Recenzja filmu

Nasz najlepszy rok (2017)
Cédric Klapisch
Pio Marmaï
Ana Girardot

Wino ze średniej półki

Klapisch łączy subtelną psychologiczną narrację, pokazującą rodzinne tarcia i momenty bliskości z farsowymi, nastawionymi na mniej wyrobionego widza fragmentami. Humor nie zawsze jest tu
Nigdy nie byłem fanem filmów Cédrica Klapischa. Oglądałem je bez zasadniczych nieprzyjemności, ale też bez zachwytu. Formuła, jaką Klapisch powiela w swoich dziełach, po prostu do mnie nie przemawia.

Jaka to formuła? Reżyser próbuje łączyć tradycje konfesyjnego, osobistego, autorskiego kina spod znaku François Truffauta i Erica Rohmera, z bardzo konwencjonalnymi wzorcami francuskiego kina gatunkowego, zwłaszcza komedii. To połączenie mogłoby mnie przekonać, gdyby Klapisch miał bliskie mi poczucie humoru – niestety wszystkie części "erasmusowej" komedii "Smak życia" jego autorstwa, jakie miałem okazję widzieć, upewniły mnie, że śmieję się z czegoś zupełnie innego niż reżyser.


Tę formułę realizuje także najnowszy film twórcy, "Nasz najlepszy rok". Pod względem stylu, tonu, emocji, humoru bardzo przypomina "Smak życia". Jean, narrator i główny bohater "Naszego najlepszego roku" ma wiele wspólnego ze znanym ze "Smaku życia" Xavierem Rousseau. Podobnie jak on, nieustannie szuka swojego miejsca w świecie, nie może nigdzie stale zagrzać miejsca, ciągle wydaje się mieć przed sobą udzielenie odpowiedzi na najważniejsze w życiu pytania.

Jean opuścił rodzinną winnicę w Burgundii u progu dorosłości. Wraca po dziesięciu latach. W międzyczasie umarła jego matka, na początku filmu umiera ojciec. Młody mężczyzna ma rodzinę i własny winiarski biznes na drugim końcu świata, w Australii. Jego małżeństwo przeżywa przy tym poważny kryzys, a australijska winnica ma finansowe problemy. Jean musi zdecydować, co zrobić dalej ze swoim życiem; jak razem z siostrą i młodszym bratem podzielić spadek po ojcu i spłacić ciążące na nim zobowiązania.

Film rozgrywa się w ciągu roku, między jednym i drugim zbiorem winogron. W tym czasie Jean musi podjąć kluczowe dla swojego życia decyzje, odnaleźć swoje miejsce na ziemi. Równie trudne wybory stoją przed jego rodzeństwem. Kierująca winnicą po śmierci ojca siostra Jeana, Juliette, próbuje odnaleźć się w trudnej roli szefowej rodzinnego przedsiębiorstwa. Najmłodszy w rodzinie Jérémie usiłuje natomiast wyemancypować się spod wpływów apodyktycznego teścia. 


Klapisch łączy subtelną psychologiczną narrację, pokazującą rodzinne tarcia i momenty bliskości z farsowymi, nastawionymi na mniej wyrobionego widza fragmentami. Humor nie zawsze jest tu najwyższej próby, mnie przynajmniej w wielu miejscach zupełnie nie przekonuje. Tak samo jak łzawy sentymentalizm, w jaki reżyser wpada w tych momentach, gdy szczególnie pragnie podkreślić znaczenie rodzinnej bliskości, ból, jaki mogą sobie czasem sprawiać najbliżsi, siłę wspomnień z formacyjnego okresu dzieciństwa.

Całość kończy się – jak to u tego reżysera – deklaracją ogólnej wiary w dobro, miłość, rodzinę i potrzebę jakiegoś zakorzenienia. Widz nie jest zaskoczony, spodziewa się tego od początku i jeśli dał się wciągnąć poetyce reżysera w pierwszych scenach, oczywistości i przewidywalność takiego finału go nie rozczarują.

Biorąc to wszystko pod uwagę, można stwierdzić, że "Nasz najlepszy rok" to odpowiednik wina ze średniej półki. W sam raz dla kogoś, kto zmęczył się ofertą z dyskontów, a nie ma siły na bardziej wyrafinowane, wymagające większych nakładów czasowych i finansowych somelierskie doświadczenia. Jeśli ktoś lubi takie filmowe trunki, będzie zachwycony. Ja szanuję, ale nie podziwiam.
1 10
Moja ocena:
5
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones