmurne niebo, a kolejne promienie słońca padają na waszą tak spragniona ciepła twarz. Jedynym zmartwieniem, z jakim musicie się zmierzyć, jest to, czy aby na pewno uda wam się zdążyć na kolację w hotelu, podczas której serwowane będzie popisowe danie szefa kuchni – homar w sosie szafranowym. W końcu wiecie, czego się spodziewać – bywacie tu tak często, jak to tylko możliwe. Ba, trasę znacie praktycznie na pamięć. Każdy domek, każdy pagórek, każdy najmniejszy krzaczek. Nic nie jest dla was zaskoczeniem, a jednak ciągle tu przyjeżdżacie.

Ten opis po części można odnieść też do "Pitch Perfect". Kino Moore'a to w zasadzie taka filmowa podróż, w której absolutnie nic nie zaskakuje, a jednak daje ona sporo niekłamanej przyjemności. Wszystkie elementy składowe oglądanej historii widzieliśmy już wcześniej miliony razy - zarówno oddzielnie, jak i razem. Taki łyżwiarski program obowiązkowy. Żadnych potrójnych tulupów czy morderczych kombinacji z podwójnym axlem, żadnych skomplikowanych układów, po których publiczność będzie cmokać z zachwytu, a sędziowie przyznają maksymalne noty - ale czy to nam naprawdę przeszkadza, gdy na lodzie znajduje się nasza ulubiona łyżwiarka, której od zawsze kibicujemy? Również reżyser, do spółki ze scenarzystką, doskonale zdaje sobie sprawę, żeby dobrze bawić widza nie zawsze potrzeba oryginalnego i świeżego scenariusza. Czasem wystarczy sprawdzony pomysł okraszony kilkoma brawurowo wykonanymi coverami piosenek i chemia między bohaterami. Prawda, że niewiele?


Nie widzę sensu wyliczania wszystkich wtórności i oklepanych wątków, które upchnięto w filmie. Jeśli nie będziecie oczekiwać od tego lekkiego, stricte rozrywkowego kina żadnych intelektualnych fajerwerków, a podejdziecie do "Pitch Perfect" jak do produkcji, podczas której zechcecie miło spędzić czas w sobotni wieczór z przyjaciółmi bądź swoją drugą połówką, to te wszystkie fabularne mankamenty przestaną mieć jakiekolwiek znaczenie. Dajcie się ponieść energii dziewczyn kapitalnie interpretujących kolejne hity, uważajcie przy tym na iskry, jakie padają w relacjach między Becą a Jesse i nie spuszczajcie oka z rewelacyjnej Rebel Wilson jako Fat Amy. I na końcu, tak z ręką na sercu, odpowiedzcie sobie, gdy The Bellas wykonywać będą niesamowity finalny numer, kiedy ostatnio film, z tak pozornie do cna ograną historią, przyniósł wam tyle frajdy i sprawił, że uśmiech podczas seansu tak często gościł na waszej twarzy, a nóżka sama chodziła w takt dźwięków dochodzących z głośników?


Płyta Blu-ray, która trafiła w moje ręce, przeznaczona była na rynek amerykański. Nie wykluczam więc, że drobne różnice w polskiej edycji mogą mieć miejsce. Do strony wideo nie można mieć żadnych zastrzeżeń. Obraz jest ostry o zadowalającej szczegółowości drugiego planu. Co zaskakujące (biorąc pod uwagę gatunek, z jakim mamy do czynienia) minimalnie gorzej wypada audio, choć i tu nie może być mowy o znaczącym odstępstwie od generalnie dość wysokiego standardu wydań Universala. Więcej niż satysfakcjonująco prezentują się dodatki. Poza standardowymi dwiema ścieżkami komentarza, zarówno reżysera jak i producentów, mamy bowiem dostęp do blisko godziny ciekawych materiałów bonusowych.

"Pitch Perfect" przypomina trochę "Dodgeball: A True Underdog Story" osadzone w realiach świata "Glee". Tu też obserwujemy zmagania zespołu na drodze do upragnionego finału. Tylko zamiast rywalizacji w zbijaka mamy bitwę na głosy. Oba filmy łączy coś jeszcze – zapewniają one bardzo solidną rozrywkę i czasu poświęconego na ich seans na pewno nie można uznać za stracony. Anna Kendrick, czyli filmowa Beca, we wspomnianym na wstępie klipie śpiewa w refrenie:

When I’m gone
When I’m gone
You’re gonna miss me when I’m gone
You’re gonna miss me by my hair
You’re gonna miss me everywhere, oh
You’re gonna miss me when I’m gone

Nie wiem jak Wy, ale ja trochę będę tęsknić za nią i dziewczynami, a sequel obejrzę z nieskrywaną przyjemnością.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones